że „akurat w czasie wojny” mogły „podarować naszemu narodowi troje dzieci”144, chętnie opisywały także reakcje dzieci na prezent: „…a najstarszy spytał pełen zazdrości, dlaczego to on nie mógłby być piątym, bowiem Hermanek był jeszcze taki mały, a już ma świecznik i życzenia szczęścia od reichsführera, chociaż jeszcze nie może ich przeczytać…”145 Albo: „Dzieci wyliczają już, czy świece ze świecznika życia Henryczka wystarczą mu na całe życie, jeśli będą co roku palić się przez godzinę”146.
Opowiadają w listach o swoich drobnych bohaterskich czynach, jak na przykład Käthe M. z Parchim: „Choć teraz, w piątym roku wojny, wychowywanie małych dzieci jest trudne, to jednak każda matka z dobrą wolą może dać sobie z tym radę. Potrzebne jest do tego przede wszystkim serce pełne wiary. Jest też dla mnie jasne, że nasze przywództwo robi wszystko co w ludzkiej mocy, by zadowolić liczne młode matki. Ale wojna totalna zna dzisiaj tylko jedno rozwiązanie: «Wszystko dla zwycięstwa». Kiedy w ogóle patrzy się na Führera i jego dzielnych żołnierzy, to wtedy człowiek nawet nie ma śmiałości, by wymieniać z nazwy swoje własne trudności, tak drobne się one wydają. Sprawia mi szczególną radość, że mogę Pana poinformować, że wola urodzenia dziecka coraz bardziej ugruntowuje się tutaj w Meklemburgii. Z własnego doświadczenia chcę nawiązać do tego tematu: kiedy akurat w moje 18. urodziny urodziło się nasze pierwsze dziecko (pobraliśmy się na krótko przed wybuchem wojny), słyszałam od wielu młodszych i starszych znajomych tylko jedno: «Po co tak wcześnie zaczynać z rodzeniem dzieci. Przecież Pani jeszcze nic nie miała z życia!» Dla wielu znajomych było też po prostu nie do pojęcia, że niedługo później urodziło się nasze drugie dziecko. Czegóż to się wtedy nasłuchałam. «Powinnam się raczej oszczędzać, jestem przecież jeszcze taka młoda, powinnam raczej najpierw nacieszyć się trochę życiem itd.» Zamiast podnieść mnie na duchu, tylko dodawano mi trosk. Zupełnie inaczej wygląda to teraz, przy trzecim dziecku. Już nikt nic złego nie mówi, wprost przeciwnie. W międzyczasie także liczne znajome urodziły drugie dziecko albo zdecydowały się na drugie. W toku wojny w końcu dostrzeżono, że w ogóle nie ma niczego bardziej wartościowego niż gromadka zdrowych dzieci”147.
W czasie wojny Himmler wydał wytyczną, że każda wdowa z SS, gdyby potrzebowała pomocy, w każdej chwili może się do niego zwrócić148. W swoich listach wdowy te szczególnie dziękowały za tę ofertę pomocy. Zatroszczył się także o to, by Lebensborn149 zaopiekował się ciężarnymi wdowami po esesmanach150. W domach dla matek Lebensbornu mogły jednak wydawać na świat dzieci także małżonki esesmanów, co zwłaszcza po wybuchu wojny czyniły liczne kobiety, mieszkające w wielkich miastach zagrożonych nalotami bombowymi, jak Lisel P., która w październiku 1942 r. napisała do Himmlera list o swoich doświadczeniach w Lebensbornie: „Przesyłam Panu najradośniejsze, przepełnione wdzięcznością pozdrowienia z tak pięknego Pańskiego domu dla matek Lebensborn! Już po raz drugi w czasie tej wojny mogę spędzać wspaniały, relaksujący czas w jednym z Pańskim domów. Zimą na przełomie 1940 i 1941 r. byłam już w domu Friesland-Hohehorst i byłam tam bardzo zadowolona ze wszystkiego, jednak tym razem ten dom wyrasta ponad wszystko inne. Przede wszystkim nadzwyczaj podoba mi się tutaj pod względem krajobrazowym. Oczekiwałam na moje drugie dziecko tutaj, na Pomorzu Tylnym, w „Domu Pomorze” w Bad Polzin (dziś Połczyn-Zdrój). Jestem absolutnie zachwycona skromną prostotą – można się tu w zupełności poczuć jak u siebie w domu. Wszędzie piękne obrazki i sentencje, wazy i, co również należy zauważyć, wspaniale wyściełane łóżka – jak wspomniano: zapewne wszystko co najlepsze? Zatroszczono się także w wystarczającym stopniu o rozrywkę matek: bierzemy udział w kursach, które są ważne dla nas jako matek i mogą nam przynieść korzyści – będąc matką, która z całego serca chciałaby być wszystkim dla swoich najdroższych i dzieci, nigdy nie jest się wystarczająco dobrym. Podobnie jest pięknie pomyślane, że każda z nas ma jakąś swoją funkcję, jakieś zajęcie, jakiś domowy, kobiecy obowiązek do wypełnienia. Nawet jeśli niekiedy jakaś mamuśka szemra na tę «pracę», to także i to mija, ponieważ inna zwraca jej uwagę na Pańskie zarządzenie, mój reichsführerze, które w sieni jest wywieszone na czarnej tablicy…”151.
Kontaktu ze wspólnotą rodów SS nie powinny tracić także narzeczone, którym udało się już uzyskać zezwolenie na zawarcie małżeństwa, ale ich narzeczony poległ na krótko przed ślubem. Poprzez zawarcie małżeństwa ex post narzeczone były przyjmowane do zakonu rodów SS i mogły odtąd nazywać się „panią” zamiast „panną”152.
Himmler z zaangażowaniem troszczył się o małżeństwa SS. Jesienią 1939 r. zwolnił ze stanowiska komendanta obozu koncentracyjnego dla kobiet Lichtenburg, Günthera Tamaschke, ponieważ ten zaniedbywał swoją żonę153. Poprzedziła to długa wymiana korespondencji, w którą zaangażowani byli komendant SS-Totenkopfstandarte, Eicke, szef Sztabu Osobistego Reichsführera SS, Wolff, i inni wyżsi dowódcy SS. Himmler za pośrednictwem Wolffa w sierpniu 1939 r. wezwał Eickego do tego, by przywołał Tamaschkego do porządku. Eicke odpowiedział 30 sierpnia 1939 r.: „Tamaschke, któremu wielokrotnie starałem się przemówić do rozumu, jest nierozsądnym, starym kozłem, lekko odurzonym wiosennymi zapachami, które prędzej czy później spowodują u niego przenikliwe bóle głowy […] Kiedy był dyrektorem obozu kobiecego Lichtenburg, facet, którego uważałem na tym polu za totalnego głupca, zakochał się w jednej z nadzorczyń obozu, która w wieku 43 lat miała co prawda już swój czas rozrodu poza sobą, jednak była na tyle wyrafinowana, że zdołała pochwycić cherlawego Tamaschkego w swoje sidła. Jego żona, której słaba konstrukcja nie zdołała poradzić sobie z bólem psychicznym, ciężko zachorowała i na moje polecenie trzeba ją było znów postawić na nogi w miejskim szpitalu. Żadne namowy nie zdołały nakłonić Tamaschkego do przerwania jego stosunku miłosnego. Jego żona słyszała odmowę za odmową i nie otrzymywała wystarczająco dużo pieniędzy, by móc zapewnić sobie i 14-letniej córce przyzwoite warunki życia. Po stwierdzeniu jego romansu wysłałem Tamaschkego najpierw do Weimaru, a później do Fürstenberga. Zgodnie z danym słowem honoru miał nie opuszczać zamkniętego obwodu o promieniu 50 km, co powinno było uniemożliwić dalsze spotkania z jego babskiem. Początkowo wszystko szło całkiem dobrze, aż pewnego dnia zjawił się u mnie w urzędzie i zaczął mi opowiadać coś o «prawdziwej» miłości, co naprawdę nie wzbudziło mojego współczucia, bowiem są na to dosadne popularne określenia. Kiedy oznajmiłem Tamaschkemu, że może stracić swoje stanowisko dyrektora obozu, ten oświadczył mi, że także w tych okolicznościach nie zostawi swojej ukochanej i teraz jest zmuszony wystąpić o rozwód ze swoją żoną. Następnie Tamaschke w terminie 3 miesięcy został zwolniony z pełnionych funkcji i oddany do dyspozycji Głównego Urzędu Personalnego SS”154.
Himmler i dowództwo SS nie mieli nic przeciwko temu, kiedy führer SS oprócz małżonki utrzymywał jeszcze dodatkowy związek z przyjaciółką155. Jednak oczekiwano, że kobieta ta będzie zdolna do rodzenia dzieci, związek przyniesie potomstwo oraz że mężczyzna nie będzie zaniedbywał swojej rodziny. Tamaschke pod każdym względem złamał ten honorowy kodeks SS. Po pierwsze jego przyjaciółka, co pokazuje opis przedstawiony przez Eickego, w najmniejszym stopniu nie odpowiadała wyobrażeniom SS, po drugie Tamaschke nie troszczył się o żonę i córkę. Dlatego po jego zwolnieniu z SS-Totenkopfstandarte miał wielkie trudności, by znów się gdzieś usadowić. Żaden urząd SS