dobre pytanie. Nie chciał mi powiedzieć.
Zatajanie informacji przed dyrektorem NRO przypominało próbę ochrony sekretów Watykanu przed papieżem. Popularny w środowisku wywiadowczym żart mówił, że jeśli William Pickering nie wie o jakimś zdarzeniu, to znaczy, iż nie miało ono miejsca. Rachel była w kropce.
Pickering wstał i zaczął spacerować przed oknem.
– Poprosił, żebym natychmiast się z panią skontaktował i wysłał ją na spotkanie.
– Teraz?
– Przysłał środek transportu. Czeka na zewnątrz.
Rachel ściągnęła brwi. Prośba prezydenta była niezwykła, ale przede wszystkim niepokoiła ją zatroskana mina szefa.
– Oczywiście, ma pan jakieś zastrzeżenia…
– To chyba jasne! – Pickering pozwolił sobie na okazanie emocji, co nieczęsto mu się zdarzało. – Wybór takiej a nie innej chwili wydaje się niemal prymitywnie przejrzysty. Prezydent chce prywatnie spotkać się z córką człowieka, który wygrywa z nim w sondażach. Uważam, że to wysoce niestosowne. Pani ojciec bez wątpienia byłby temu przeciwny.
Wiedziała, że Pickering ma rację – co nie znaczy, że dbała o opinię ojca.
– Ma pan wątpliwości co do pobudek prezydenta?
– Przysięga zobowiązuje mnie do dostarczania informacji wywiadowczych aktualnej administracji, nie do osądzania jej polityki.
Typowa odpowiedź Kwakra, pomyślała Rachel. William Pickering nie krył się z tym, że polityków uważa za figury przemykające po szachownicy, przy której zasiadają gracze jego pokroju – zaprawieni w boju „dożywotni”, biorący udział w grze dostatecznie długo, by postrzegać ją z pewnej perspektywy. Dwie pełne kadencje w Białym Domu, mawiał często Pickering, nie wystarczą, żeby zrozumieć prawdziwą złożoność pejzażu polityki globalnej.
– Może to niewinna prośba – zasugerowała Rachel w nadziei, że prezydent jest ponad takie tanie chwyty w czasie kampanii. – Może potrzebuje streszczenia jakichś tajnych danych.
– Bez obrazy, agentko Sexton, ale Biały Dom ma do dyspozycji wielu wykwalifikowanych skrótowców. Jeśli chodzi o jakąś wewnętrzną sprawę Białego Domu, prezydent powinien wiedzieć, że nie ma potrzeby kontaktować się z panią. Jeśli nie, powinien zdawać sobie sprawę, że nie należy prosić o aktywa NRO, a następnie odmawiać odpowiedzi na pytanie, w jakim celu to robi.
Pickering zawsze nazywał swoich pracowników „aktywami”, co wielu osobom wydawało się bezduszne.
– Kampania pani ojca nabiera impetu – ciągnął Pickering. – Ogromnego rozpędu. Biały Dom niewątpliwie robi się nerwowy. – Westchnął. – Polityka to koszmarny biznes. Kiedy prezydent spotyka się w sekrecie z córką swojego przeciwnika, przypuszczam, że chodzi o coś więcej niż tylko o raporty wywiadowcze.
Rachel poczuła chłód. Przypuszczenia Pickeringa miały osobliwy zwyczaj sprawdzania się.
– Obawia się pan, że Biały Dom znalazł się w sytuacji na tyle rozpaczliwej, żeby wciągnąć mnie do politycznej rozgrywki?
Pickering przez chwilę zwlekał z odpowiedzią.
– Nie kryje się pani ze swoimi uczuciami do ojca i nie wątpię, że sztab prowadzący kampanię prezydenta jest świadom rozdźwięku między wami. Przyszło mi na myśl, że być może chcą w jakiś sposób wykorzystać panią przeciwko senatorowi.
– Po czyjej stronie mam się opowiedzieć? – zapytała Rachel, tylko trochę żartując.
Dyrektor zachował niewzruszony wyraz twarzy. Popatrzył na nią surowo.
– Słowo ostrzeżenia, agentko Sexton. Jeśli uważa pani, że relacje z ojcem przyćmiąjej osąd podczas rozmowy z prezydentem, radzę odmówić prośbie o spotkanie.
– Odmówić? – Rachel zaśmiała się nerwowo. – Nie mogę odmówić prezydentowi.
– Nie – przyznał dyrektor. – Ale ja mogę.
Jego głos zadudnił lekko, przypominając jej, że nazywano go Kwakrem także z innego powodu. Mimo niewielkiego wzrostu William Pickering, kiedy się wkurzył, mógł spowodować polityczne trzęsienie ziemi.
– Moje obawy są oczywiste – powiedział. – Mam obowiązek chronić ludzi, którzy dla mnie pracują, i nie przyjmę do wiadomości nawet zawoalowanej sugestii, że któryś z nich mógłby zostać wykorzystany jako pionek w grze politycznej.
– Co pan proponuje?
Pickering westchnął.
– Niech się pani z nim spotka. Nie zobowiązuje się do niczego. Kiedy powie, co, u licha, chodzi mu po głowie, proszę do mnie zadzwonić. Jeśli uznam, że próbuje wciągnąć panią w polityczną grę, natychmiast pospieszę z odsieczą.
– Dziękuję, panie dyrektorze. – Rachel wyczuwała w jego słowach troskę, której tak często brakowało jej rodzonemu ojcu. – Powiedział pan, że prezydent już przysłał samochód?
– Niezupełnie. – Pickering zmarszczył czoło i wskazał za okno.
Rachel podeszła i spojrzała w kierunku, który pokazywał jego wyciągnięty palec.
Na trawniku czekał jeden z najszybszych śmigłowców świata, zadartonosy MH-60G pavehawk. Na kadłubie widniały insygnia Białego Domu. Obok stał pilot, spoglądając na zegarek.
Rachel z niedowierzaniem popatrzyła na Pickeringa.
– Biały Dom przysłał helikopter? Przecież to tylko dwadzieścia pięć kilometrów.
– Widocznie prezydent chce albo pani zaimponować, albo panią zastraszyć. – Pickering zmierzył ją wzrokiem. – Sugeruję, żeby nie uległa pani ani jednemu, ani drugiemu.
Rachel pokiwała głową. Była onieśmielona i pod wrażeniem.
Cztery minuty później Rachel Sexton wyszła z NRO i wsiadła do helikoptera. Zanim zapięła pasy, maszyna oderwała się od ziemi i uniosła nad lasami Wirginii. Rachel spoglądała na przemykające w dole drzewa i czuła, jak przyspiesza jej puls. Przyspieszyłby jeszcze bardziej, gdyby wiedziała, że śmigłowiec wcale nie leci do Białego Domu.
Rozdział 5
Lodowaty wiatr szarpał płótno namiotu, ale Delta Jeden nie zwracał na to uwagi. Razem z Deltą Trzy patrzył na kolegę, który z chirurgiczną precyzją manipulował joystickiem. Na ekranie przed nimi widniał przekaz z maleńkiej kamery zamontowanej na mik-rorobocie.
Niezrównane narzędzie monitorujące, pomyślał Delta Jeden. Nie posiadał się ze zdumienia za każdym razem, gdy je uruchamiali. Wydawało się, że ostatnimi czasy w świecie mikromechaniki fakt wyprzedza fikcję.
Układy mikroelektromechaniczne (MEMS4) – mikroboty – były szczytowym osiągnięciem technologii szpiegowskiej zwanej również „mucha na ścianie”.
Dosłownie.
Chociaż miniaturowe, zdalnie sterowane roboty wciąż kojarzą się z wymysłem science fiction, w rzeczywistości pojawiły się już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. W maju 1997 magazyn „Discovery” poświęcił im artykuł na pierwszej stronie, prezentując modele „latające” i „pływające”. Pływaki – nanookręty podwodne wielkości kryształków soli – mogły zostać wstrzyknięte do ludzkiego krwiobiegu zupełnie jak w filmie Fantastyczna podróż. Obecnie używa się ich