Bracie mój! – zawołał.
Wyciągnął ręce i przytulił go. Zdezorientowany nieco Reece odwzajemnił uścisk, po czym, z pomocą Thora, wstał.
- Ty żyjesz! – wykrzyknął Thor. Uścisnął mu ramię, niemal nie mogąc w to uwierzyć. Przyszły mu na myśl wszystkie te bitwy, które stoczyli u swego boku, wszystkie wspólne przygody i myśl o utracie Reece’a była dla niego nie do zniesienia.
- A dlaczegóżby nie? – zamrugał powiekami zdezorientowany Reece. Rozejrzał się wokoło po pełnych zdziwienia twarzach legionistów i sam popadł w zdziwienie. Wówczas pozostali podeszli do niego, jeden po drugim po kolei, i uściskali go.
Thor spoglądał na podchodzących i wtem coś mu zaświtało. Nagle dotarło do niego, pojął ze zgrozą, że kogoś brakuje: O’Connora.
Popędził do burty i rozpaczliwie przeszukał wzrokiem otaczającą okręt wodę, przypomniawszy sobie, jak O’Connor, opętany swym szaleństwem, wyskoczył z niego wprost w szalejący morski żywioł.
- O’Connor! – ryknął.
Pozostali podbiegli do niego i również jęli przyglądać się wodzie. Thor wytężył wzrok, wyciągnął szyję i spojrzał na powrót w stronę cieśniny, na kotłujące się szaleńczo czerwone fale, gęste od krwi – i wówczas go dostrzegł. O’Connor młócił czerwoną ciecz, walcząc z wciągającym go żywiołem tuż na granicy Cieśniny Obłędu.
Thor nie marnował ani chwili; zareagował instynktownie, podskoczył na reling i runął głową w dół do morza.
Gdy tyko zanurzył się w nim, uderzyło go, jak gorąca była otaczająca go woda, i jak gęsta. Jakby pływał we krwi. Taka gorąca, iż miał wrażenie, że pływa w błocie.
Musiał użyć wszystek sił, by przebrnąć przez kleistą wodę i wynurzyć się na powierzchnię. Utkwił wzrok w O’Connorze, który tonął już prawie. Zauważył panikę w jego oczach. Dostrzegł również, iż z wolna opuszcza go obłęd, jako że O’Connor wypłynął już z cieśniny na otwarte morze.
Mimo to, choć młócił wodę nieustannie, tonął prawie. Thor pojął, iż jeśli wkrótce nie dotrze do niego, O’Connor pójdzie na dno Cieśniny i już nigdy go nie znajdą.
Thor podwoił wysiłki. Płynął ze wszystkich sił, na przekór nieznośnemu bólowi i wyczerpaniu, które przytłaczały jego barki. I wnet, kiedy już niemal dotarł na miejsce, O’Connor zniknął pod wodą.
Na widok znikającego pod powierzchnią przyjaciela Thor poczuł zastrzyk adrenaliny. Wiedział, iż ma tylko jedną szansę. Pomknął przed siebie, zanurkował i odepchnął się potężnym kopnięciem. Popłynął pod powierzchnią. Otworzył oczy i wytężył wzrok, starając się dojrzeć cokolwiek w gęstej mazi: lecz nie zdołał. Szczypały zbyt mocno.
Zamknął oczy i zdał się na instynkt. Zawezwał jakąś głęboką cząstkę samego siebie, która widzi bez patrzenia.
Odepchnął się kolejnym potężnym wykopem nóg, wyciągnął ręce, szukając po omacku, i poczuł coś: rękaw.
Chwycił O’Connora i przytrzymał mocno, uszczęśliwiony, ale też zdumiony ciężarem tonącego przyjaciela.
Szarpnął go, zawrócił i ze wszystkich sił popłynął z powrotem ku powierzchni. Cierpiał niewysłowione katusze: każdy jego miesień buntował się przeciwko takiemu traktowaniu, lecz on wciąż wierzgał nogami i płynął ku wolności. W gęstej wodzie panowało tak wielkie ciśnienie, iż miał wrażenie, że za chwilę pękną mu płuca. Z każdym zamachnięciem ręki czuł, że ciągnie za sobą cały świat.
I kiedy już sądził, że nie podoła temu dłużej, że pójdzie na dno razem z O’Connorem i pomrze tu, w tym okropnym miejscu, nagle wynurzył się nad powierzchnię wody. Łapiąc gwałtownie powietrze, rozejrzał się wokoło i westchnął z ulgą. Zauważył, że wypłynęli po drugiej stronie Cieśniny Obłędu, na otwartym morzu. Na widok wyskakującej obok niego nad wodę głowy O’Connora, który również począł łapać gwałtownie oddech, jego poczucie ulgi osiągnęło pełnię.
Na jego oczach obłęd opuścił O’Connora i w jego spojrzeniu na powrót dostrzec można było przytomność umysłu.
O’Connor zamrugał kilkakrotnie powiekami, krztusząc się i wypluwając krew z ust, po czym spojrzał pytająco na Thora.
- Co my tu robimy? – spytał zdezorientowany. – I gdzie my jesteśmy?
- Thorgrin! – zawołał czyjś głos.
Thor usłyszał plusk wody. Odwrócił się i zobaczył grubą linę unoszącą się obok niego na wodzie. Podniósł wzrok i ujrzał stojącą przy burcie Angel, a wraz z nią wszystkich pozostałych. Zawrócili okręt, by do nich podpłynąć.
Thor chwycił linę, drugą ręką przytrzymał O’Connora, i wówczas lina ruszyła. Elden wychylił się przez burtę i dzięki swej wielkiej sile przyciągnął ich obu do kadłuba. Dołączyli do niego pozostali legioniści. Pociągnęli razem, aż Thor poczuł, jak unosi się w powietrze i, w końcu, przetacza przez reling. Potem, wraz z O’Connorem, grzmotnęli o pokład z głuchym odgłosem.
Thor był wyczerpany, nie mógł złapać tchu i wciąż krztusił się morską wodą, leżąc bezładnie na pokładzie tuż obok O’Connora; ten zaś odwrócił się i spojrzał na niego. Był równie wykończony, a z jego oczu biła wdzięczność. Thor pojął natychmiast, że O’Connor mu dziękuje. Słowa były zbyteczne – Thor rozumiał dobrze. Posługiwali się bezsłownym kodem. Byli braćmi. Poświęcenie dla drugiego było ich rzemiosłem. W tym zawierało się ich życie.
Wtem, O’Connor wybuchnął śmiechem.
W pierwszej chwili Thor przejął się, sądząc, że obłęd wciąż nęka przyjaciela. Jednak po chwili dotarło do niego, że O’Connor miewa się dobrze. Wrócił po prostu do siebie. Śmiał się w poczuciu ulgi z radości, iż nadal żyje.
Thor również roześmiał się, poczuwszy, jak uszło z niego napięcie. Pozostali dołączyli do nich. Przeżyli; wbrew wszelkim przeciwnościom, wciąż żyli.
Pozostali członkowie legionu podeszli do nich, chwycili Thora i O’Connora za ręce i postawili na nogi jednym szarpnięciem. Spletli dłonie i rzucili się sobie w objęcia z radością. Ich okręt wypłynął wreszcie na spokojne wody, gdzie żegluga przebiegała bez zakłóceń.
Thor obejrzał się i zauważył, że odpływają coraz dalej od Cieśniny. Z każdą chwilą odzyskiwali też coraz większą przytomność umysłu. Dokonali tego; przebyli Cieśninę, aczkolwiek cena była wysoka. W jego mniemaniu drugi raz nie przeżyliby takiej przeprawy.
- Patrzcie! – zawołał Matus.
Thor odwrócił się wraz z pozostałymi i podążył wzrokiem ku miejscu, które wskazywał jego palec – i doznał wstrząsu na widok tego, co zobaczył. Na horyzoncie jawił się całkiem odmienny krajobraz, nowa ziemia w tej Krainie Krwi. Pejzaż przytłaczały ciężkie, mroczne chmury, które zawisły nisko nad horyzontem. Woda wciąż była gęsta od krwi – jednakże tym razem zarysy brzegu znajdowały się bliżej, były lepiej widoczne. Linia brzegowa czerniała zjawiskowo, pozbawiona jakichkolwiek drzew, czy życia, niejako wyściełana popiołem i ziemią.
Serce zabiło Thorowi mocniej, kiedy w oddali, poza brzegami lądu, dostrzegł czarny zamek zbudowany z czegoś, co wyglądało na mieszaninę ziemi, popiołu i błota. Budowla wyrastała z ziemi, jakby stanowiła z nią jedność. Thor wyczuł natychmiast emanujące z niej zło.
Do podnóża zamku wiódł wąski kanał usiany licznymi pochodniami, na którego straży stał blokujący drogę most zwodzony. Thor zauważył w oknach zamku płonące pochodnie i natychmiast nabrał pewności, wiedział,