lekarz zdoła cokolwiek orzec na podstawie tego, co po nim zostało.
– Byłby pan zaskoczony, jak rzadko ciało ulega w pożarze takiemu zniszczeniu, że dobry patomorfolog nie może niczego wywnioskować – powiedział Hamilton. – Zgaduję, że dostanie pan doktora Glendenninga?
Banks skinął głową.
– Jeden z najlepszych.
Hamilton poinstruował Terry’ego Bradforda, żeby pobrał więcej próbek, po czym przeszli na dziób, który niemal się stykał z sąsiednią barką. Poczekali chwilę, aż Peter Darby zmieni film w kamerze oraz aparacie fotograficznym.
– Niech pan spojrzy tutaj! – Hamilton wskazywał na wyraźnie widoczną linię bardziej wypalonego drewna, która biegła od części mieszkalnej, blisko ogniska pożaru, do samego dziobu i dalej przez rufę do części mieszkalnej na drugiej barce. – Kolejna wstęga – stwierdził. – Struga cieczy łatwopalnej, mającej rozprzestrzenić ogień w inne miejsce. W tym przypadku z jednej barki na drugą.
– Czyli sprawca, kimkolwiek był, chciał spalić obydwie łodzie?
– Na to wygląda. – Hamilton zmarszczył brwi. – Ale jedna wąska wstęga to niewiele. Jak… sam nie wiem… Jak szybki cios pięścią. Nie wystarczy. Tak stwierdzam po namyśle.
– Do czego pan zmierza?
– Nie wiem. Ale jeśli ktoś naprawdę chciał doprowadzić do zniszczenia drugiej barki wraz z tym, kto na niej przebywał, to zapewne bardziej by się postarał. Nie twierdzę oczywiście, że tak było.
– Może zabrakło mu czasu? – spekulował Banks.
– Niewykluczone.
– Albo przyśpieszacza?
– Takiego wyjaśnienia też nie da się wykluczyć – odpowiedział Hamilton. – Ale równie dobrze mogło to mieć na celu zagmatwanie sprawy. Tak czy owak kolejna osoba straciła życie.
Ciało na drugiej barce leżało zawinięte w spalony śpiwór. Mimo kilku pęcherzy na policzkach i czole Banks bez wątpliwości stwierdził, że to zwłoki młodej dziewczyny. Miała raczej spokojny wyraz twarzy i jeśli zmarła wskutek wdychania dymu oraz gazów pożarowych, to nie poczuła ognia. Jej metalowy kolczyk tuż pod dolną wargą, jak przypuszczał Banks, bardzo się rozgrzał w wyniku pożaru. Zapewne to wyjaśniało większe spalenie skóry wokół stalowej ozdoby. Banks miał nadzieję, że tego też nie poczuła. Jedna zwęglona ręka leżała na zewnątrz śpiwora obok czegoś, co wyglądało na przenośny odtwarzacz płyt kompaktowych.
– Ciało powinno się zachować we względnie dobrym stanie, bo jest w śpiworze – stwierdził Hamilton. – Zwykle są one produkowane z materiałów niepalnych. I te pęcherze na twarzy!
– O czym świadczą? – zaciekawił się Banks.
– Pęcherze świadczą zwykle o tym, że ofiara jeszcze żyła, gdy powstał pożar. – Upewniwszy się, że Peter Darby sfilmował już i sfotografował wszystko, co należy, Hamilton pochylił się po dwa przedmioty, które leżały na podłodze obok śpiwora.
– Co to? – zainteresował się Banks.
– Pewności nie mam – stwierdził ostrożnie Hamilton – ale uważam, że jedno to strzykawka, a drugie – łyżeczka.
Wręczył obydwa przedmioty Terry’emu Bradfordowi, a ten włożył je do szklanego słoja, najpierw jednak wyjął ze swojej torby korek i zatknął go na czubku igły.
– Ogień na pewno ją wysterylizował, ale z igłami nigdy dość ostrożności – powiedział.
Tymczasem Hamilton znów się schylił, tym razem żeby zeskrobać z podłogi, także obok śpiwora, coś, co Bradford umieścił w kolejnym słoju.
– Wygląda na to, że dziewczyna używała świeczki – zawyrokował Hamilton. – Prawdopodobnie do podgrzania tego, co sobie wstrzyknęła. Gdybym nie miał pewności, że ogień się zaczął na sąsiedniej barce, powiedziałbym, że to możliwa przyczyna pożaru. Nieraz widziałem takie rzeczy: ćpun zasypia nad zapaloną świeczką i nieszczęście gotowe. Ale świeczki bywają też prymitywnym zapalnikiem czasowym.
– Tutaj nie mamy do czynienia ani z jednym, ani z drugim? – upewniał się Banks.
– Nie. Źródło ognia zdecydowanie znajduje się w sąsiedztwie. Byłby to zbyt duży zbieg okoliczności, gdyby dwa pożary powstały równocześnie z dwóch różnych przyczyn. Poza tym widzimy tutaj znacznie mniejsze zniszczenia.
Banks czuł, że zaraz rozboli go głowa. Ponownie spojrzał na ciało dziewczyny, ściskając kciukiem i palcem wskazującym grzbiet nosa nad maską przeciwpyłową, dopóki jego oczy nie napełniły się łzami. Odwrócił wzrok, patrząc w mgłę, akurat na czas, żeby zobaczyć, jak doktor Burns, biegły lekarz, idzie w kierunku barek ze swoją czarną torbą.
Rozdział 2
Andrew Hurst mieszkał w domku śluzowego, małym i nijakim, położonym blisko kanału, mniej więcej półtora kilometra na wschód od ślepej odnogi kanału, na której spaliły się barki. Wysoki i wąski budynek wzniesiono z czerwonej cegły, pokryto łupkową dachówką, a w miejscu, gdzie ściany schodziły się z dachem, zamontowano antenę satelitarną. Mimo wczesnej pory Hurst był na nogach. Wysoki i chudy, po czterdziestce, z rzednącymi brązowymi włosami, miał na sobie dżinsy i czerwoną bluzę sportową zapinaną na zamek błyskawiczny.
– Spodziewałem się was – oznajmił, gdy Banks i Annie pokazali legitymacje. Jego jasnoszare oczy odrobinę dłużej patrzyły na Annie. – Pewnie chodzi o ten pożar.
– Istotnie – potwierdził Banks. – Możemy wejść?
– Proszę. Wybraliście doskonałą porę. Właśnie skończyłem śniadanie. – Cofnął się, wpuszczając gości. – Pierwszy pokój na lewo. Wezmę państwa płaszcze.
Podali mu okrycia i weszli do pokoju pełnego półek. Na nich stały setki, może tysiące płyt winylowych: longplaye, single czterdziestopięcioobrotowe oraz epki, wszystkie ułożone w równe rzędy. Banks spojrzał porozumiewawczo na Annie, zanim usiedli w fotelach, które wskazał Hurst.
– Robią wrażenie, prawda? – stwierdził Hurst z uśmiechem. – Kolekcjonuję płyty winylowe od dwunastego roku życia. Są moją wielką pasją. Oczywiście oprócz kanałów i ich historii.
– Rzeczywiście – przytaknął Banks, wciąż poruszony ogromem kolekcji. Przy innej okazji już klęczałby przy półkach, przeglądając okładki.
– Założę się, że natychmiast znajdę wszystko, co tylko przyjdzie mi do głowy. Wiem, gdzie leży każda płyta. Kathy Kirby, Matt Monro, Vince Hill, Helen Shapiro, Joe Brown, Vicki Carr. Proszę bardzo, niech mnie państwo sprawdzą! No, proszę.
Chryste, pomyślał Banks, przecież to czubek. Tylko tego im było trzeba!
– Panie Hurst – zaczął – z przyjemnością poddałbym próbie pański system katalogowania zbiorów i zapoznał się z całą kolekcją, ale czy moglibyśmy najpierw porozmawiać o pożarze? Na tych barkach zginęło dwoje ludzi.
Hurst sprawiał wrażenie rozczarowanego, jak dziecko pozbawione nowej zabawki. Ciągnął swój wywód ostrożnie, niepewny, czy włada jeszcze uwagą publiczności.
– Bo widzicie państwo, płyty nie są ułożone alfabetycznie, tylko według daty wydania. Na tym polega mój sekret.
– Panie Hurst, płyty zostawmy na później, bardzo proszę – Annie wsparła Banksa. – Musimy zadać panu kilka ważnych pytań.
Hurst rzucił jej pełne urazy, ponure spojrzenie, ale wydawał się rozumieć sytuację. Przesunął dłonią po włosach.
– Tak,