Михаил Лермонтов

Szatan. Powieść wschodnia


Скачать книгу

orłem… Strzał padł znowu!

      I dziki krzyk, jęk po nim głuchy

      Rozniosły echa w tej godzinie…

      I pierzchli – jako nocne duchy –

      Gruzińcy w strachu po dolinie.

XII

      Scichło!… Mordercy wzięli łupy,

      I pozostały w miejscu trupy,

      A na nie – w strachu drząc – patrzały

      Wielbłądy – zbite w ciasne kupy,

      I w takt dzwoneczki im jęczały.

      Złupiona karawana cała,

      I chrześcian leżą zimne ciała;

      Nad niemi nocny ptak ulata;

      Cmentarna ich nie schowa krata,

      Ani klasztornych głazów płyty,

      Gdzie proch praojców był ukryty;

      Nie przyjdą siostry ich z matkami,

      Okryte czader osłonami,

      Ze smutkiem, łkaniem i modłami

      Na groby ich z dalekiej strony!

      Lecz za to chrześcian wiernych syny-

      Tu! pod tą skałą, u drożyny

      Wzniosą na pamięć krzyż święcony…

      Gdy przyjdą wiosny narodziny.

      Bluszcz krzyż popieści i owinie

      Swych liści splotem szmaragdowym,

      I pod symbolem Chrystusowym.

      Wędrowiec – dążąc ku rodzinie –

      Odpocznie, krzyża nie ominie…

XIII

      Leci koń – pełen niepokoju,

      Chrapie i rwie się jak do boju;

      To nagle stanie w całym pędzie,

      Rozdziera nozdrzy swych krawędzie

      I ogniem z nich płomiennym bucha,

      A uchem czujnem wiatrów słucha;

      To znów porywa się z kopyta

      I z roztrzepaną grzywą – wrzący –

      Pędzi szalony i nie pyta…

      Na koniu jeździec jest milczący:

      Do grzywy końskiej przypadł głową,

      Wącha się w stronę tę i ową,

      I nie kieruje już cuglami,

      Zasunął nogi swe w strzemiona,

      Krwi zaś czerwonej strumieniami

      Czaprak i czucha poplamiona…

      Rumaku! pana swego dzielnie

      Wyniosłeś z boju, jako strzała,

      Lecz osetyniec mierzył celnie,

      I kula w mroku go dognała.

XIV

      Hudał z rodziną przerażony!

      W podwórzu ciśnie się lud tłumnie:

      Czyj koń przyleciał zapalony

      I padł na głazy u wrót szumnie?

      Kto jest ten jeździec trupio blady?

      Miał jeszcze walki świeże ślady

      Na czole smagłem, choć nieżywy;

      Z bronią skrwawioną i z odzieniem,

      Ostatniem dłoni zaciśnieniem

      Trzymał się włosa końskiej grzywy…

      Nie długoś, ty, narzeczonego

      Czekała – piękny mój aniele!

      Dotrzymał słowa książęcego

      I oto! przybył na wesele…

      Ale już konia szalonego,

      Nie pokieruje ręka jego!…

XV

      Na dom spokojny i bez troski –

      Jak piorun – spadła straszna kara

      Odczuła ciężko wyrok Boski,

      Płacze na łożu swem Tamara;

      I łza za łzą po licach płynie,

      Jej pierś wysoko, trudno dyszy…

      I oto! nagle niby słyszy

      Czarowną mowę gdzieś w wyżynie:

      ˝O, nie płacz, dziecię! Rosą wody

      Żywej twa łza na trupie lody

      Nie spadnie, tylko zamgli jasne

      Twe oczy i blask zgasi młody…

      Jej żarem spalisz lice własne!

      Dziś on w dalekich sfer przezroczu,

      Nie dojdą doń twych smutków wieści,

      Wzrok bezcielesny jego oczu

      Niebieskie światło teraz pieści;

      On słyszy chórów rajskich dźwięki…

      Czem dlań ból ziemski i radości,

      Dziewicy smętnej łzy i jęki,

      Kiedy szczęśliwy w raju gości.

      O mówię ci, istocie biednej,

      Wierzaj mi, losy ziemskiej treści

      Nie warte są chwileczki jednej

      Żalu twojego i boleści!

      ˝W napowietrznym oceanie,

      I bez żagli i bez steru,

      Płyną w zgodnej karawanie

      Gwiazdy w pośród fal eteru.

      Gdzie pól obszar nieskończony,

      Bez podstawy i sklepienia,

      Błądzą chmurek miljony -

      Tak powiewnych, jak marzenia.

      Żal rozłąki, czas witania

      Chwilki wśród nich nie zagości,

      I nie mają pożądania

      Ni przeszłości, ni przyszłości.

      Gdy w pierś twoją godzą ciosy,

      Kipi boleść w niej namiętna,

      Przypomniawszy chmurek losy,

      Bądź – jak one – obojętna!

      ˝Jak tylko noc na Kaukaz mrokiem

      Padnie i szczyty gór zaleje;

      Jak tylko świat, jej słów urokiem

      Oczarowany, zaniemieje;

      Jak tylko wietrzyk po nad skałą

      Roślinką zakołysze małą,

      I ptaszek, co się chował w trawie –

      We mroku śmielszy frunie żwawiej,

      I pod zielonym winogradem

      Pijący rosę łonem radem

      Kwiat nocny wzniesie swe kielichy;

      Jak tylko miesiąc złoty, cichy

      Twarz swą wynurzy z gór załomu,

      Na ciebie spojrzy pokryjomu:

      Ku tobie skrzydeł lot rozwinę

      I na twe rzęsy jedwabiste

      Sny będę wionął pozłociste,

      Nim z jutrznią w stronę swą odpłynę…˝

XVI

      Umilkły słowa i umarły,

      Jeden