czy nazwisko, jeśli wolno zapytać? – słyszy swój łagodny ton, jakby odpytywał szaleńca.
– Kurwa, skąd mam wiedzieć? Działa ściśle tajnie pod egidą organizacji Rozwiązania Etyczne. Nowa banda i wedle ekspertów jedna z najlepszych w swojej dziedzinie.
– Zechce pan wybaczyć, panie ministrze. Co to za dziedzina, ściśle biorąc?
– Prywatna firma wojskowa. Gdzieś ty się podziewał? Ostatni krzyk mody. Prywaciarze przejęli wojenki, jakbyś nie zauważył. Utrzymanie zawodowej armii w gotowości jest rujnujące. Więcej ludzi za biurkami niż w koszarach, niedozbrojeni, brygadier na drużynę i wygórowane koszty. Jak mi nie wierzysz, zalicz kilka lat w Obronie.
– Och, wierzę, panie ministrze – mówi zaskoczony tą miażdżącą krytyką brytyjskiego wojska, niemniej stara się udobruchać faceta.
– Próbujesz opchnąć chałupę. Zgadza się? W Harrow czy gdzie tam.
– Zgadza się, w Harrow – już się nie dziwi. – North Harrow.
– Problemy z kasą?
– Och, nie, skądże, na szczęście! – wykrzykuje, wdzięczny, że choć na chwilę może wrócić na ziemię. – Mam trochę własnych zasobów, a żona odziedziczyła skromny spadek, w tym nieruchomość na wsi. Planujemy sprzedać nasz dom, póki rynek jako tako się trzyma, i żyć skromnie, aż się na coś zdecydujemy.
– Elliot zgłosi się z ofertą kupna tej twojej rudery w Harrow. Nie będzie mówił, że jest z Etycznych czy coś. Wpadło mu w oko ogłoszenie w witrynie pośrednika handlu nieruchomościami czy gdzieś tam, obejrzał dom z zewnątrz, spodobał się mu, ale ma kilka spraw do przedyskutowania. Zasugeruje miejsce i czas spotkania. Kupisz każdy jego pomysł. Ci ludzie tak działają. Jakieś dalsze pytanie?
Czy choć pisnął?
– Na razie jesteś normalnym do bólu facetem. Ani słowa nikomu. Ani tu, w robocie, ani w domu. Zrozumiano?
Nie zrozumiano. Ani w ząb. Ale „tak” na wszystko, entuzjastyczne „tak”, mętlik w głowie i bardzo mgliste wspomnienie okoliczności powrotu do domu po wzmacniającej, piątkowowieczornej wizycie w klubie przy Pall Mall.
Pochylony nad komputerem, podczas gdy żona i córka szczebiocą radośnie za ścianą, Paul Anderson wbija w Google Rozwiązania Etyczne. Wyświetla wyniki dla spółki Rozwiązania Etyczne z siedzibą w Houston w stanie Teksas. Z braku innych informacji otwiera wyświetloną.
Z naszym najnowszym międzynarodowym zespołem niezwykle wykwalifikowanych analityków zagadnień geopolitycznych, my, Etyczne, oferujemy wielkim jednostkom korporacyjnym i państwowym innowacyjne, głębokie, najnowocześniejsze oceny ryzyka. W Etycznych szczycimy się wiernością naszym przekonaniom, starannością i opartymi na najnowszych zdobyczach wiedzy umiejętnościami informatycznymi. Ochrona osobista i negocjatorzy do rozmów z porywaczami dostępni od zaraz. Marlon służy odpowiedzią w sprawach osobistych i poufnych.
Adres mailowy i numer skrzynki pocztowej również w Houston w stanie Teksas. Bezpłatna linia do Marlona odpowiadającego w sprawach osobistych i poufnych. Żadnych nazwisk menedżerów, funkcjonariuszy, doradców czy niezwykle wykwalifikowanych analityków zagadnień geopolitycznych. Żadnego Elliota, z imienia czy nazwiska. Spółką matką Rozwiązań Etycznych jest Spencer Hardy, międzynarodowa korporacja zajmująca się obrotem naftą, zbożem, drewnem, wołowiną, ziemią pod zabudowę mieszkalną i działalnością non profit. Ta sama spółka matka wspomaga fundacje ewangelickie, szkoły religijne i misje chrześcijańskie.
Chcąc uzyskać dalsze informacje o Rozwiązaniach Etycznych, należy wprowadzić przesłany kod dostępu. Ponieważ nie ma takiego kodu i czuje się intruzem, rezygnuje z dalszych poszukiwań.
Mija tydzień. Każdego ranka przy śniadaniu, w pracy, każdego wieczoru po powrocie do domu odgrywa zgodnie z instrukcją normalnego do bólu faceta i czeka na wielkie wezwanie, które może nadejść lub nie, lub nadejść w najmniej spodziewanym momencie, co następuje pewnego wczesnego poranka, kiedy żona śpi, nafaszerowana lekarstwami, a on we flanelowej koszuli i sztruksach kręci się po kuchni, zmywając po kolacji i powtarzając sobie, że naprawdę musi się zająć trawnikiem z tyłu domu. Telefon dzwoni, on podnosi słuchawkę, rzuca rześkie „Dzień dobry”, i to jest Elliot, który, jasna sprawa, widział ogłoszenie w witrynie pośrednika handlu nieruchomościami i jest poważnie zainteresowany kupnem domu.
Tyle że za sprawą południowoafrykańskiego akcentu to nie Elliot, a „Illiot”.
Czy Elliot należy do „najnowszego międzynarodowego zespołu niezwykle wykwalifikowanych analityków zagadnień geopolitycznych” Rozwiązań Etycznych? To możliwe, chociaż nie oczywiste. W pustym biurze przy bocznej uliczce w Paddington Gardens, gdzie dwaj mężczyźni zasiadają zaledwie półtorej godziny później, Elliot ma na sobie prosty czarny garnitur i krawat w ukośne paski i spadochroniarzyki. Kabalistyczne pierścienie zdobią trzy najgrubsze palce wymanikiurowanej dłoni. Lśniąca naga czaszka ma oliwkową barwę, jest dziobaty i niepokojąco muskularny. Jego spłoszone, pozbawione wyrazu spojrzenie to omiata gościa, to ucieka w bok ku ponurym ścianom. Jego angielszczyzna jest tak kunsztowna, że nasuwa się podejrzenie, iż używa jej wyłącznie po to, aby zabłysnąć precyzją wypowiedzi i nieskazitelnością wymowy.
Wyjąwszy z szuflady prawie nowy brytyjski paszport, Elliot oblizuje kciuk i ostentacyjnie kartkuje dokument.
– Manila, Singapur, Dubaj; oto tylko kilka ze znakomitych miast, w których przebywałeś na zjazdach statystyków. Rozumiesz, Paul?
Paul rozumie.
– Na wypadek gdyby jakiś wścibski osobnik siedzący obok w samolocie zapytał, co sprowadza cię do Gibraltaru, powiesz, że chodzi tylko o zwykły zjazd statystyków. Jeśli nadal będzie ciekawy, powiesz mu, żeby pilnował swoich pierdolonych spraw. Gibraltar to jedno z centrów internetowego hazardu, nie zawsze zgodnego z prawem. Bossowie hazardu nie lubią, kiedy byle kto zadaje niepotrzebne pytania. Teraz muszę cię prosić, Paul, żebyś był łaskaw szczerze wyznać, czy masz jakieś obawy dotyczące swojej przykrywki?
– Hm, może faktycznie jedna by się znalazła – przyznaje po stosownym zastanowieniu.
– Wyznaj ją, Paul. Wal śmiało.
– Chodzi tylko o to, że kiedy się jest Angolem… i do tego pracownikiem służby cywilnej, który kręcił się tu i ówdzie po budynkach rządowych… to pojawianie się w skórze innego Angola na ważnym dla interesów kraju terytorium zależnym… hm, jest trochę… – szuka słowa – …trochę, cholera, dziwaczne, szczerze mówiąc.
Małe okrągłe oczka Elliota znów patrzą na niego bez mrugnięcia.
– Znaczy się, nie mógłbym po prostu zaryzykować i lecieć jako ja? Obaj wiemy, że będę musiał się trzymać w cieniu. Ale gdyby wbrew naszym najlepszym intencjom zdarzyło się, że jednak wpadnę na kogoś, kogo znam, albo, co gorsza, na kogoś, kto zna mnie, wtedy przynajmniej mógłbym być tym, kim jestem. Znaczy się sobą. Zamiast…
– Zamiast kim dokładnie, Paul?
– Hm, zamiast udawać jakiegoś statystyka, Paula Andersona. Znaczy się, kto w ogóle uwierzy w taką naciąganą historyjkę, jeśli będzie dobrze wiedział, kim jestem? Naprawdę, Elliot… – czuje uderzenie krwi do twarzy i nie może go powstrzymać – rząd Jej Królewskiej Mości ma, cholera, gigantyczną wojskową kwaterę główną w Gibraltarze. Nie wspominając o sporym kontyngencie dyplomatów i olbrzymiej stacji nasłuchowej. I obozie ćwiczebnym sił specjalnych. Wystarczy, żeby jeden nieoczekiwany gość wynurzył się spod ziemi i uściskał mnie jak dawno niewidzianego kumpla i jestem… no, spalony. A tak w ogóle co ja wiem o statystyce? Gówno wiem. Nie żebym kwestionował twoją znajomość