w okręgu Kraj Warty (Wartheland), w lutym 1940 r. objął nowe stanowisko jako „powiernik w sektorze prywatnym”159.
Tamaschke stracił swoje stanowisko komendanta obozu koncentracyjnego, ponieważ pogwałcił kodeks honorowy SS, wymagający rycerskiego zachowania w stosunku do małżonki, jak Himmler oświadczył w swojej mowie 9 czerwca 1942 r.: „Na pewno jeszcze nigdy nie byłem – na to, jak sądzę, nie mogą się Panowie uskarżać – małostkowy w dziedzinie związków z kobietami. Jeśli ktoś jest przyzwoity i rycerski, może robić na co ma ochotę. Nigdy nie może jednak występować przeciwko prawom naszej krwi. W przypadku osób obcej narodowości oraz gdy sprawy toczą się w nierycerski sposób, nie widzę w tym niczego zabawnego. W przypadku każdego innego związku zawsze znajdziecie we mnie osobę najbardziej wyrozumiałą, jaka tylko istnieje. Naprawdę muszę powiedzieć, że cieszę się z każdego dziecka, niezależnie od tego, w jaki sposób zostało poczęte”160. Pewien inny małżonek z SS ściągnął na siebie gniew Himmlera od razu w podwójny sposób: podczas zakazanych stosunków seksualnych z polskimi kobietami zaraził się syfilisem, a następnie przekazał tę infekcję swojej żonie oraz dziewczynie, która była tak zwaną folksdojczką. Został zwolniony z SS i odstawiony do obozu koncentracyjnego161.
Himmler nie tylko wtrącał się w sprawy małżeństw, kiedy mąż nie zachowywał się po „rycersku” wobec swojej żony; wysyłał także napomnienia, gdy jego zdaniem żona esesmana przejęła „dowodzenie w małżeństwie”162 albo gdy uważał, że führer SS nie zajął się jeszcze „wychowaniem” swojej „młodej żony w stopniu”, jakiego „należałoby oczekiwać po führerze SS”163. Zdarzało mu się także ganić same żony: „Także kobieta musi tutaj niekiedy usłyszeć swoje. Wezwałem już niejedną panią i powiedziałem jej: tego i owego sobie nie życzę”164. Nie zawsze udawało się zmusić krnąbrne żony do posłuszeństwa. W sierpniu 1941 r. Himmler wysłał do Wiednia gruppenführera Bergera, by porozmawiał z gruppenführerem Rodenbücherem o jego dalszej karierze w SS. W następstwie tej rozmowy Berger napisał do Himmlera, że nie mógł wypełnić swojego zadania, by w cztery oczy porozmawiać z Rodenbücherem, ponieważ do rozmowy nieustannie wtrącała się jego żona, „która ma osobliwy wpływ na swojego męża, a potok jej mowy, kiedy śluzy już raz zostaną otwarte, jest już nie do powstrzymania”. Dalej relacjonował, że mając nadzieję, iż uda mu się bez świadków porozmawiać z Rodenbücherem, przeniósł rozmowę na inny dzień, jednak nadaremnie: „Już prawie wyłuszczyłem Rodenbücherowi co i jak, gdy w rozmowę wtrąciła się jego małżonka i niestety – nie mogę wyrazić tego w inny sposób – załatwiła mnie ogniem ciągłym”. Jego zamykające podsumowanie: „Gdyby żona nie była obecna, na pewno by mi się udało”165. Odpowiedź Himmlera: „Skoro nasz dobry Rodenbücher daje sobą dyrygować swojej z pewnością bardzo miłej, lecz niedoświadczonej żonie, to zapewne nic już nie da się zrobić. W każdym razie bardzo Panu dziękuję za trud, jaki Pan sobie zadał”166.
Na naradzie gruppenführerów 8 listopada 1937 r. Himmler podkreślił: „Jest jeszcze coś, czego nie będę tolerował, a mianowicie gdy ten czy ów dowódca – zauważyłem ostatnio standartenführera i oberführera, podpadających pod tę kategorię – jest okropnym pantoflarzem. Często jasno wypowiadałem się w tej kwestii: dowódcy, którzy nie są zdolni do dowodzenia rotą składającą się z dwojga ludzi, w tym przypadku niego samego i jego żony, nie są też zdolni do większych rzeczy. Proszę Panów, abyście się tym zajęli – prawdopodobnie znacie tych bohaterów równie dobrze jak ja, a jeśli ich nie znacie, mogę ich Panom wymienić – żebyście tych towarzyszy zaprosili do siebie i w taktownej oraz jasnej formie powiedzieli: mój drogi, nie może być tak, że jesteś publicznie kompromitowany przez Twoją żonę. Nie może być tak, że wszyscy dostrzegają, że Ty czegoś tak naprawdę nie możesz, bo Twoja żona Ci nie pozwala”167.
Rodzina Heydrichów w Monachium, 1934 r. (Bild Bundesarchiv).
Jeśli wierzyć wywodom Liny Heydrich, pretekstem dla Himmlera, by podzielić się tą uwagą, było jej małżeństwo z Reinhardem Heydrichem168.
W swojej autobiograficznej książce Leben mit einem Kriegsverbrecher („Życie ze zbrodniarzem wojennym”) napisała: „Wybrano Friedę Wolff, by mnie poinformować, że przeciwko nam wszczęto akcję na zasadzie: «Kto nie potrafi dowodzić swoją własną rotą, nie może też dowodzić gromadą»”169. Dawny obergruppenführer SS Karl Wolff170 potwierdził to założenie. Wolff od 1932 r. przyjaźnił się z Heydrichem, byli ze sobą na ty. Heydrich został ojcem chrzestnym syna Wolffa, a ten z kolei ojcem chrzestnym syna Heydricha. Wolff opowiadał, że „najwyższemu policjantowi Niemiec” przychodziło z trudem „uwalnianie się spod pantofla Liny, urodzonej na Wschodzie, upartej Fryzyjki”. Oraz że „przyjaciel Reinhard” od czasu do czasu „skarżył mu się na domowe troski”. „Ponieważ Heydrich tu i tam miewał drobne romanse, musiał godzić się z tym, iż jego żona na tyle otwarcie flirtowała z jednym z jego szefów urzędów, Walterem Schellenbergiem171, że aż plotkowano o tym w kręgach nazistowskich. Według Wolffa Lina robiła to jednak tylko po to, by zmusić swojego męża, aby poświęcał jej więcej uwagi. Wolff twierdził także, że w najwyższym dowództwie SS naigrywano się z wysoko postawionego towarzysza, który nie umiał zmusić swojej żony do równego kroku, a tym samym budził wątpliwości, czy jest w stanie podołać dużym zadaniom jako dowódca. Nie miało to niestety nic wspólnego z rzeczywistością, ponieważ mordy na Żydach Heydrich organizował z diabelską perfekcją”172. Lina Heydrich skomentowała to tak: „O życiu rodzinnym dość szybko (jeszcze przed wybuchem wojny) nie może być już mowy. Wychowywanie dzieci, kontakty z rodzicami i rodzeństwem, a nawet te nieliczne proszone przyjęcia, jakie wydajemy, za wszystko to odpowiadam i muszę sobie z tym radzić sama. Wtedy zaczynam robić Reinhardowi wyrzuty i naciskać na niego, by przynajmniej weekendy spędzał razem z nami… Pewnego dnia musiałam zadać sobie pytanie, czy opłaca się moim zachowaniem narażać na szwank małżeństwo. Jednak nie mam talentu do odgrywania roli wiecznie czekającej żony. Huczy i gotuje się we mnie… Niespodziewanie przychodzi mi z pomocą przypadek. W urzędzie Reinharda pracuje młody asesor, Walter Schellenberg. On także ma żonę i nie może z nią dojść do ładu. Zwierza się mi i prosi mnie, bym mu pomogła. Mogłabym, jak się wyraża, jego żonę «nauczyć rozumu». Chętnie się na to zgadzam i zapraszam panią Schellenberg, by pojechała ze mną do naszego domku myśliwskiego. W lesie, podczas spaceru – taką mam nadzieję – będzie mogła zrzucić wszystko, co jej leży na sercu. Ona, dawna krawcowa, jest o wiele starsza od swojego męża, któremu – ze względu na planowane małżeństwo – sfinansowała studia. W międzyczasie jednak oboje przeszli proces przemiany; teraz i z jednej, i z drugiej strony nic się nie zgadza. Dochodzi do burzliwych kłótni. Powinnam zatem jakoś to załagodzić. Próbuję wytłumaczyć pani Schellenberg, że jedyną możliwością, by przebrnąć przez ten proces dopasowywania się, jest wspaniałomyślność. Kilka dni później proszę do siebie małżonka i relacjonuję mu przebieg tej rozmowy «kobiety z kobietą». Przy tym dowiaduję się, że największą przeszkodą w znalezieniu porozumienia jest niezwykła zazdrość starszej