Zygmunt Zeydler-Zborowski

Kryminał


Скачать книгу

ty-line/>

      Zygmunt Zeydler-Zborowski

      Goryl z Wołomina

      Redakcja Ewelina Stryjecka-Doliwa

      Projekt okładki Mikołaj Jastrzębski

      Skład komputerowy i korekta Maria Baranowska

      Konwersja do wersji elektronicznej Mikołaj Jastrzębski

      Edycję opracowano na podstawie maszynopisu autorskiego

      © Copyright by Zofia Bimali Zborowska

      © Copyright for this edition by Wydawnictwo LTW

      ISBN 978-83-7565-226-0

      Wydawnictwo LTW

      ul. Sawickiej 9, Dziekanów Leśny

      05-092 Łomianki

      tel./faks (022) 751-25-18

      www.ltw.com.pl

      e-mail: [email protected]

      Spis treści

      Okładka

      Strona redakcyjna

      ROZDZIAŁ I

      ROZDZIAŁ II

      ROZDZIAŁ III

      ROZDZIAŁ IV

      ROZDZIAŁ V

      ROZDZIAŁ VI

      ROZDZIAŁ VII

      ROZDZIAŁ VIII

      ROZDZIAŁ IX

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes

      ROZDZIAŁ I

      Wypił ostatni łyk kawy, zapalił papierosa i spojrzał na zegarek. Spóźniała się. Tego bardzo nie lubił. Musi ją nauczyć bezwzględnej punktualności. Liczenie się z każdą minutą to nieodzowny warunek powodzenia we wszystkich życiowych sprawach. Pod tym względem był do przesady pedantyczny.

      Przechodzące kelnerki przyglądały mu się z dużym zainteresowaniem. I nie tylko kelnerki. Siedzące przy sąsiednich stolikach dziewczyny, młode i te już nie pierwszej młodości, obdarzały go pełnymi zachęty spojrzeniami i dyskretnymi uśmiechami. W pełni na to zasługiwał. Był rzeczywiście bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Wysoki, świetnie zbudowany, twarz pociągła, śniada, o regularnych, wyrazistych rysach zdradzała mocny charakter i zdecydowaną postawę wobec życia. Oczy duże, ciemne kontrastowały efektownie z jasnoblond falującą czupryną.

      Wreszcie przyszła. Już w wejściu spostrzegł jej zgrabną sylwetkę. Przesunęła się między stolikami i lekko zadyszana usiadła.

      Bez słowa postukał palcem w tarczę zegarka.

      Uśmiechnęła się przepraszająco.

      – Spóźniłam się. Wiem. Błagam o przebaczenie. To nie moja wina. Ten stary ramol tak mnie zanudzał, że…

      – Jaki znowu stary ramol? – spytał, unosząc brwi.

      – Taki jeden. Nie znasz go. Koniecznie chciał, żebym z nim szła do łóżka. Dawał mi dwieście dolarów, potem nawet trzysta.

      – I co?

      Wzruszyła ramionami.

      – I nic. Nie poszłam z nim oczywiście. Teraz ja tylko z tobą, tylko z tobą. Z tamtym skończyłam raz na zawsze. Nie chcę znać innych mężczyzn.

      Uśmiechnął się.

      – Czy aby na pewno? – Mówił poprawnie po polsku z ledwo dostrzegalnym cudzoziemskim akcentem.

      Mocno uścisnęła jego dłoń.

      – Możesz mi wierzyć, Haroldzie, możesz mi wierzyć. Jesteś mężczyzną mojego życia. O takim mężczyźnie zawsze marzyłam.

      Skrzywił się nieznacznie. Nie lubił egzaltacji. Te wyznania działały mu na nerwy.

      – No więc jak? Zdecydowałaś się? – spytał.

      Nerwowym ruchem odgarnęła z czoła jasne włosy.

      – To byłby bardzo poważny krok w moim życiu – powiedziała i wyjęła z torebki papierosy. – Muszę się zastanowić, muszę się naradzić…

      – Z kim masz się naradzać?

      Zrobiła niewyraźną minę.

      – No… Bo ja wiem… Mam przecież jakąś tam rodzinę…

      – Mówiłaś, że nie utrzymujesz z rodziną żadnych stosunków.

      – To raczej oni nie chcą mieć ze mną nic wspólnego.

      Poruszył się niecierpliwie.

      – No więc… o co właściwie chodzi? A zresztą, rób, jak uważasz. Ja ci proponuję, że zrobię z ciebie gwiazdę filmową, a ty się zastanawiasz, czy nie lepiej zostać w Warszawie i puszczać się za dolary z cudzoziemcami.

      Spojrzała na niego z wyrzutem.

      – Nie mów tak. Proszę. Powiedziałam ci przecież, że z tamtym życiem zerwałam raz na zawsze, że tylko ty się liczysz.

      – No, więc?

      Znowu uścisnęła jego dłoń.

      – Masz rację. Nie potrzebuję się z nikim naradzać. Jestem właściwie zupełnie sama. Nic nie mam do stracenia, a ty otwierasz przede mną wspaniałą przyszłość. Byłam głupia, że wahałam się choć przez chwilę. Jadę z tobą, Haroldzie.

      Przesunął dłonią po jej włosach koloru dojrzałego zboża.

      – Nareszcie mądra decyzja. Posłuchaj mnie, Izo. Wolałbym, żebyś nie rozpowiadała na prawo i na lewo o swoich planach, o naszych planach. Nie chciałbym mieć na karku tłumu dziewczyn, które chciałyby mnie przekonać o swoich kwalifikacjach na gwiazdę filmową. Lepiej załatwmy to wszystko cicho i bez rozgłosu. Nie chcę reklamy.

      Skinęła głową.

      – Rozumiem. Możesz liczyć na moją dyskrecję. Ale z najbliższymi przyjaciółkami będę musiała się pożegnać. Zresztą coś już im napomknęłam.

      – Co?

      – Że poznałam wspaniałego mężczyznę i że wybieram się z nim na koniec świata. Nie mogłam się nie pochwalić. Chcę, żeby mi zazdrościły.

      – Ale nie mów im nic o tych projektach filmowych.

      – Nie pisnę ani słowa. Przyrzekam.

      Wierzchem dłoni przesunął po gładko wygolonej twarzy.

      – I jeszcze jedno… Czy uprawiasz jakieś sporty?

      – Oczywiście. Pływam, wiosłuję, gram w tenisa, jeżdżę na nartach.

      – To dobrze, to bardzo dobrze. A konna jazda?

      – Raz siedziałam na koniu, spadłam i na tym się skończyło.

      – Dobrze by było, żebyś wzięła kilka lekcji konnej jazdy. W karierze filmowej to ci się bardzo może przydać.

      Zasępiła się.

      – Do tego potrzebny jest specjalny strój.

      – O to się nie martw. Już ja się tym zajmę. Obstalujemy ci wspaniałe bryczesy u najlepszego krawca.

      – A buty?

      – Buty oczywiście także u najlepszego szewca.

      Roześmieli