Yrsa Sigurðardóttir

Porachunki


Скачать книгу

Huldar nie uległ pokusie, żeby swój dowcip zakończyć stwierdzeniem, że właściciel odciętych dłoni mógł mieć problem z wybraniem numeru. Potrzebował więcej czasu, żeby w obecności Erli zachowywać się całkiem swobodnie.

      Erla wpatrywała się w monitor, jakby czekała na e-mail z odpowiedziami na wszystkie pytania, które się pojawiły w tym śledztwie.

      – Nie, nie było żadnych zgłoszeń. A to nie wróży dobrze.

      – No nie. – Huldar zaczął się zastanawiać, czy właściciel odciętych dłoni wolałby umrzeć czy żyć bez nich. On sam nie chciałby stanąć wobec takiego wyboru. – Czyli szukamy zwłok? Zwłok bez dłoni?

      – Otóż nie szukamy. Bo niby gdzie mielibyśmy zacząć? Chętnie usłyszę każdą sugestię na ten temat.

      – Znaczy, że nadal nie masz pojęcia, czyje to dłonie?

      Erla pokręciła głową.

      – Sprawdziliśmy odciski palców w bazie danych, ale bez skutku. – Znów spojrzała na swój monitor. Rezultat był tak samo niezadowalający jak poprzednio. – W sumie to byłoby zbyt łatwe. – Przeniosła wzrok na leżące przed nią dokumenty, zatrzymując się dłużej na najbardziej irytujących statystykach, po czym sięgnęła po kilka spiętych kartek leżących w rogu. Huldar rozpoznał układ rubryk i oficjalny nagłówek na pierwszej stronie. – Właśnie dostałam protokół sekcji zwłok. Nie wygląda ładnie.

      – Ładne chyba się nie zdarzają. – Huldar nawet nie próbował ukryć ciekawości. – Co napisali?

      Erla sięgnęła po notatki leżące przy protokole. Huldar rozpoznał jej charakter pisma. Czyli nadal miała zwyczaj robić notatki o wszystkim, co zobaczyła, usłyszała i przeczytała. Od dawna jej tego zazdrościł, ale nigdy nie zdołał się zmusić do wyrobienia sobie takiego samego nawyku. Erla wyrecytowała wnioski niemal na jednym oddechu. – Dłonie należały do mężczyzny w średnim wieku. Nigdy nie wykonywał pracy fizycznej, a przynajmniej nie w ostatnich latach. Widoczny ślad po biżuterii na czwartym palcu lewej dłoni, prawdopodobnie obrączka ślubna, która została zdjęta albo przez osobę, która wyrzuciła odcięte dłonie, albo przez właściciela. Nosił również nieco grubszą biżuterię na czwartym palcu prawej dłoni. Też został tylko ślad, który może sugerować, że był to sygnet wręczany absolwentom niektórych uczelni albo na przykład pierścień masoński. Nie ma możliwości ustalenia, co to był za pierścień. Obydwa ślady są tak nieznaczne, że zdaniem patologa w ostatnich dniach mężczyzna mógł nie nosić ani obrączki, ani sygnetu. W każdym razie nie regularnie. – Erla podniosła wzrok. – Mężczyzna żył, gdy odcinano mu dłonie, tak przynajmniej uważa lekarz sądowy, choć opatrzył tę opinię kilkoma zastrzeżeniami.

      Huldar skinął głową z obojętną miną. Już wcześniej słyszał, jak koledzy spekulowali na ten temat, choć bez twardych dowodów. Źródłem pogłosek, że ofiarę okaleczono za życia, był zapewne makabryczny charakter tego odkrycia.

      – Znamy narzędzie? Nóż? Piła?

      – Piła łańcuchowa.

      – O kurwa!

      – Nie sposób zaprzeczyć.

      – I nie da się określić, czy ofiara zginęła po odcięciu dłoni?

      Erla pokręciła głową przecząco.

      – Nie. Ale patolog uważa, że to prawdopodobne. Mężczyzna mógł się wykrwawić albo wskutek tego… tej amputacji jego organizm doznał wstrząsu, który doprowadził do upośledzenia wielu narządów wewnętrznych, co także doprowadziłoby do śmierci, jednak żyłby dłużej niż w przypadku wykrwawienia.

      – Ale pewności nie ma? Czyli może on jeszcze żyje?

      Erla wzruszyła ramionami.

      – Teoretycznie tak. Tylko gdzie się podział? Założę się, że nie cierpi w milczeniu.

      – No nie. Chyba że jest więziony, nieprzytomny albo pod wpływem narkotyków.

      – Racja, jest taka możliwość. – Erla z westchnieniem przeczesała palcami włosy, strosząc je u nasady, przez co wyglądała trochę jak szalona. W końcu taka jest, pomyślał Huldar. – Ale badanie krwi wyszło normalnie.

      – Gdzie się kupuje piłę łańcuchową?

      – Zapewne w sklepie z narzędziami. Są też wypożyczalnie narzędzi. Zamierzam sprawdzić jedne i drugie. Mam nadzieję, że to do czegoś doprowadzi. Pił łańcuchowych używa się przede wszystkim do ścinania drzew i cięcia gałęzi, czyli zimą wielkiego zapotrzebowania raczej nie ma. Lista nabywców nie powinna być zbyt długa.

      – A ten facet od wanny? Ktoś mu się przyjrzał? Musi być jakiś powód, że sprawca wybrał właśnie jego. Wanny nie widać zza ogrodzenia ani od sąsiadów, czyli sprawca nie mógł jej wybrać, bo ją po prostu zobaczył, przejeżdżając obok. Na pewno nie ma żadnych powiązań ze sprawą?

      – Benedikt Toft? Sprawdzamy go. Dotychczas nie znaleźliśmy niczego podejrzanego. Wydawał się naprawdę zaskoczony znaleziskiem. Wdowiec, na emeryturze, nie ma kartoteki policyjnej, co raczej nie dziwi, bo był prokuratorem.

      – Więc może chodzi o jakąś jego starą sprawę? Zemsta za wsadzenie do więzienia albo coś podobnego?

      – Może. Jeszcze go nie przesłuchaliśmy. Najpierw odwlekał wizytę u nas, a teraz przestał odbierać telefon. Jeśli dzisiaj też nie odbierze, to każę go doprowadzić siłą. Ale wątpię, czy coś z tego wyjdzie. Prawdopodobnie zbieg okoliczności. Może sprawca uciekał akurat tamtędy i musiał szybko się pozbyć dłoni. Albo coś podobnego. – Erla zauważyła, że Huldar nie kupuje tej wersji, krew napłynęła do jej policzków. Może przypomniała sobie list, z którego się dowiedzieli o istnieniu tej posesji. Ktoś chciał, żeby znaleźli obcięte dłonie, lokalizacja nie mogła więc być przypadkowa. – W każdym razie Toft wydaje się zupełnie zwyczajnym obywatelem. I naprawdę się wkurzył.

      – Zrozumiałe. Mam nadzieję, że po przejściu na emeryturę nigdy nie znajdę czegoś takiego w mojej wannie.

      – Nie, tym zupełnie się nie przejął. Domaga się zwrotu za pokrywę, która się złamała. Może nawet wykorzystam to jako pretekst, żeby go ściągnąć tu do nas. Powiem, że chcę porozmawiać o odszkodowaniu za straty.

      Huldar oniemiał. Zachowanie ludzi rzadko go już zaskakiwało, ale ta reakcja była co najmniej dziwna.

      – Na twoim miejscu dobrze bym mu się przyjrzał. Normalny człowiek potrzebowałby tygodnia, żeby dojść do siebie po takim szoku, zanim w ogóle by pomyślał o odszkodowaniu.

      Twarz Erli znów przybrała chłodny wyraz.

      – Zdaję sobie z tego sprawę, ale po latach spędzonych w sądzie może mieć grubszą skórę – oznajmiła, krzyżując ramiona na piersi. Wyprostowała się na krześle. – Wiem, co mam robić, Huldar.

      Zamiast westchnąć, uśmiechnął się do niej.

      – Nie chciałem sugerować, że jest inaczej. Ale pozwól, że ci pomogę. Nie interesuje mnie ten pokój i wszystkie te pierdoły, które się z nim wiążą. – Obydwoje spojrzeli na stertę papierów na biurku Erli. – Możesz mi wierzyć.

      Zadzwonił telefon i Erla odwróciła się, nie komentując oferty Huldara. Nie umiał określić, czy uwierzyła w szczerość jego intencji, gdy jednak odprawiła go gestem ręki, nie patrząc nawet w jego stronę, doszedł do wniosku, że jednak nie.

      Wrócił do swojego biurka i poinformował Gudlaugura, że dostał rozkaz, żeby mu pomóc. Chłopak aż podskoczył, patrząc na Huldara z rumieńcami na policzkach. W oczach miał podejrzliwość, ale też nie ukrywał