zsiadał z konia. Oto stawał przed Thorem prawdziwy rycerz Srebrnych, w błyszczącej kolczudze, z długim mieczem przypiętym do pasa. Wyglądał na trzydzieści parę lat i mężem był na schwał: miał twarz porośniętą szczeciną i całą w bliznach, a krzywy nos stanowił zapewne pamiątkę po jakiejś bitwie. Thor nigdy dotąd nie widział równie rosłego mężczyzny; w ramionach był dwa razy szerszy od pozostałych. Po wyrazie jego twarzy nietrudno było zgadnąć, że jest dowódcą. Mężczyzna zeskoczył na piaszczystą drogę i, pobrzękując ostrogami, podszedł do chłopców stojących w szeregach.
Jak wieś długa i szeroka, dziesiątki chłopców stały na baczność przy drodze; wielu z nich miało wypisaną na twarzy nadzieję. Srebrnym towarzyszyły honor i bitwy, rozgłos i sława, a także tytuły i bogactwa, najżyźniejsze lenne ziemie, najpiękniejsze panny na wydaniu i życie w chwale. Trafienie do ich grona przynosiło chlubę całej rodzinie. Pierwszym krokiem na drodze do tej chluby było zaś wstąpienie do Legionu.
Przyglądając się wielkim zdobionym powozom, Thor pojął, że mogą pomieścić tylko pewną liczbę rekrutów. Kawalkadzie Srebrnych pozostało w rozległym królestwie jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia. Chłopiec przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że jego szanse są mniejsze, niż mu się dotąd wydawało. Musiałby pokonać nie tylko swoich braci, ale i wszystkich innych chłopaków, z których wielu było już nieźle doświadczonych w młodzieńczych bójkach. Miał coraz gorsze przeczucia.
Wstrzymując oddech z wrażenia, patrzył, jak barczysty żołnierz w milczeniu podchodzi do kolejnych chłopców i mierzy ich wzrokiem; rozpoczął od krańca szeregów i powoli zbliżał się w stronę Thora. Ten oczywiście znał wszystkich chłopców. Wiedział też, że niektórzy z nich, choć nigdy by się do tego nie przyznali, wcale nie chcieli wstępować do Legionu, mimo że ich rodziny właśnie tego od nich oczekiwały. Bali się; nie nadawali się na żołnierzy. Policzki Thora płonęły, nie mógł znieść tego upokorzenia. Czuł, że zasługuje na wzięcie udziału w Poborze tak samo jak wszyscy inni. To, że jego bracia byli starsi, wyżsi i silniejsi, nie znaczyło jeszcze, że nie ma prawa także stanąć do Poboru i zostać wybranym. Pałał nienawiścią do ojca i omal ze skóry nie wyskoczył, kiedy żołnierz podszedł bliżej.
Ten tymczasem zatrzymał się po raz pierwszy – przy braciach Thora. Obejrzał ich bacznie od stóp do głów i mogło się zdawać, że wywarli na nim wrażenie. Wyciągnął rękę ku Drake’owi, chwycił za jego pochwę z mieczem i szarpnął, jakby chciał sprawdzić solidność broni. Uśmiechnął się szeroko.
– Nie dobywałeś jeszcze tego miecza w boju, prawda, chłopcze? – zapytał.
Pierwszy raz w życiu Thor zobaczył, jak Drake się denerwuje i przełyka ślinę.
– Nie, panie. Ale często władałem nim podczas ćwiczeń i ufam, że...
– Podczas ćwiczeń!
Mężczyzna wybuchnął gromkim śmiechem i odwrócił się do pozostałych żołnierzy, którzy dołączyli do niego, śmiejąc się Drake’owi prosto w twarz. Drake poczerwieniał ze wstydu. Thor po raz pierwszy widział, żeby jego najstarszy brat czegoś się wstydził – zwykle to raczej on zawstydzał innych.
– Nie omieszkam ostrzec naszych wrogów, żeby drżeli ze strachu przed Tym, Który Włada Mieczem Podczas Ćwiczeń!
Znów rozległ się śmiech żołnierzy.
Dowódca spojrzał na pozostałych braci.
– Trzech z jednego chowu – powiedział, pocierając zarost na brodzie. – Może i się przydacie. Wszyscy słusznego wzrostu... choć brak wam doświadczenia. Aby wytrwać w Legionie, będziecie musieli jeszcze dużo ćwiczyć. – Zawahał się, ale dokończył: – Może znajdzie się dla was miejsce. – Wskazał ruchem głowy ostatni powóz z kawalkady. – Ruszajcie, tylko duchem, pókim się nie rozmyślił.
Promieniejąc ze szczęścia, trzej bracia rzucili się w stronę powozu. Thor zobaczył, że także ojciec się rozpromienił. W nim samym jednak z każdym krokiem braci narastało przygnębienie.
Dowódca odwrócił się i ruszył w kierunku następnej chaty. Thor nie wytrzymał.
– Waszmość panie! – krzyknął za nim.
Ojciec spiorunował go wzrokiem, ale chłopcu było już wszystko jedno.
Żołnierz zatrzymał się i powoli odwrócił.
Thor z drżeniem serca wystąpił na dwa kroki i z całej siły wypiął pierś.
– Nie rozważyliście jeszcze mnie, waszmość panie – powiedział.
Zaskoczony takim zachowaniem, dowódca zmierzył chłopca wzrokiem, jakby węszył jakiś żart.
– Jesteś pewien? – spytał i znów wybuchnął śmiechem.
Jego ludzie mu zawtórowali. Thor jednak nie dbał o to. Ta chwila należała do niego. Teraz albo nigdy.
– Chcę wstąpić do Legionu! – powiedział.
Żołnierz podszedł bliżej.
– Co ty nie powiesz? – Wyglądał na rozbawionego. – A czternaście lat już skończyłeś?
– Tak, waszmość panie. Dwa tygodnie temu.
– Dwa tygodnie temu! – Dowódca ryknął śmiechem i ponownie zawtórowali mu jego żołnierze. – Wobec tego nasi wrogowie niechybnie zadrżą ze strachu już na sam twój widok.
Thor czuł, że policzki płoną mu ze wstydu. Musiał coś zrobić, żeby ta rozmowa skończyła się inaczej. Kiedy żołnierz ponownie się odwrócił i ruszył dalej, Thor postąpił o kolejny krok naprzód i krzyknął:
– Waszmość panie! Robicie wielki błąd!
Z tłumu dobiegł zbiorowy zdławiony okrzyk zgrozy, żołnierz zaś stanął i znów powoli się odwrócił, tym razem z wyraźnie gniewną miną.
– Głupi smarkaczu – zawołał ojciec, chwytając Thora za ramię – jazda do domu!
– Ani mi się śni! – odparł chłopiec, odtrącając rękę ojca.
Dowódca podszedł bliżej, a ojciec się cofnął.
–Wiesz, jaka kara grozi za obrazę jednego ze Srebrnych? – warknął żołnierz.
Serce waliło Thorowi jak oszalałe, ale wiedział, że teraz nie może się wycofać.
– Darujcie mu, wielmożny panie rycerzu – powiedział ojciec. – To jeszcze dzieciak i...
– Nie do ciebie mówiłem – odparł dowódca, piorunując ojca wzrokiem, aż ten spuścił oczy. Potem ponownie zwrócił się do Thora: – Odpowiadaj!
Thor przełknął ślinę; nie mógł wykrztusić ani słowa. Inaczej to sobie wszystko wyobrażał.
– „Kto znieważa Srebrnych, samego króla znieważa” – odparł w końcu potulnie, recytując z zapamiętanych nauk.
– Zaiste – powiedział żołnierz. – To znaczy, że jeśli zechcę, mogę wymierzyć ci za karę czterdzieści batów.
– Waszmość panie, ani mi w głowie was znieważać – odrzekł Thor. – Chcę się tylko zaciągnąć. Błagam. Całe życie o tym marzę. Proszę, pozwólcie mi do was dołączyć.
Kiedy tak stali, oblicze dowódcy powoli łagodniało. Po dłuższej chwili potrząsnął jednak głową.
– Za młodyś, chłopcze. Dumne masz serce, ale jesteś jeszcze niegotowy. Wróć do nas, kiedy dorośniesz.
To rzekłszy, żołnierz