wciąż miał się przyjaźnić i które stale obserwował, czasem z zapartym tchem, a czasem roniąc łzy smutku.
Celâl z matką zajmowali wtedy lokal na trzecim piętrze kamienicy — ten, który później sprzedano pewnemu Ormianinowi — lecz stryj Melih potrzebował pieniędzy, by móc kontynuować swoje handlowo-badawcze wędrówki ulicami Paryża, przenieśli się więc na poddasze (początkowo służyło jako składzik, potem wyodrębniono z niego niewielkie mieszkanie), trzecie piętro wynajęli zaś lokatorom. Gdy listy od stryja Meliha, pełne przepisów na ciasta i słodycze, receptur mydła i wód kolońskich oraz fotosów używających ich tancerek i aktorek, również paczki, w których przesyłał próbki miętowej pasty do zębów, kasztanów w cukrze i czekolad z likierem, a także zabawki — wozy strażackie i marynarskie czapki — zaczęły przychodzić coraz rzadziej, żona stryja przemyśliwała nad zabraniem syna i powrotem do rodzinnego domu. Do podjęcia ostatecznej decyzji o opuszczeniu kamienicy i zamieszkaniu u ojca, drobnego urzędnika pewnego wakfu4, w drewnianym domu w Aksarayu, skłoniły ją wybuch wojny światowej oraz pocztówka wysłana z Benghazi, przedstawiająca samolot lecący nad minaretem o dziwacznym kształcie. Po tej kartce w kolorze sepii — na jej odwrocie napisał o zaminowanych drogach uniemożliwiających mu powrót do kraju — stryj wysłał jeszcze inne, czarno-białe pocztówki, między innymi z Maroka, do którego trafił wiele lat po wojnie. O tym, że Melih ożenił się z poznaną w Marrakeszu Turczynką i że ich nowa synowa, bardzo piękna kobieta, wywodzi się z rodu Mahometa, jest więc seyyide, muzułmańską księżniczką, Babcia i Dziadek dowiedzieli się z ręcznie kolorowanej pocztówki przedstawiającej hotel w stylu kolonialnym — ten sam, w którym później nakręcono amerykański film opowiadający o miłości handlarza bronią i szpiega do tej samej kobiety, spotkanej w barze. (Dużo później, wiele lat po tym, jak nauczył się rozpoznawać flagi różnych krajów, powiewające na balkonie drugiego piętra hotelu, Galip popatrzył jeszcze raz na tę pocztówkę i, snując rozmyślania w stylu Opowieści o gangsterach z Beyoğlu Celâla, doszedł do wniosku, że to w jednym z pokoi tego budynku, podobnego do tortu, musiało zostać „rzucone na żyzną glebę nasienie”, z którego wyrosła Rüya). Pół roku po tej pocztówce nadeszła inna, tym razem z Izmiru; nie mogli uwierzyć, że wysłał ją stryj Melih, sądzili bowiem, że już nie wróci do Turcji; krążyły plotki, że oboje z nową żoną przyjęli chrzest i wraz z misjonarzami wyruszyli do Kenii, gdzie w jakiejś dolinie, wśród lwów polujących na trójrogie gazele, wznieśli kościół wyznawców sekty łączącej wiary krzyża i półksiężyca. Ktoś znający krewnych żony Meliha, zamieszkałych w Izmirze, przyniósł wieść, że stryj wzbogacił się na interesach prowadzonych podczas wojny w Afryce Północnej (handel bronią, przekupienie pewnego króla itp.) i został milionerem; ulegając kaprysom żony, kobiety bajecznej wręcz urody (jej zdjęcia były publikowane w arabsko-francuskich czasopismach), której marzyła się kariera aktorska, zamierzał wyjechać z nią do Hollywood. Tymczasem na przysyłanych pocztówkach, całymi tygodniami krążących z rąk do rąk wśród mieszkańców kamienicy, coraz bardziej zniszczonych, noszących ślady drapania paznokciami — niczym budzące wątpliwości banknoty, jakby ktoś chciał sprawdzić, czy nie są fałszywe — stryj Melih pisał, że z tęsknoty za ojczyzną aż się pochorował i dlatego postanowili wrócić do Turcji. Teraz miał się dobrze, zamierzał przejąć interesy teścia, izmirskiego handlarza tytoniem i figami, i poprowadzić je według nowoczesnych metod. Przysłana niedługo potem kolejna kartka, zapisana niemal nieczytelnymi bazgrołami, na każdym piętrze kamienicy została zinterpretowana w zupełnie odmienny sposób, co być może wiązało się ze sporami o przyszły podział majątku, które wkrótce miały wpędzić całą rodzinę w stan zimnej wojny. Jak wyczytał z niej Galip, stryj Melih informował — bynajmniej nie w jakiś pokrętny sposób — że zamierza wkrótce przenieść się do Stambułu, a poza tym ma córkę, ale nie potrafi się zdecydować, jakie imię jej nadać.
Imię Rüya Galip przeczytał po raz pierwszy na jednej z pocztówek wetkniętych przez Babcię za ramę lustra wiszącego nad kredensem, w którym trzymano zestawy kieliszków do likieru. Kartki otaczały zwierciadło niczym druga, dodatkowa rama; z czasem do widoków kościołów, mostów, morza, wież, statków, meczetów, pustyni, piramid, hoteli, parków i zwierząt, wzbudzających od czasu do czasu irytację Dziadka, dodano zrobione w Izmirze zdjęcia Rüyi z czasów niemowlęctwa i dzieciństwa. Galipa interesowała wtedy jednak nie jego rówieśnica, stryjeczna siostra, czyli kuzynka, jak zaczynano mówić na europejską modłę, lecz ciocia Suzan, seyyide, która — melancholijnie patrząc w obiektyw aparatu — odchylała rąbek moskitiery, by pokazać córkę, śpiącą w tajemniczej, budzącej lęk czarno-białej grocie. Wtedy jeszcze nie rozumiał, że to jej uroda sprawiała, iż zarówno mężczyźni, jak i kobiety milkli na moment w zamyśleniu, gdy spoglądali na zdjęcia małej Rüyi, przekazywane z rąk do rąk, z piętra na piętro kamienicy. Rozmawiano głównie o tym, kiedy stryj Melih przyjedzie z rodziną do Stambułu i które piętro zajmie. Celâl bowiem, którego matka, wyszedłszy ponownie za mąż za pewnego adwokata, zmarła młodo na jakąś chorobę, przez każdego lekarza diagnozowaną inaczej, nie mógł już dłużej przebywać w pełnym pająków domu w Aksarayu i wskutek nalegań Babci zamieszkał ponownie na poddaszu kamienicy. Na zlecenie gazety, w której później miał publikować pod pseudonimem swoje pierwsze felietony, chodził na mecze, by wyśledzić piłkarskie szachrajstwa, szeroko i barwnie opisywał tajemnicze, wyrafinowane zabójstwa gangsterów ze spelunek, burdeli i szulerni w bocznych uliczkach Beyoğlu, przygotowywał krzyżówki, w których więcej było pól zaczernionych niż białych, tworzył kolejne odcinki powieści o zapaśnikach, gdy jej autor, zamroczony winem i opium, nie był w stanie pisać, od czasu do czasu prowadził rubryki „Co zdradza twój charakter pisma”, „Odkryj znaczenie snów”, „Wyczytane z rysów twarzy”, „Twój horoskop na dziś” (podobno za pośrednictwem tej rubryki zaczął przesyłać sekretne pozdrowienia krewnym i znajomym, a także, jak twierdzili niektórzy, swoim kochankom) i „Wierzcie albo nie”, a jeśli starczało mu czasu, pisał recenzje najnowszych amerykańskich filmów, które oglądał dzięki bezpłatnym wejściówkom dla prasy. Mówiono, że jeśli nadal będzie mieszkał samotnie na poddaszu i tak intensywnie pracował jako dziennikarz, zarobi dość pieniędzy, by się ożenić.
Pewnego poranka wiele lat później, patrząc na asfalt bezsensownie zalewający wydeptany bruk przy torach tramwajowych, Galip pomyślał, że przekonanie Dziadka o pechu prześladującym kamienicę wynikało być może z panującego w niej tłoku, poczucia braku własnego miejsca lub podobnego nieokreślonego a budzącego lęk wrażenia. Któregoś wieczoru stryj Melih, jakby chciał okazać irytację, że wysyłane przezeń pocztówki nie były traktowane serio, zjawił się niespodziewanie w Stambule ze swoją piękną żoną, córką, walizkami i skrzyniami i oczywiście zamieszkał na poddaszu zajmowanym przez Celâla.
Tamtego wiosennego poranka Galip spóźnił się do szkoły, dokładnie tak, jak mu się przyśniło. We śnie siedział obok ładnej, tajemniczej dziewczynki o niebieskich włosach w miejskim autobusie, wiozącym ich coraz dalej od szkoły, gdzie miał przeczytać ostatnie strony elementarza. Gdy się obudził, zrozumiał, że zaspał nie tylko on, ale także Ojciec. Przy oświetlonym porannym słońcem stole, nakrytym obrusem w niebiesko-białą szachownicę, Matka i Ojciec — takim samym tonem, jakim rozmawiali zazwyczaj przy śniadaniu o myszach harcujących w szczelinach w ścianach kamienicy czy o upiorach i dżinach, w które wierzyła służąca, pani Esma — plotkowali o nowych lokatorach poddasza. Galip wolał nie myśleć o tym, że spóźnił się do szkoły i teraz wstydzi się tam iść, nie chciał się też zastanawiać, kto zamieszkał na górze. Poszedł do dziadków, gdzie wszystko zawsze się powtarzało, ale i tam fryzjer, goląc niezbyt zadowolonego Dziadka, pytał o tych z poddasza. Za ramą lustra nad kredensem brakowało kilku pocztówek, tu i ówdzie leżały rozrzucone jakieś dziwne, obce rzeczy, a wokół unosił się nowy zapach, którego w przyszłości miał poszukiwać niczym nałogowiec. Nagle poczuł przygnębienie, lęk i tęsknotę: jakie naprawdę były te kraje, które znał z lekko podbarwionych widokówek? Jaka była ta piękna ciocia z fotografii? Gdy powiedział,