wiadomość mogłaby być jaśniejsza? Sophie musi spędzić z Langdonem więcej czasu. Mieć czas, żeby pomyśleć. Żeby tę tajemnicę rozwiązać razem z nim. A, niestety, czasu było coraz mniej.
Sophie spojrzała na Langdona i wykonała jedyny możliwy w tym momencie ruch.
– Bezu Fache za chwilę pana aresztuje. Ja mogę wyprowadzić pana z muzeum. Ale musimy zacząć działać natychmiast.
Langdon zdziwił się.
– Chce pani, żebym uciekał?
– To najmądrzejsze, co może pan teraz zrobić. Jeżeli pozwoli pan Fache’owi się zaaresztować, spędzi pan kilka najbliższych tygodni we francuskim więzieniu, podczas gdy DCPJ i ambasada amerykańska będą się spierać, czy sądzić pana we Francji, czy w Stanach. Ale jeżeli uda nam się pana stąd wyprowadzić i dotrze pan do ambasady, wtedy pański rząd będzie mógł chronić pańskie prawa, a tymczasem zdołamy udowodnić, że nie ma pan nic wspólnego z tym morderstwem.
Langdon w najmniejszym stopniu nie wyglądał na przekonanego.
– O tym proszę zapomnieć! Fache ma uzbrojonych strażników przy każdym wyjściu! Nawet jeśli uciekniemy i nikt nas po drodze nie zastrzeli, to sama ucieczka mocno mnie obciąży. Musi pani powiedzieć Fache’owi, że wiadomość na podłodze była dla pani i że moje nazwisko tam wypisane nie jest żadnym oskarżeniem.
– Na pewno to zrobię – zapewniła Sophie, a mówiła coraz szybciej – ale kiedy już pan będzie bezpieczny za drzwiami ambasady amerykańskiej. To tylko około półtora kilometra stąd, a mój samochód jest zaparkowany tuż przed muzeum. Zmaganie się z Fache’em stąd jest zbyt ryzykowne. Czy pan tego nie rozumie? On próbuje udowodnić, że pan jest winny, to dzisiaj jego misja. Nie aresztował pana tylko dlatego, żeby pana dalej obserwować, w nadziei, że zrobi pan coś, co wzmocni jego pozycję.
– Właśnie. Na przykład ucieknę.
W kieszeni swetra Sophie zaczęła dzwonić komórka. Prawdopodobnie Fache. Wyłączyła telefon.
– Panie Langdon – powiedziała pospiesznie. – Muszę panu zadać ostatnie pytanie. Od odpowiedzi może zależeć cała pańska przyszłość. Napis na podłodze rzecz jasna nie jest dowodem pańskiej winy, ale Fache powiedział naszej ekipie, że jest pewny, że pan to zrobił. Czy mógłby mieć jakikolwiek inny powód, który przekonałby go, że jest pan winny?
Langdon milczał przez chwilę.
– Nie ma żadnego takiego powodu.
Sophie westchnęła. To znaczy, że Fache kłamie. A dlaczego? Tego sobie Sophie nie potrafiła wyobrazić, ale w tej chwili przecież nie o to chodziło. Fakty są takie, że Bezu Fache jest zdecydowany, żeby wsadzić Roberta Langdona za kratki jeszcze dziś w nocy, za wszelką cenę. Sophie potrzebowała Langdona dla siebie i ten właśnie dylemat pozwolił jej wyciągnąć jeden jedyny logiczny wniosek.
Muszę zawieźć Langdona do ambasady amerykańskiej.
Odwracając się teraz do okna, Sophie spojrzała przez siatkę alarmową zatopioną w grubym szkle, popatrzyła w dół i zakręciło jej się w głowie, bo do chodnika było ponad dwanaście metrów. Skok z tej wysokości oznaczałby dla Langdona w najlepszym wypadku połamane nogi.
Niemniej jednak Sophie podjęła decyzję.
Roberta Langdona czeka ucieczka z Luwru, czy tego chce, czy nie.
Rozdział 17
– Co to znaczy, „nie odpowiada”? – Fache nie mógł uwierzyć. – Dzwonisz na jej telefon komórkowy, tak? Wiem, że ma go przy sobie.
Collet od kilku minut próbował dodzwonić się do Sophie.
– Może wyczerpały się jej baterie. Albo go wyłączyła.
Fache nie mógł dojść do siebie od chwili, kiedy skończył rozmowę z dyrektorem Wydziału Kryptografii. Odłożywszy słuchawkę, podszedł do Colleta i zażądał, żeby połączył go z agentką Neveu. Colletowi się nie udało, a Fache chodził od ściany do ściany jak lew w klatce.
– Czemu dzwonili z Kryptografii? – spytał teraz nieśmiało Collet.
Fache odwrócił się.
– Żeby nam powiedzieć, że nie znaleźli żadnych odniesień do czortów i dolin.
– Tylko po to?
– Nie. Chcieli nam także powiedzieć, że właśnie udało im się dojść do ciągu Fibonacciego, ale podejrzewają, że nie ma on żadnego znaczenia.
Collet nie bardzo rozumiał.
– Ale przecież już posłali agentkę Neveu, aby nas o tym poinformowała.
Fache pokręcił przecząco głową.
– Nie posłali Neveu.
– Co takiego?
– Dyrektor mówi, że zgodnie z moim poleceniem nakazał przez pagery całej swojej ekipie przyjrzeć się obrazom i fotografiom, które im przesłałem. Kiedy przyszła agentka Neveu, rzuciła tylko okiem na fotografię Saunière’a i na kod, i bez słowa wyszła z biura. Dyrektor powiedział, że nie dziwiło go jej zachowanie, ponieważ, co zrozumiałe, była bardzo poruszona tymi fotografiami.
– Poruszona? Nie widziała nigdy zdjęcia umarlaka?
Fache przez chwilę się nie odzywał.
– Nie wiedziałem o tym, chyba nie wiedział też dyrektor, dopóki ktoś z pracowników nie poinformował go, że Sophie Neveu jest chyba wnuczką Jacques’a Saunière’a.
Collet nie był w stanie wykrztusić słowa.
– Dyrektor mówił, że nigdy nie wspominała mu o Saunièrze, a on podejrzewał, że chyba dlatego, bo nie chciała, by ją traktowano inaczej ze względu na sławnego dziadka.
Nic dziwnego, że poruszyło ją to zdjęcie. Colletowi trudno było sobie wyobrazić tak niefortunny zbieg okoliczności. Młoda kobieta jest wzywana, by odcyfrować kod napisany obok ciała zamordowanej osoby z jej rodziny. Niemniej jej działania nie miały sensu.
– Ale ona oczywiście rozpoznała te liczby jako ciąg Fibonacciego, bo przyszła tutaj i powiedziała nam o tym. Nie rozumiem, dlaczego miałaby wychodzić, nie mówiąc nikomu, że domyśliła się, co to jest.
Colletowi przychodził do głowy tylko jeden scenariusz; Saunière napisał kod liczbowy na podłodze, mając nadzieję, że Fache poprosi kryptologów o pomoc w śledztwie, a zatem wciągnie w nie jego wnuczkę. Czy reszta przekazu Saunière’a też miała jakiś związek z wnuczką? A jeśli tak, to co ten komunikat dla niej znaczy? I jaka jest w tym wszystkim rola Langdona?
Zanim Collet miał szansę nad tym pomyśleć, ciszę pustego muzeum przerwał nagle głośny dźwięk alarmu. Wydawało się, że dobiega z wnętrza Wielkiej Galerii.
– Alarme! – wrzasnął jeden z agentów, obserwując monitor komputera połączonego z centrum ochrony Luwru. – Grande Galerie! Toilettes messieurs!
Fache podbiegł do Colleta.
– Gdzie jest Langdon?
– Wciąż w toalecie! – Collet wskazał palcem migoczący punkt na ekranie laptopa. – Musiał wybić okno!
Collet wiedział, że Langdon daleko nie ucieknie. Chociaż paryskie przepisy przeciwpożarowe wymagały, żeby okna w budynkach publicznych znajdujące się powyżej piętnastu metrów nad poziomem ulicy można było zbić w razie pożaru, to próba wydostania się z drugiego piętra Luwru bez pomocy bosaka i drabiny byłaby samobójstwem. Ponadto od strony zachodniego końca skrzydła Denona nie było ani trawy, ani drzew mogących zamortyzować upadek. Tuż pod oknem toalety biegła dwupasmówka Place du Carrousel.
– Jezus