Дэн Браун

Zwodniczy punkt


Скачать книгу

które potwierdzały informacje o przeprowadzaniu czystek etnicznych.

      – Dwa tygodnie temu – ciągnął Ekstrom – PODS przelatywał nad tym lodowcem i wykrył anomalię gęstości, która nie przypominała niczego, co spodziewaliśmy się zobaczyć. Na głębokości sześćdziesięciu metrów dostrzegł w lodzie coś, co wyglądało jak amorficzna kula o średnicy około trzech metrów.

      – Kieszeń wodna?

      – Nie. Nic płynnego. Co dziwne, anomalia była twardsza od otaczającego ją lodu.

      Rachel zatrzymała się.

      – A zatem… głaz?

      Ekstrom pokiwał głową.

      – Zasadniczo tak.

      Czekała na ciąg dalszy. Nie nastąpił. Jestem tutaj, bo NASA znalazła w lodzie wielki kamień?

      – Dopiero kiedy PODS obliczył gęstość tej skały, wpadliśmy w podniecenie. Natychmiast przylecieliśmy, żeby ją zbadać. Okazało się, że znalezisko ma gęstość znacznie większą niż skały występujące na Wyspie Ellesmere’a. Prawdę mówiąc, większą niż jakiekolwiek skały w promieniu sześciu tysięcy kilometrów.

      Rachel popatrzyła na lód pod nogami, wyobrażając sobie tkwiący gdzieś tam w dole wielki głaz.

      – Mówi pan, że coś go tutaj przyniosło?

      Ekstrom miał lekko rozbawioną minę.

      – Ten kamień waży ponad osiem ton. Tkwi na głębokości sześćdziesięciu metrów w solidnym lodzie, co znaczy, że spoczywa tutaj nietknięty od ponad trzystu lat.

      Rachel poczuła się zmęczona, gdy tak szła długim, wąskim korytarzem, w którym stało dwóch uzbrojonych pracowników NASA. Zerknęła na administratora.

      – Zakładam, że istnieje logiczne wyjaśnienie obecności kamienia… i całej tej tajemnicy?

      – Z pewnością – odparł Ekstrom z kamienną twarzą. – Skała znaleziona przez PODS jest meteorytem.

      Rachel stanęła jak wryta i popatrzyła na niego.

      – Meteorytem? – Poczuła się rozczarowana. Po takich przygotowaniach meteoryt nie wydawał się niczym nadzwyczajnym. To odkrycie ma usprawiedliwić wszystkie dotychczasowe wydatki i błędy NASA? Co ten Herney sobie myśli? Wprawdzie meteoryty zaliczają się do najrzadszych skał na Ziemi, ale NASA znajduje je przez cały czas.

      – Ten meteoryt jest jednym z największych, jakie kiedykolwiek znaleziono – wyjaśnił Ekstrom, stając przed nią. – Jesteśmy przekonani, że stanowi fragment większego, który w siedemnastym wieku wpadł do Oceanu Arktycznego. Najprawdopodobniej ta skała została odszczepiona w momencie zderzenia z oceanem, wylądowała na Lodowcu Milne’a i została pogrzebana przez śnieg.

      Rachel ściągnęła brwi. To odkrycie niczego nie zmieniało. Narastało w niej podejrzenie, że jest świadkiem karkołomnego chwytu reklamowego wymyślonego przez zdesperowaną NASA i Biały Dom – dwie walczące o uznanie instytucje, próbujące wynieść przeciętne znalezisko do rangi epokowego zwycięstwa NASA.

      – Nie zrobiło to na pani większego wrażenia – zauważył Ekstrom.

      – Chyba spodziewałam się czegoś… innego.

      Ekstrom zmrużył oczy.

      – Meteoryt tej wielkości jest rzadkością, pani Sexton. Na świecie jest tylko kilka większych.

      – Zdaję sobie sprawę…

      – Ale nie wielkość meteorytu zaintrygowała nas najbardziej.

      Rachel podniosła głowę.

      – Jeśli pozwoli mi pani dokończyć, dowie się pani, że ten meteoryt ma zdumiewające cechy, niespotykane w żadnym innym meteorycie. Wielkim czy małym. – Wskazał w głąb korytarza. – Jeśli pójdzie pani ze mną, przedstawię pani kogoś, kto ma lepsze kwalifikacje, żeby dyskutować o tym znalezisku.

      Rachel była zbita z tropu.

      – Lepsze kwalifikacje niż administrator NASA?

      Ekstrom skierował na nią swoje nordyckie oczy.

      – Lepsze kwalifikacje o tyle, że jest cywilem. Ponieważ profesjonalnie zajmuje się pani analizowaniem danych, założyłem, że woli pani otrzymać informacje z bezstronnego źródła.

      No właśnie. Rachel dała za wygraną.

      Poszła za administratorem wąskim korytarzem kończącym się ciężką, czarną zasłoną, zza której dobiegał wibrujący pomruk licznych głosów, brzmiących tak, jakby dochodziły z otwartej przestrzeni.

      Administrator bez słowa wyciągnął rękę i odsunął zasłonę. Rachel zamrugała, oślepiona jaskrawym światłem. Z wahaniem zrobiła krok do przodu, mrużąc oczy. Po chwili zobaczyła wielkie pomieszczenie i westchnęła z podziwu.

      – Mój Boże – szepnęła. Co to za miejsce?

      Rozdział 20

      Studio CNN pod Waszyngtonem jest jednym z dwustu dwunastu rozsianych po całym świecie, łączącym się za pośrednictwem satelity z centralą Turner Broadcasting System w Atlancie.

      Była za kwadrans druga, gdy limuzyna senatora Sedgewicka Sextona wjechała na parking. Sexton był zadowolony z siebie, idąc z Gabrielle w kierunku wejścia. Przywitał ich brzuchaty realizator CNN.

      – Senatorze Sexton, witamy – powiedział z przesadnie szerokim uśmiechem. – Mam wspaniałe wieści. Właśnie dowiedzieliśmy się, kto będzie pańskim sparingpartnerem. – Jego uśmiech nie wróżył niczego dobrego. – Mam nadzieję, że jest pan gotów do ostrej gry. – Wskazał studio za szybą.

      Sexton spojrzał i z trudem zachował spokój. Przez mgiełkę dymu papierosowego patrzyła na niego najbrzydsza osoba w świecie polityki.

      – Marjorie Tench?! –wykrzyknęła Gabrielle. –Do licha, co ona tutaj robi?

      Sexton nie miał pojęcia, ale niezależnie od powodu, jej obecność była fantastyczną wiadomością, oczywistym znakiem, że prezydent czuje się osaczony. Gdyby było inaczej, czy posyłałby swojego starszego doradcę na pierwszą linię? Prezydent Zach Herney wytoczył największe działa. Sexton z zadowoleniem przyjął wyzwanie.

      Im groźniejszy wróg, tym boleśniej upada.

      Dobrze wiedział, że Tench jest szczwanym przeciwnikiem, ale patrząc na nią teraz, pomyślał, iż prezydent popełnił poważny błąd. Marjorie Tench wyglądała koszmarnie. Siedziała zgarbiona na krześle, paląc papierosa, jej prawa ręka podnosiła się do ust i opadała leniwie, jakby była posilającą się modliszką.

      Jezu, pomyślał Sexton, ktoś z taką gębą powinien ograniczać swoje występy do radia.

      Ilekroć w jakimś czasopiśmie natykał się na zdjęcie tego żółtawego oblicza, nie mógł uwierzyć, że należy ono do jednej z najpotężniejszych osób w Waszyngtonie.

      – To mi się nie podoba – szepnęła Gabrielle.

      Sexton ledwo ją usłyszał. Im dłużej analizował sytuację, tym bardziej był niezadowolony. Jeszcze lepsze od mało medialnej twarzy Marjorie Tench było jej stanowisko w jednej zasadniczej kwestii: starszy doradca Białego Domu głosiła wszem wobec, że jedynie przewaga technologiczna może zapewnić Ameryce wiodącą rolę w świecie. Była gorącym zwolennikiem rządowych programów badawczo-rozwojowych i co ważniejsze NASA. Wielu uważało, iż to jej zakulisowe naciski sprawiają, że prezydent tak zdecydowanie popiera upadającą agencję kosmiczną.

      Sexton zastanawiał się, czy przypadkiem prezydent