sztuki rozumianej jako subiektywna ekspresja, wciąż żywe jest najważniejsze założenie teorii mimetycznej. Niezależnie od tego, czy uznamy dzieło za przedstawienie (sztuka jako przedstawienie rzeczywistości) czy za wypowiedź (sztuka jako wypowiedź artysty), najistotniejsza nadal pozostaje treść. Może się ona zmieniać, stawać mniej figuratywna, mniej dosłowna i realistyczna. Wciąż się jednak zakłada, że dzieło sztuki jest jego treścią czy też, jak to się zwykle dziś ujmuje, że dzieło sztuki z definicji coś mówi („X chce powiedzieć, że…”, „X ma na myśli, że…”, „Tym, co X powiedział, jest…” itd., itd.).
2
Nigdy już nie odzyskamy niewinności z czasów sprzed sformułowania wszelkich teorii, kiedy sztuka nie musiała się z niczego tłumaczyć i kiedy nikt nie pytał, co dzieło sztuki mówi, ponieważ każdy wiedział (lub sądził, że wie), co ono robi. Od dziś aż do dnia, gdy zgaśnie wszelka świadoma myśl, jesteśmy skazani na podejmowanie wysiłków w obronie sztuki. Możemy się jedynie spierać o to, jakimi środkami najlepiej jej bronić. Co więcej, jesteśmy zobowiązani odrzucić te środki obrony i usprawiedliwiania dzieł, które są szczególnie prostackie, uciążliwe czy niepomne na współczesne potrzeby i praktyki.
Tak też jest dzisiaj z samym pojęciem treści: bez względu na to, czym było ono w przeszłości, dziś jest już tylko utrudnieniem, przeszkodą, bardziej lub mniej subtelnym reliktem filisterstwa.
Choć współczesne osiągnięcia w wielu dziedzinach sztuki odwodzą nas, zdawałoby się, coraz dalej od przekonania, że o dziele stanowi przede wszystkim jego treść, idea ta wciąż panuje niemal niepodzielnie. Moim zdaniem, dzieje się tak, ponieważ obecnie występuje ona pod postacią specyficznego traktowania dzieł sztuki, głęboko wpisanego w świadomość większości ludzi podchodzących do wszelkiej twórczości artystycznej z powagą. Skutkiem zbyt mocnego podkreślania roli treści jest nieustanne, nigdy nieukończone przedsięwzięcie interpretacji. I vice versa – nawyk obcowania z utworem po to, by go zinterpretować, podtrzymuje iluzję, że rzeczywiście istnieje coś takiego jak treść dzieła sztuki.
3
Rzecz jasna, nie mam na myśli interpretacji w najszerszym tego słowa rozumieniu, które przyjmował Nietzsche, (słusznie) twierdząc, że „nie ma faktów, są tylko interpretacje”. Przez interpretację rozumiem tu świadome działanie umysłu, w którym odzwierciedla się pewien kod, pewne „reguły” interpretacji.
W odniesieniu do sztuki interpretacja polega na wydobyciu z dzieła zbioru elementów (jakichś X, Y, Z). Interpretacja to de facto przekład. Interpretator mówi: „Spójrz, nie widzisz, że X to tak naprawdę jest – albo: tak naprawdę znaczy – A? Że Y to tak naprawdę B? Że Z to w rzeczywistości C?”.
Co mogło dać impuls do tego osobliwego przedsięwzięcia przekształcania tekstu? Historia dostarcza nam dość materiałów, by odpowiedzieć na to pytanie. Interpretacja zrodziła się się w kulturze późnego antyku, kiedy to moc i wiarygodność mitu rozbił „realistyczny” światopogląd, który pojawił się wraz z nadejściem naukowego oświecenia. Kiedy zagadnienie odpowiedniości symboli religijnych zaczęło nurtować postmityczne umysły, pradawne święte teksty okazały się nie do przyjęcia w czystej formie. Odwołano się wówczas do interpretacji, aby przystosować je do „nowoczesnych” wymogów. I tak stoicy, wyrażający pogląd, że bogowie w swym działaniu kierują się zasadami moralnymi, uznali brutalne postępki Zeusa i jego pyszałkowatej rodziny, opisane przez Homera, za alegorię – twierdzili, że cudzołożny związek Zeusa i Leto tak naprawdę oznaczał dla Homera połączenie siły i mądrości. W tym samym duchu Filon z Aleksandrii interpretował historyczne narracje Biblii hebrajskiej jako paradygmaty duchowe. Opowieść o wygnaniu z Egiptu, czterdziestoletniej tułaczce po pustyni i odnalezieniu ziemi obiecanej to w rzeczywistości, jego zdaniem, alegoria emancypacji, umartwienia i ostatecznego wyzwolenia duszy ludzkiej. Interpretacja zakłada zatem istnienie rozziewu pomiędzy dosłownym znaczeniem tekstu a potrzebami (późniejszych) czytelników i stara się ten rozziew zniwelować. Z jakiegoś powodu bowiem tekst stał się nie do przyjęcia, nie można się go jednak całkowicie pozbyć. Interpretacja to radykalna strategia mająca na celu zachowanie starego tekstu – postrzeganego jako zbyt cenny, by go odrzucić – w przetworzonej postaci. Chociaż interpretator nie usuwa ani nie przepisuje tekstu, to jednak go zmienia. Nie może się wszakże do tego przyznać, twierdzi więc, że jedynie czyni go czytelnym, odsłaniając jego ukryty sens. Niezależnie od tego, jak bardzo interpretatorzy zmieniają tekst (kolejny rażący przykład takiego działania to rabiniczne i chrześcijańskie „natchnione” interpretacje jawnie erotycznej Pieśni nad pieśniami), muszą utrzymywać, że tylko odczytują jego istniejące znaczenia.
W naszych czasach interpretacja jest czymś jeszcze bardziej złożonym. Za gorliwością, z jaką się dziś przystępuje do interpretacyjnego przedsięwzięcia, często stoi nie nabożny stosunek do problematycznego tekstu (który może maskować agresję), ale nieskrywana brutalność i pogarda wobec tego, co jawnie widoczne. Dawniej interpretację prowadzono w sposób stanowczy, lecz pełen szacunku. W jej wyniku, opierając się na dosłownym znaczeniu, wznoszono nowe. Współcześnie interpretacja jest jak niszczące wykopaliska. Drąży „pod” tekstem, by odnaleźć prawdziwy pod-tekst. Najgłośniejsze i najbardziej wpływowe współczesne doktryny – freudyzm i marksizm – budują systemy hermeneutyczne będące agresywnymi i świętokradczymi teoriami interpretacji. Wszystkie obserwowalne zjawiska ujmuje się w nawias jako, by przywołać słowa Freuda, treść jawną. Sonduje się ją i odsuwa na bok, by odnaleźć pod spodem prawdziwe znaczenie – treść utajoną. Impuls do rozpoczęcia interpretacji stanowią dla Marksa wydarzenia społeczne, takie jak rewolucje i wojny, a dla Freuda – zdarzenia z życia jednostki (na przykład neurozy czy pomyłki językowe) oraz teksty (takie jak sen lub dzieło sztuki). Według tych myślicieli, rzeczy te tylko wydają się czytelne, ale w rzeczywistości bez interpretacji nie mają żadnego sensu. Zrozumieć znaczy zinterpretować. A zinterpretować znaczy ponownie przedstawić dane zjawisko, znaleźć jego ekwiwalent.
Interpretacja nie jest zatem (jak przyjmuje większość ludzi) wartością absolutną, działaniem umysłu usytuowanego w jakimś bezczasowym przestworze możliwości. Ona sama musi podlegać ocenie w ramach historycznego rozumienia ludzkiej świadomości. W niektórych kontekstach kulturowych interpretacja jest działaniem wyzwalającym, sposobem na zrewidowanie, przewartościowanie martwej przeszłości i ucieczkę od niej. W innych jest reakcyjna, bezczelna, tchórzliwa i dławiąca.
4
Żyjemy w czasach, gdy podjęcie interpretacji jest działaniem reakcyjnym i duszącym. Niczym spaliny i fabryczne wyziewy zatruwające miejskie powietrze, erupcje interpretacji dzieł sztuki zatruwają dziś naszą wrażliwość. W kulturze, której zasadniczym problemem jest nadmierny rozrost intelektu dokonujący się kosztem świeżości i zdolności odczuwania, interpretacja stanowi zemstę intelektu na sztuce.
Mało tego, poprzez interpretację intelekt bierze odwet na całym świecie. Zinterpretować to zubożyć i wyczerpać rzeczywistość, powołując do istnienia widmowy świat „sensów”; to zmienić świat w ten świat. („Ach, ten świat!”. Tak jakby był jakiś inny).
Świat, nasz świat, jest już dość wyczerpany i ubogi. Pozbądźmy się jego duplikatów do czasu, gdy znów będziemy potrafili bardziej bezpośrednio doświadczać tego, co jest.
5
Najnowsze przykłady pokazują, że interpretacja wynika z filisterskiej niezgody na to, by pozostawić dzieło sztuki samemu sobie. Prawdziwa sztuka wzbudza w nas niepokój. Dzieło można ujarzmić, redukując je do jego treści i interpretując tę właśnie treść. Interpretacja sprawia, że sztuka staje się uległa, potulna.
Filisterska natura interpretacji