co potrafisz – odezwał się młodszy funkcjonariusz, próbując uśmiechnąć się po chłopięcemu.
– Zaraz pokażę, co potrafię. – Harry z uśmiechem przyłożył szklankę do ust i odchylił głowę do tyłu.
– Niech cię cholera, Hole! – Okolice nosa Waalera gwałtownie się zaczerwieniły, kiedy patrzył, jak grdyka na nieogolonej szyi Harry’ego porusza się w górę i w dół.
– Zadowolony? – spytał Harry, odstawiając pustą szklankę.
– Nasza robota…
– Pieprzę robotę. – Harry zapiął bosmankę. – Jeśli Møller czegoś ode mnie chce, może do mnie zadzwonić albo zaczekać, aż przyjdę rano do pracy. Teraz idę do domu i mam nadzieję, że przez następnych dwanaście godzin nie będę musiał oglądać twojej gęby. Panowie…
Harry podniósł swoje sto dziewięćdziesiąt centymetrów i zrobił ledwie zauważalny krok w bok, żeby złapać równowagę.
– Ty arogancki fiucie! – Waaler odchylił się na krześle. – Pieprzony straceńcu! Gdyby te pismaki, co smarowały o tobie po tym zamęcie w Australii, wiedziały, do jakiego stopnia nie masz jaj…
– A co to znaczy mieć jaja, Waaler? – Hole wciąż się uśmiechał. – Obić gębę szesnastolatkowi w celi tylko dlatego, że ma na głowie irokeza?
Młody policjant zerknął na Waalera. W zeszłym roku w Szkole Policyjnej krążyły plotki o młodych lewakach z grupy Blitz, których zatrzymano pod zarzutem picia piwa w miejscu publicznym i pobito w celi pomarańczami owiniętymi w mokre ręczniki.
– Dobro policji zawsze było ci obce, Hole – burknął Waaler. – Myślisz wyłącznie o sobie. Wszyscy wiedzą, kto prowadził tamten samochód na Vinderen i dlaczego dobry policjant rozwalił czaszkę o słup w płocie. Dlatego że jesteś pijakiem i jechałeś na gazie, Hole. Powinieneś cholernie się cieszyć, że tę sprawę zamieciono pod dywan. Gdyby nie zależało im na rodzinie tego nieszczęśnika i na dobrym imieniu policji…
Młody funkcjonariusz był świeżo po szkole i każdego dnia uczył się czegoś nowego. Tego popołudnia nauczył się na przykład, że głupio jest huśtać się na krześle, kiedy się kogoś obraża, bo człowiek jest kompletnie bezbronny, jeśli ten, który został obrażony, nagle zrobi krok w przód i zafunduje prawy prosty między oczy. Ponieważ U Schrødera ludzie często przewracali się, tak jak stali, cisza zapadła ledwie na chwilę i gwar rozmów zaraz powrócił.
Policjant, pomagając Waalerowi się podnieść, widział, jak poły kurtki Holego już powiewają w drzwiach.
– O rany! Całkiem nieźle jak na gościa po ośmiu piwach, no nie? – powiedział, ale na widok spojrzenia Waalera zaraz się zamknął.
Długie nogi Harry’ego stawiały nieostrożne kroki na lodzie pokrywającym Dovregata. Knykcie go nie bolały, ale wiedział, że i ból, i żal mają wyznaczoną porę wizyty nie wcześniej niż na jutro rano.
W godzinach pracy nie pił. Na razie. Chociaż wcześniej tak było, a doktor Aune twierdził, że każda wpadka zaczyna się tam, gdzie kończy się poprzednia.
Siwowłosy okrąglutki klon Petera Ustinova śmiał się tak, że aż trzęsły mu się podbródki, kiedy Harry tłumaczył mu, że trzyma się z daleka od swego starego wroga Jima Beama i pije wyłącznie piwo, ponieważ niezbyt je lubi.
– Byłeś na dnie i w momencie, kiedy otworzysz butelkę, znów się tam znajdziesz. Nie ma stanów pośrednich, Harry.
No cóż, przecież wracał do domu na dwóch nogach, z reguły rozbierał się przed położeniem do łóżka, no i chodził do pracy. Nie zawsze tak było. Mimo wszystko nazywał to stanem pośrednim. Potrzebował jedynie odrobiny znieczulenia, żeby móc zasnąć, i tyle.
Jakaś dziewczyna w czarnej futrzanej czapce pozdrowiła go, gdy ją mijał. Czyżby znajoma? Ale w zeszłym roku pozdrawiało go wiele osób, szczególnie po tym wywiadzie w programie Redakcja 21, kiedy Anne Grosvold spytała: „Jakie to uczucie zastrzelić seryjnego zabójcę?”.
„No cóż, lepsze niż siedzieć tutaj i odpowiadać na takie pytania”, odparł, uśmiechając się krzywo. To powiedzenie stało się hitem tamtej wiosny, jednym z najczęściej cytowanych.
Harry wsunął klucz w zamek drzwi na klatkę. Sofies gate. Nie bardzo wiedział, dlaczego tej jesieni przeniósł się na Bislett. Może dlatego, że sąsiedzi na Tøyen zaczęli dziwnie na niego patrzeć i odnosić się do niego z dystansem, który początkowo brał za szacunek?
Ci tutaj zostawiali go w spokoju, najwyżej wyglądali na korytarz i sprawdzali, czy wszystko w porządku, gdy z rzadka zdarzało mu się nie trafić na stopień i zwalić do tyłu na najbliższy podest.
Takie upadki zaczęły się dopiero w październiku, kiedy natknął się na mur w związku ze sprawą Sio. Wtedy jakby uszło z niego powietrze i znów zaczęły go nachodzić sny, a on znał tylko jeden sposób na utrzymanie ich w szachu.
Próbował wziąć się w garść, zabrał Sio do domku letniskowego w Rauland, ale po tym strasznym gwałcie siostra zamknęła się w sobie i już nie śmiała się tak beztrosko jak dawniej. Kilka razy dzwonił do ojca, lecz nie były to długie rozmowy. Wystarczyły jednak, by zrozumiał, że ojciec chce, aby zostawiono go w spokoju.
Harry zamknął za sobą drzwi mieszkania, zawołał, że już jest, i z zadowoleniem pokiwał głową, gdy nikt mu nie odpowiedział. Potwory pojawiają się pod różnymi postaciami, dopóki jednak nie czyhały na niego w kuchni, kiedy wracał do domu, wciąż istniała możliwość, że prześpi noc spokojnie.
4
Mróz zaatakował tak gwałtownie, że Harry’emu zabrakło tchu w piersiach, gdy wyszedł na ulicę. Spojrzał na niebo czerwieniejące między kamienicami i otworzył usta, żeby wywietrzyć smak żółci i pasty Colgate.
Na Holbergs plass zdążył akurat na tramwaj tłukący się z Welhavens gate. Znalazł wolne miejsce i rozłożył „Aftenposten”. Jeszcze jedna sprawa pedofilii. W ostatnich miesiącach były już trzy, we wszystkich chodziło o Norwegów przyłapanych na gorącym uczynku w Tajlandii.
W głównym materiale przypominano o wyborczych obietnicach premiera, który deklarował zintensyfikowanie śledztw w sprawach przestępstw na tle seksualnym – również za granicą – i zastanawiano się, kiedy wreszcie zapowiedzi zostaną zrealizowane.
W jednym z komentarzy sekretarz stanu Bjørn Askildsen z Kancelarii Premiera mówił, że wciąż trwają prace nad umową z Tajlandią o ściganiu na miejscu norweskich pedofilów i że gdy tylko umowa wejdzie w życie, ważne będą jej szybkie efekty.
„Sprawa jest pilna!” – konkludował dziennikarz z „Aftenposten”. „Opinia publiczna oczekuje, by wreszcie coś z tym zrobić. Chrześcijański premier nie może słynąć z tolerowania takich bezeceństw”.
– Proszę!
Harry otworzył drzwi i spojrzał wprost w otwarte usta ziewającego Bjarnego Møllera, który wyciągał się na krześle, wystawiając długie nogi spod biurka.
– Wreszcie. Czekałem na ciebie wczoraj, Harry.
– Przekazano mi wiadomość. – Harry usiadł. – Nie przychodzę do pracy, kiedy jestem pijany. I odwrotnie. To taka przyjęta przeze mnie zasada. – Chciał, żeby zabrzmiało to ironicznie.
– Policjant pozostaje policjantem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę,