najlepszym świadkiem oskarżenia, zmieniał się w najlepszego przyjaciela obrony, gdyż zasiane przez niego wątpliwości z reguły świadczyły na korzyść oskarżonego. Harry jako policjant korzystał z ekspertyz Aunego w sprawach zabójstw od tak dawna, że zaczął go traktować jak kolegę z pracy. Jako alkoholik zaś do tego stopnia się odsłonił przed tym ciepłym, mądrym i twarzowo aroganckim mężczyzną, że – w trudnych chwilach – potrafił nazwać go przyjacielem.
– A więc to jest twoja kryjówka – powiedział Aune.
– Tak. – Harry uniósł brew, dając tym samym znak Mai przy ladzie, która zareagowała natychmiast, znikając w drzwiach do kuchni.
– A co tam masz?
– Japone. Chili.
Kropla potu stoczyła się po grzbiecie nosa Harry’ego, na moment zatrzymała się na czubku i spadła na obrus. Zdumiony Aune popatrzył na mokrą plamę.
– Opóźniony termostat – wyjaśnił Harry. – Ćwiczyłem.
Aune zmarszczył nos.
– Jako lekarz powinienem zapewne to pochwalić, lecz jako filozof stawiam znak zapytania przy narażaniu organizmu na tego rodzaju nieprzyjemności.
Przed Harrym stanął stalowy dzbanek i kubek.
– Dziękuję, Maju.
– Poczucie winy – powiedział Aune. – Niektórzy potrafią sobie z nim radzić wyłącznie przez karanie siebie samych. Jak wtedy, gdy pękasz, Harry. W twoim wypadku alkohol nie jest ucieczką, lecz ostatecznym sposobem ukarania samego siebie.
– Dziękuję. Tę diagnozę słyszałem już wcześniej z twoich ust.
– To dlatego tak ciężko trenujesz? Masz wyrzuty sumienia?
Harry wzruszył ramionami.
Aune zniżył głos:
– Ciągle myślisz o Ellen?
Harry popatrzył Aunemu w oczy. Potem wolno podniósł do ust kubek z kawą i długo pił, nim wreszcie go odstawił, krzywiąc się.
– Nie, nie chodzi o sprawę Ellen. Do niczego nie doszliśmy, ale nie dlatego, że źle pracowaliśmy. Ja to wiem. Coś się jeszcze pojawi, prędzej czy później. Musimy być po prostu cierpliwi.
– To dobrze – powiedział Aune. – To nie twoja wina, że Ellen zginęła. Trzymaj się tej myśli. I nie zapominaj, że w opinii twoich kolegów złapany został właściwy człowiek.
– Może tak, może nie. On już nie żyje i nie może odpowiedzieć.
– Nie pozwól, żeby to się zmieniło w ideé fixe, Harry. – Aune wsunął dwa palce do kieszonki tweedowej kamizelki i dyskretnie zerknął na srebrny zegarek. – Ale chyba nie o poczuciu winy chciałeś porozmawiać.
– Rzeczywiście. – Harry wyjął z kieszeni plik zdjęć. – Chciałbym wiedzieć, co o tym myślisz.
Doktor Aune zaczął przeglądać fotografie.
– Wygląda na napad na bank. Nie sądziłem, że Wydział Zabójstw zajmuje się takimi sprawami.
– Na kolejnym zdjęciu znajdziesz wyjaśnienie.
– Tak? Wyciągnął palec do kamery?
– Przepraszam, na jeszcze następnym.
– Oj, czy ona…?
– Tak. Prawie nie widać płomienia z lufy, ponieważ to AG3, ale właśnie nacisnął spust. Jak widzisz, kula akurat weszła w czoło kobiety. Na następnym zdjęciu widoczne jest, że wyleciała z tyłu głowy i wbiła się w drewno obok szyby w okienku.
Aune odłożył zdjęcia.
– Dlaczego zawsze musicie mi pokazywać te okropne fotografie?
– Żebyś wiedział, o czym mówimy. Spójrz na następne zdjęcie.
Psycholog westchnął.
– Bandyta dostał swoje pieniądze. – Harry pokazał palcem. – Pozostaje mu jedynie ucieczka. To profesjonalista. Jest spokojny i zdecydowany, nie ma już powodów, żeby kogoś straszyć czy do czegoś zmuszać. A mimo to decyduje się na opóźnienie ucieczki jeszcze o kilka sekund, żeby zastrzelić pracownicę banku. Tylko dlatego, że kierownik potrzebował sześciu sekund więcej na opróżnienie bankomatu.
Aune łyżeczką kreślił w herbacie powolne ósemki.
– A ty się zastanawiasz, jaki motyw nim kierował?
– No cóż, zawsze istnieje motyw, ale trudno przewidzieć, po której stronie rozumu trzeba go szukać. Jakieś pierwsze skojarzenia?
– Poważne zaburzenia osobowości.
– Ale on we wszystkim innym, co robi, sprawia wrażenie bardzo racjonalnego.
– Zaburzenia osobowości nie oznaczają wcale, że ktoś jest głupi. Ludzie z takimi zaburzeniami są równie sprawni umysłowo, a często nawet sprawniejsi w osiąganiu tego, czego pragną. Od nas różni ich to, że pragną czego innego.
– A co z narkotykami? Czy jakaś substancja może wzbudzić w normalnej osobie agresję do tego stopnia, że zechce zabić?
Aune pokręcił głową.
– Oszołomienie jedynie wzmacnia lub osłabia już istniejące skłonności. Ktoś, kto bije żonę po pijanemu, z reguły również na trzeźwo miewał ochotę ją uderzyć. Ludzie, którzy popełniają morderstwo z premedytacją, jak w tym wypadku, niemal zawsze mają ku temu szczególne predyspozycje.
– Chcesz powiedzieć, że ten człowiek jest szaleńcem?
– Albo został odpowiednio zaprogramowany.
– Zaprogramowany?
Aune kiwnął głową.
– Pamiętasz tego bandytę, którego nigdy nie złapano? Raskola Baxheta?
Harry pokręcił głową.
– To Cygan – powiedział Aune. – Przez wiele lat krążyły plotki o tajemniczej figurze, będącej jakoby mózgiem stojącym za wszystkimi wielkimi napadami na transporty pieniędzy i na centrale depozytowe w Oslo w latach osiemdziesiątych. Upłynęło wiele lat, zanim policja zrozumiała, że on naprawdę istnieje, lecz nawet wówczas nie zdołano zebrać przeciwko niemu żadnych dowodów.
– Coś mi świta – powiedział Harry. – Ale mam wrażenie, że został ujęty.
– Mylisz się. Największym osiągnięciem policji było przesłuchanie dwóch bandytów, którzy obiecali, że będą świadczyć przeciwko Raskolowi w zamian za zmniejszenie kary, lecz nieoczekiwanie zniknęli w tajemniczych okolicznościach.
– Nic w tym niezwykłego – stwierdził Harry, wyjmując paczkę cameli.
– Owszem, kiedy znikają z więzienia.
Harry cicho gwizdnął.
– Mam jednak mimo wszystko wrażenie, że trafił do pudła.
– Owszem – przyznał Aune. – Ale nie został ujęty. Raskol sam się zgłosił. Pewnego dnia nagle zjawił się w recepcji w Budynku Policji i powiedział, że chce się przyznać do wielu dawnych napadów. Naturalnie zapanowała wielka wrzawa, nikt niczego nie rozumiał, a Raskol odmówił wyjaśnień. Zanim sprawa trafiła do sądu, wezwano mnie, bym sprawdził, czy z jego głową wszystko w porządku, czy przyznanie się do winy będzie miało wagę na sali sądowej. Raskol zgodził się na rozmowę ze mną pod dwoma warunkami: po pierwsze, że rozegramy partię szachów. Nie pytaj mnie, skąd