Thomas Harris

Milczenie owiec


Скачать книгу

zaczepiło się i zatrzymało ciało w bystrym prądzie rzeki, wciąż owinięty był wokół nogi.

      – Co widzisz, Starling?

      – Na pewno nie jest stąd. Ma przekłute w trzech miejscach uszy i brokatowy lakier na paznokciach. Wygląda na dziewczynę z miasta. Włosy na nogach, sądząc po długości, były usuwane mniej więcej dwa tygodnie temu. Niech pan spojrzy, jakie są miękkie. Myślę, że poddawała się zabiegowi depilacji woskiem. To samo pod pachami. Proszę popatrzeć, jak rozjaśniła sobie włoski nad górną wargą. Była bardzo zadbana, ale widać, że w ostatnim czasie nie miała możliwości zająć się sobą.

      – Co powiesz na temat rany?

      – Nie wiem. Określiłabym ją jako wyjściową ranę postrzałową, gdyby nie to, że w niektórych miejscach widoczne są otarcia charakterystyczne dla kołnierza wejściowego, a na górze widać odcisk lufy.

      – Dobrze. To jest kontaktowa rana wejściowa nad mostkiem. Gazy powstałe w wyniku eksplozji gromadzą się między kością a skórą i wybuchając, tworzą wokół rany gwiazdę.

      Po drugiej stronie ściany rozległo się sapanie organowych piszczałek. W domu pogrzebowym trwało nabożeństwo.

      – Śmierć nie oszczędza nikogo – odezwał się doktor Akin, kiwając głową. – Muszę być obecny przynajmniej na części nabożeństwa. Rodzina zawsze oczekuje, że będę razem z nią podczas ostatniej posługi. Przyjdzie wam tutaj pomóc Lamar, organista, jak tylko skończy grać. Trzymam pana za słowo, że przekaże pan dowody rzeczowe patologowi z Claxton, panie Crawford.

      – Ma złamane dwa paznokcie u lewej ręki – oświadczyła Starling po wyjściu doktora. – Wyłamane do tyłu. Pod innymi paznokciami jest coś, co wygląda na brud albo kawałki czegoś twardego. Czy możemy to pobrać?

      – Weź próbki brudu, a także kilka łusek lakieru do paznokci – polecił Crawford. – Przekażemy im potem wyniki.

      Pracownik domu pogrzebowego, Lamar, niepozorny człowieczek z czerwonym od whisky nosem, wszedł do środka, kiedy zajmowała się paznokciami.

      – Musiała pani być kiedyś manikiurzystką – zauważył.

      Z ulgą stwierdzili, że młoda kobieta nie ma śladów od paznokci na wewnętrznej stronie dłoni – znak, że podobnie jak poprzednie ofiary zginęła, zanim morderca zaczął się nad nią pastwić.

      – Chcesz zdejmować odciski, kiedy będzie leżała na brzuchu? – spytał Crawford.

      – Tak będzie łatwiej.

      – Wobec tego zbadajmy najpierw zęby. Potem Lamar pomoże nam ją odwrócić.

      – Tylko zdjęcia czy pełna karta stomatologiczna? – Starling zamocowała do aparatu przystawkę do robienia zdjęć uzębienia. Z ulgą stwierdziła, że ma w torbie wszystkie potrzebne przybory.

      – Tylko zdjęcia – odparł Crawford. – Precyzyjnej karty i tak nie zrobimy bez rentgena. Kilka zaginionych kobiet możemy wyeliminować na podstawie samych zdjęć.

      Zręcznymi palcami organisty Lamar otworzył z wielką delikatnością usta zmarłej. Odwinął wargi, a Starling przystawiła jej do twarzy polaroid, żeby zrobić zdjęcie przednich zębów. Ta część była łatwa, teraz jednak musiała sfotografować zęby trzonowe. Po natężeniu prześwitującego przez policzek światła należało poznać, czy lampa w aparacie skierowana jest właściwie. Nigdy tego nie robiła, widziała to tylko raz na zajęciach z kryminalistyki.

      Obejrzała pierwszą odbitkę, poprawiła światło i spróbowała ponownie. Ta odbitka była lepsza. Była bardzo dobra.

      – Ona ma coś w gardle – oznajmiła.

      Crawford popatrzył na zdjęcie. Tuż pod podniebieniem miękkim widniał ciemny cylindryczny kształt.

      – Daj mi latarkę.

      – Kiedy ciało przebywa w wodzie, często ma w ustach liście i inne rzeczy – zauważył Lamar, pomagając Crawfordowi zajrzeć do gardła ofiary.

      Clarice wyjęła z torby szczypczyki. Stojąc po drugiej stronie ciała, spojrzała na Crawforda. Kiwnął głową. Wydobycie przedmiotu zabrało jej tylko sekundę.

      – Co to jest, strąk z nasionami? – zapytał Crawford.

      – Nie, proszę pana, to kokon jakiegoś owada – rzekł Lamar. Miał rację.

      Clarice włożyła to do słoika.

      – Może chcecie, żeby rzucił na to okiem facet z biura okręgowego? – spytał Lamar.

      Po obróceniu ciała na brzuch nietrudno było zdjąć odciski palców. Clarice przygotowała się na najgorsze – ale nie musiała stosować żadnej ze żmudnych i precyzyjnych metod polegających na wstrzykiwaniu w opuszkę substancji utwardzających albo usztywnianiu palca w specjalnym stelażu. Zdjęła odciski, korzystając z urządzenia podobnego do łyżki do butów, w które wkładało się kartę daktyloskopijną. Zrobiła również serię odcisków stóp, w razie gdyby do ewentualnych porównań dysponowali jedynie szpitalnymi odciskami stóp noworodka.

      Wysoko na ramionach brakowało dwóch trójkątnych kawałków skóry. Clarice zrobiła zdjęcia.

      – Zmierz je – polecił Crawford. – Bill skaleczył także tę dziewczynę z Akron, kiedy ściągał z niej ubranie. Skaleczenie nie było duże, pasowało do nacięcia z tyłu bluzki, którą odnaleźliśmy przy drodze. To tutaj to coś nowego. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

      – Z tyłu na łydce jest coś, co wygląda jak ślad po oparzeniu – zauważyła Clarice.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      John Donne, Gorączka [w:] Jerzy S. Sito, Śmierć i miłość: mała antologia poezji według tekstów angielskich mistrzów, przyjaciół, rywali wrogów i naśladowców Johna Donne’a, Czytelnik, Warszawa 1963.

      2

      Cytat z filmu Czarnoksiężnik z Oz (przyp. red.).

      3

      Edward Estlin Cummings, Buffalo Bill [w:] tegoż, 150 wierszy, przeł. Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/2wBDAAQCAwMDAgQDAwMEBAQEBQkGBQUFBQsICAYJDQsNDQ0LDAwOEBQRDg8TDwwMEhgSExUWFxcXDhEZGxkWGhQWFxb/2wBDAQQEBAUFBQoGBgoWDwwPFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhb/wAARCAK8AeYDASIAAhEBAxEB/8QAHwAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoL/8QAtRAAAgEDAwIEAwUFBAQAAAF9AQIDAAQRBRIhMUEGE1FhByJxFDKBkaEII0KxwRVS0fAkM