nie jest mi przykro, że chodzi mi tylko o dziewczynki.
– Czyli? – zapytała zaalarmowana.
– Do tej pory zostawiałam je u ciebie po trosze z konieczności, a po trosze dlatego, że Pietro potrzebował czasu na uporządkowanie własnych spraw. Ale teraz, kiedy on ma swoje życie, wszystko się zmienia. Ja też potrzebuję odrobiny stabilizacji.
– Zatem?
– Wynajmę mieszkanie w Neapolu i przeprowadzę się tam z córkami.
To była bardzo ostra kłótnia. Zależało jej na dziewczynkach i nie zamierzała mi ich oddać. Oskarżyła mnie, że zbytnio skupiam się na sobie, abym mogła zająć się nimi tak, jak należy. Insynuowała, że wpuszczanie do domu obcego człowieka – miała na myśli Nina – kiedy ma się dwie córki, to ogromna nieostrożność. Na koniec przysięgła, że nigdy nie pozwoli, aby jej wnuczki wychowywały się w tak chaotycznym mieście jak Neapol.
Nie miałyśmy dla siebie litości. Adele posłużyła się w dyskusji moją matką: syn najwyraźniej opowiedział jej o naszej awanturze.
– Z kim je zostawisz, kiedy będziesz musiała wyjechać? Z nią?
– Zostawię, z kim będę chciała.
– Nie życzę sobie, żeby Dede i Elsa miały kontakt z osobami, które nad sobą nie panują.
Odparłam:
– Przez te wszystkie lata myślałam, że jesteś tą matczyną postacią, której zawsze potrzebowałam. Myliłam się, moja matka jest od ciebie lepsza.
22
Podjęłam tę kwestię również z Pietrem i od razu stało się oczywiste, że pomimo protestów gotowy jest na każdą ugodę, byleby tylko mógł z Dorianą spędzać jak najwięcej czasu. Pojechałam więc do Neapolu, żeby porozmawiać z Ninem twarzą w twarz, nie chciałam tak delikatnej kwestii omawiać przez telefon. Przyjął mnie w mieszkaniu przy via Duomo, co nie było dla mnie niespodzianką. Wiedziałam, że dalej tu mieszka, że to jego dom, i choć za każdym razem uderzała mnie prowizoryczność i drażniła brudna pościel, byłam szczęśliwa, że mogę się z nim spotkać, i chętnie tam przyjeżdżałam. Kiedy mu oznajmiłam, że jestem gotowa przenieść się z córkami do Neapolu, nie posiadał się z radości. Uczciliśmy to, on zobowiązał się, że znajdzie dla nas mieszkanie najszybciej jak się da i że weźmie na siebie wszystkie związane z tym formalności.
Poczułam ulgę. Po okresie szarpaniny, podróżowania, cierpienia i rozkoszy teraz nadeszła pora, byśmy się ustatkowali. Miałam trochę pieniędzy, resztę dostanę od Pietra na utrzymanie córek, poza tym wkrótce podpiszę korzystny kontrakt na nową książkę. Wreszcie czułam się dorosła, doceniona, dlatego powrót do Neapolu traktowałam jako ekscytujące i pożyteczne dla mojej przyszłej pracy wyzwanie. Ale przede wszystkim pragnęłam zamieszkać z Ninem. Jak pięknie móc z nim spacerować, spotykać się z jego przyjaciółmi, rozmawiać do późnej nocy. Zamierzałam wynająć jasne mieszkanie, z którego widać morze. Moje córki nie mogą odczuć braku wygód, jakimi otoczono je w Genui.
Nie zadzwoniłam do Lili i nie powiadomiłam jej o moim postanowieniu. Z góry zakładałam, że na siłę wtrąci się w moje sprawy, a tego sobie nie życzyłam. Zadzwoniłam natomiast do Carmen, z którą w ostatnim roku zacieśniłam kontakty. Aby zrobić jej przyjemność, spotkałam się z bratem Nadii, Armandem, który – jak odkryłam – teraz jest nie tylko lekarzem, ale i znaczącym reprezentantem Demokracji Proletariatu. Potraktował mnie z wielkim poważaniem. Pochwalił za najnowszą książkę, gorąco zapraszał na dyskusję o niej, zaciągnął nawet do radia, które miało ogromną rzeszę słuchaczy, a które osobiście założył, i tam, w godnym pożałowania bałaganie, przeprowadził ze mną wywiad. Ale w kwestii tego, co sam żartobliwie określił mianem nawracającego zainteresowania jego siostrą, był wymijający. Powiedział tylko, że Nadia ma się dobrze, że razem z matką wyjechała w długą podróż. O Pasqualem niczego nie wiedział i nie zamierzał się dowiadywać: tacy jak on – podkreślił – zmarnowali niezwykle obiecujący okres.
Rzecz jasna Carmen przekazałam osłodzoną relację ze spotkania, która i tak sprawiła jej przykrość. Potrafiła jednak zapanować nad swoim smutkiem, dlatego od czasu do czasu spotykałam się z nią. Rozumiałam jej niepokój. Pasquale był jednym z nas. Był nam bliski, bez względu na to, co zrobił i co jeszcze zrobi. Mimo to nie miałam o nim wiele wspomnień, a te, które miałam, były raczej wyblakłe: wspólna wyprawa do dzielnicowej biblioteki, wieczór bijatyki na piazza dei Martiri, jazda samochodem do domu Lili, on i Nadia w moim mieszkaniu we Florencji. Carmen natomiast była mi o wiele bliższa. Jej cierpienie z dzieciństwa – cały czas miałam przed oczami chwilę, kiedy aresztowano jej ojca – scaliło się z bólem związanym ze zniknięciem brata, z wytrwałością, z jaką czuwała nad jego losem. I choć kiedyś była tylko dawną koleżanką, która dzięki Lili została sprzedawczynią w nowej wędliniarni Carraccich, teraz bardzo ją polubiłam i chętnie się z nią widywałam.
Umówiłyśmy się w barze na via Duomo. Lokal był ciemny, usiadłyśmy przy drzwiach wychodzących na ulicę. Poinformowałam ją szczegółowo o moich planach, wiedziałam, że przekaże wszystko Lili. Myślałam sobie w duchu: i dobrze. Carmen była ubrana w ponure kolory i miała ponurą minę, słuchała mnie z wielką uwagą i ani razu nie przerwała. Za to ja – w eleganckim stroju, z opowieściami o Ninie i z marzeniami, by zamieszkać w pięknym domu – czułam się przy niej jak trzpiotka. W pewnym momencie spojrzała na zegarek i oznajmiła:
– Zaraz przyjdzie Lila.
Zirytowałam się, to z nią chciałam się spotkać, a nie z Lilą. Też popatrzyłam na zegarek i powiedziałam:
– Muszę już iść.
– Poczekaj jeszcze pięć minut.
Zaczęła mówić o naszej koleżance z czułością i wdzięcznością. Lila troszczy się o przyjaciół. Lila o wszystkich dba: o rodziców, o brata, a nawet o Stefana. Lila pomogła Antoniemu znaleźć mieszkanie i bardzo się zaprzyjaźniła z jego niemiecką żoną. Lila chce założyć firmę komputerową. Lila jest szczera, jest bogata, jest szczodra, jeśli masz problemy, od razu sięga do kieszeni. Lila jest gotowa za wszelką cenę pomóc Pasqualemu. Och, Lenù, wykrzyknęła, spotkało was wielkie szczęście, że zawsze byłyście takie zżyte, tak bardzo wam zazdrościłam. Odniosłam wrażenie, że w jej głosie, w ruchach dostrzegam gesty naszej przyjaciółki. Pomyślałam o Alfonsie i przypomniałam sobie, jak bardzo ten dorosły mężczyzna upodobnił się do Lili nawet w rysach twarzy. Czyżby cała dzielnica się na niej wzorowała i patrzyła w tym samym kierunku co ona?
– Idę – stwierdziłam.
– Poczekaj jeszcze chwilę, Lila ma ci coś ważnego do powiedzenia.
– Ty mi to powiedz.
– Nie, to jej zadanie.
Poczekałam, ale niechętnie. W końcu przyszła. Tym razem zadbała o swój wygląd o wiele bardziej niż wtedy, kiedy widziałyśmy się na piazza Amedeo. Musiałam przyznać, że jeśli chce, potrafi jeszcze być piękna. Wykrzyknęła:
– Czyli zdecydowałaś, że wracasz do Neapolu?
– Tak.
– I mówisz o tym Carmen, a mnie nie?
– Tobie też chciałam powiedzieć.
– Rodzice wiedzą?
– Nie.
– A Elisa?
– Też nie.
– Twoja matka nie czuje się dobrze.
– Co jej jest?
– Ma