mojego lotniskowca.
– Dokonaliśmy pewnych modyfikacji. I zgłaszam protest wobec sugestii, że ukradliśmy wam oryginał. Zdecydowanie…
– Zamknij się – odparła. – Blake, chodź tu.
Kapitan Ursahn odeszła kilka kroków na bok. Podszedłem do niej ostrożnie.
– Tak, kapitanie?
Przyjrzała się mojej twarzy i pociągnęła nosem.
– Ten okręt jest niehonorowy. To fazowiec.
Gdyby była w stanie odczytywać ludzkie emocje z wyrazu twarzy, widziałaby poczucie winy na mojej.
– Co? Naprawdę? Nie wierzę.
– To prawda. Nie winię cię za tę zbrodnię, nie bezpośrednio, ale muszę zawiadomić dowództwo Rebelii. Będą wiedzieli, co robić.
– Chwileczkę – powiedziałem. – Czy myślisz, że agent wie, że to okręt fazowy?
– Nie. Zgłosiłby to przestępstwo. Jego zadaniem tutaj było upewnić się, że Ziemia wniesie odpowiedni wkład.
Zmarszczyłem brwi.
– Jaki wkład? Nie rozumiem. Jaka różnica, czy mamy jeden okręt, czy zero?
– Ogromna. Prawo Rebeliantów mówi, że światy bez własnych okrętów muszą dostarczyć jedną załogę. Ale jeśli macie prawdziwe okręty, oznacza to, że musicie zapewnić przynajmniej jeden, który będzie walczyć razem z cywilizacjami wyższego poziomu.
– Rozumiem… Czy jest jakaś specjalna zasada dla okrętów fazowych?
– Są zakazane, niehonorowe.
– Co zrobicie? – spytałem.
– Oczywiście zniszczymy tę przeklętą rzecz. Następne wrócimy na „Zabójcę” i zginiemy w chwale, ty w swoim myśliwcu, a ja dowodząc lotniskowcem. Będzie tak, jak miało być.
– Hmm… – Plan nieszczególnie mi się podobał. – Wygląda na to, że to Imperium zachowuje się tu niehonorowo. Wysyłają na nas automatycznego Łowcę. Czy Rebelia zbudowałaby takie coś?
– Nie, nawet gdybyśmy umieli. Są gorsze niż fazowce.
– Właśnie! Oto, co proponuję: pozwól mi pogadać z dowództwem Rebelii. Wyjaśnię, dlaczego użycie okrętów fazowych może uchronić nas przed śmiercią.
Przybrała groźną pozę.
– Fazowce są niehonorowe! Chcesz, bym zanieczyściła swoją gawrę!
Idiom był przetłumaczony dosłownie, ale zrozumiałem, o co chodzi.
– Słuchaj, chcę tylko przekazać decyzję na wyższy szczebel, to wszystko. Ludzie pomogli wam wcześniej pokonać wroga, prawda? Zaufajcie nam ponownie.
– Skończyło się to katastrofą. Wysłali teraz na nas coś potworniejszego i nigdy nie zostawią nas w spokoju. Łowca eksterminuje nasze ludy, bo poprzednim razem ich upokorzyłeś.
– W takim razie nie mamy nic do stracenia.
– Mamy swoje wierzenia i wspomnienia. Co więcej mógłby mieć wojownik, gdy ginie w walce?
Westchnąłem.
– Pozwolisz mi porozmawiać z admiralicją czy nie?
Wyglądała, jakby się zamyśliła. Jej małe oczka były niemal całkiem zamknięte i przestępowała z nogi na nogę. Nie przeszkadzałem jej.
W końcu spojrzała na mnie.
– Podejrzewam cię o podstęp. Jesteś przebiegły z natury. Pozwolę jednak admiralicji zdecydować.
Chciałem się uśmiechnąć, ale powstrzymałem się. To nie był najlepszy czas.
– Dobrze więc. Czekam na rozkazy.
– Na pewno nie chcesz ich sam napisać? Jesteś dziś pełen pomysłów, nawet jak na człowieka.
– Skądże. Jestem do twojej dyspozycji, kapitan Ursahn.
Z pomrukiem zostawiła mi instrukcje, po czym wyszła z hali. Wszyscy obecni odetchnęli z ulgą.
13
Kapitan Ursahn opuściła bazę. Zabrała Godwina ze sobą do komory transmatu i wkrótce zniknęli. Nie widziałem jeszcze tej procedury i byłem jej bardzo ciekaw.
Później pomyślałem, że poczułem teleportację, bo usłyszałem niski pomruk, który wydawał się przeszywać ściany. Na chwilę zamigotały światła i dźwięk ustał.
– W co ty tu sobie pogrywasz, Blake? – spytał Abrams po powrocie z komory transmatu. – Jesteś zdrajcą? Pracujesz dla obcego mocarstwa?
– Próbuję utrzymać nas przy życiu. Poważnie.
Generał Vega zdążył już wyjść z ambulatorium o własnych siłach. Był nieco zamroczony i zdecydowanie wkurzony. Popełniłem błąd i spytałem go, jak się czuje.
– Jak się czuję? Jestem wściekły! Zostałem pobity we własnej bazie. Nie wiem, jak wytrzymujesz bliski kontakt z tymi dzikusami, Blake. Chcę złożyć oficjalną skargę na ręce ich rządu. Powinniśmy domagać się ekstradycji tego Godwina!
– Obawiam się, że nie odpowiedzieliby nawet na takie żądanie. O ile w ogóle by je zrozumieli.
– Blake ma rację – wtrącił Abrams. – Ci obcy nie myślą liniowo. Kierują się emocjami, nie logiką.
Miał trochę racji, a trochę się mylił. Ludzi było tak samo łatwo wyprowadzić z równowagi, co rebelianckich Kherów, tylko dla nas były dopuszczalne inne rodzaje interakcji.
Zazwyczaj trzymałem takie opinie dla siebie, ale tym razem stawka była zbyt wysoka.
– Generale, czy kiedykolwiek wąchał pan tyłek innej istoty?
Spojrzał na mnie jak na wariata.
– Nie, ale skopałem tę część ciała wielu młodszym oficerom!
– Sir, chodzi mi o to, że normalne zachowanie dla Kherów jest czymś innym niż dla nas. Tak naprawdę nie są zresztą obcymi, bo łączy nas genetyczne pokrewieństwo. Ale są całkowicie inni.
– Do czego zmierzasz, Blake?
– Czasami ludzie widzą znajome wzorce zachowań u psów… ale psy nie są ludźmi i nie można od nich wymagać stosowania się do ludzkich norm. Tak samo jest z Kherami.
Generał Vega przyłożył do głowy zimny kompres i wymamrotał coś o usypianiu wściekłych zwierząt. Przestał jednak w końcu mówić o ekstradycji.
– Przyjrzyjmy się rozkazom kapitan Ursahn – zasugerowałem.
– Rozkazom? – wzburzył się Vega. – Wydała nam rozkazy?
– Owszem. Wszystko przez to, że zbudowaliśmy okręt. Godwin był tu, aby go znaleźć. Najwyraźniej podejrzewali, że go budujemy.
– Te wszystkie sondy… – dodał Abrams. – Może mają więcej szpiegów i dronów na Ziemi, których nigdy nie wykryliśmy?
– No tak. W każdym razie Godwin jest agentem… a raczej czymś w rodzaju poborcy podatków.
Generał Vega spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach, ale się nie odezwał. Robił się tylko coraz bardziej czerwony.
– Widzi pan, generale, chodzi o to, że chcą, aby nasz okręt służył w ich Flocie.
– To nie wszystko – wtrącił Abrams. – Powiedz mu najlepszą część.
Spojrzałem