Ewa Kassala

Królowa Saby


Скачать книгу

lekkim palankinie umieszczonym na białym wielbłądzie. Ty też tam byłaś. Jechałaś obok mnie. Podróż trwała wiele długich miesięcy. Spotykały nas burze deszczowe i piaskowe, zdarzało się, że w oazach brakowało wody, by napoić zwierzęta, nie wszyscy przetrwali podróż, ale wiem, że do celu dotarliśmy szczęśliwie. I że później, również w dobrej kondycji, wróciliśmy do Saby, która pod naszą nieobecność była bezpieczna. W tym widzeniu czułam w ustach piasek pustyni, a na policzkach wiejący wiatr. Byłam tam, widziałam wszystko dokładnie. Patrzyłam na nas z góry, czułam się, jakbym była ptakiem. Wiesz, co jeszcze widziałam? Wiozłyśmy bogate dary dla króla.

      Królestwo Izraela. W tym samym czasie

      Gdy minął czas szloszim, a avelut jeszcze trwał, do Batszeby przyszedł Adoniasz.

      „Czego chce ten nieszczęśnik?”, zastanawiała się królowa.

      Współczuła mu. Wiedziała, że jej syn pozbawił go wszystkich zaszczytów i większości uprawnień. Mimo że doskonale pamiętała wydarzenia sprzed kilku miesięcy i to, jak bardzo Adoniasz był wówczas butny i arogancki, teraz, widząc jego pełną skruchy postawę i minę, zaprosiła go, by usiadł.

      – Pani, matko króla, królowo, proszę cię o łaskę i wsparcie – rozpoczął, trafnie wyczuwając, że Batszeba mu współczuje. Na to liczył. Uważał, że jeśli będzie miał ją po swojej stronie, uda mu się zrealizować sprytny plan, który podsunął mu kapłan Abiatar, a poparł Joab.

      – Jeszcze niedawno oczy całego Izraela były skierowane w moją stronę w nadziei, że to ja będę królem. Ale, cóż… Jahwe przeznaczył władzę mojemu bratu. Pogodziłem się z tym, przecież z wolą Boga się nie dyskutuje. Jednak, królowo, przed tobą, kobietą, która ma tak wielkie serce, nie będę ukrywał, jak bardzo cierpię.

      – Minęło już sporo czasu. Powinieneś oswoić się z tym, co się wydarzyło. – Królowa wzięła jego słowa za dobrą monetę.

      – Wiem, że nie będę królem, pogodziłem się z tym i jestem wdzięczny Jahwe, że natchnął Salomona, by wybaczył mi to, co zrobiłem.

      – Błąd, który uczy pokory jest lepszy niż sukces, który czyni aroganckim. Dziękuj Bogu, Adoniaszu, że nie uczynił cię królem, bo czuję, że jako władca byłbyś właśnie arogancki. Doskonale pamiętam twoje wydatki, rydwany i konie pędzące po Jerozolimie bez zważania na ludzi i zwierzęta. Pamiętasz, jak z twojego rozkazu, gdziekolwiek się udawałeś, pięćdziesięciu ludzi miało zawsze biec przed tobą, żeby inni wiedzieli, że oto patrzą na przyszłego króla? Byłeś pyszny i zarozumiały. Bogu się to nie podobało.

      – Któż wie, jak potoczyłyby się losy świata, gdybym to ja został królem? Jednak to nieważne, bo tak się nie stało. Dziś jest we mnie wyłącznie pokora – odparł, pamiętając, po co przyszedł. – Pokora i błaganie o pomoc.

      Spojrzał na nią takim wzrokiem, że zaczęła nabierać podejrzeń, czy przypadkiem czegoś nie knuje, jednak jego wzruszenie wyglądało na szczere, więc mimo wcześniejszych złych doświadczeń, chcąc wierzyć w jego dobre intencje, postanowiła go wysłuchać.

      – Królowo, kocham kobietę – wyznał cichym głosem. – Kto inny zrozumie mnie lepiej, niż właśnie ty?

      Dotknął jej czułego punktu. Wiedział, że według niej najważniejsza na świecie jest miłość. Miał rację. Na dźwięk słowa „miłość” Batszeba pochyliła się w jego stronę.

      – Mów!

      – W tobie jedyna nadzieja i ratunek, królowo! Przyrzeknij, że nie odmówisz mi pomocy, proszę!

      – Wysłucham cię. Mów.

      – To moje największe pragnienie, które jeśli się spełni, pozwoli uspokoić się sercu – westchnął. – Bardzo cię proszę, pani, powiedz królowi, ciebie wysłucha na pewno, żeby dał mi za żonę Abisztag. Odkąd ją ujrzałem, nie zaznaję spokoju. Wcześniej, przez szacunek dla mojego ojca, którym opiekowała się dzień i noc, nawet nie próbowałem się do niej zbliżać. Po śmierci króla wszyscy pogrążyliśmy się w żałobie, więc także nie było właściwych okoliczności, ale teraz myślę, że nadszedł czas, bym ujawnił moje uczucia i plany wobec niej.

      – Czy ona wie?

      – Nie sądzę. Ale propozycja brata króla na pewno będzie dla niej największym zaszczytem, jaki mógłby ją spotkać.

      Królowa lubiła Abisztag. Przez ostatnie miesiące życia króla dbała o niego z największą troską. Batszeba myślała, że może Salomon będzie zainteresowany przejęciem dziewczyny po ojcu, ale nie wyrażał na to nawet najmniejszej ochoty. W związku z tym według niej nic nie stało na przeszkodzie, by dostał ją Adoniasz. „Nie został królem, niech ma chociaż tę, którą kocha”, myślała.

      – Dobrze, powiem o tym królowi – zakończyła spotkanie.

***

      Jeszcze tego samego dnia przedstawiła Salomonowi prośbę Adoniasza.

      – Matko, on wciąż liczy na to, że zasiądzie na tronie. Nie widzisz tego?

      – Przyznam, że nie.

      – Jeśli Abisztag, która grzała łoże mojego ojca, zostałaby jego żoną, ludzie uznają, że odziedziczył po Dawidzie kobietę, ma więc i prawo do korony.

      – Co ty mówisz!

      – Taki jest stary obyczaj. Najstarszy syn dziedziczy ostatnią kobietę ojca, a razem z nią wszystko inne. A więc to także jemu należy się korona! Tradycje trudno zmienić. Lud wierzy, że Abisztag nie tylko ogrzewała króla wychłodzonego chorobą, skąd ma wiedzieć, jak było naprawdę? Moc tradycji jest potężna. Poza tym, Adoniasz ma wciąż po swojej stronie kapłana Abiatara i Joaba, a oni są silni. Prosząc mnie o Abisztag dla niego, równie dobrze możesz mnie poprosić, abym oddał mu koronę.

      – Synu, nie podejrzewałam go o tak niecne zamiary. Omotał mnie, wzruszył opowieścią o miłości. Uwierzyłam mu, mimo że nie darzę go sympatią, ani tym bardziej szacunkiem.

      Salomon poderwał się z krzesła.

      – Niech Bóg ześle na mnie wszystko, co najgorsze, jeśli tą prośbą nie ściągnął na siebie zguby! Przekroczył granice! Jeszcze dziś się z nim rozprawię. Na Boga, który obdarzył mnie mocą i posadził na tronie mojego ojca, przysięgam, że dziś jeszcze Adoniasz wyzionie ducha! A lada moment kara spotka też jego popleczników!

      I tak się stało.

      Jeszcze tego samego dnia Benajasz, nazywany przez mieszkańców miasta zbrojnym ramieniem Salomona, wykonał rozkaz. Z jego ręki, przebity mieczem, zginął Adoniasz, największy przeciwnik Salomona.

      W czasie, gdy to się działo, król wezwał kapłana Abiatara.

      – Skazuję cię na wygnanie. Ciesz się, bo pozwalam ci pojechać do twoich posiadłości na wsi, mimo że zasłużyłeś na śmierć. Nie zgładzę cię jednak jeszcze dzisiaj, ponieważ nosiłeś Arkę Przymierza przed moim ojcem. Ze względu na pamięć o nim, będziesz żyć. Ale natychmiast zejdź mi z oczu.

      To jednak nie był koniec oczyszczania pola, które przed śmiercią zalecił Salomonowi ojciec.

      Gdy tylko do Joaba, trzeciego ze spiskowców, dotarły wieści o tym, co się dzieje, że Adoniasz został zgładzony, a Abiatar wygnany, pobiegł do świątyni. Uznał, że kiedyś uchwycenie się rogów ołtarza uchroniło Adoniasza, więc prawo azylu uratuje także jego.

      – Dowódco wojsk, król rozkazuje, abyś wyszedł ze świątyni – zawołał Benajasz, wysłany tam przez Salomona.

      – Nie wyjdę. Wolę umrzeć