Yuval Noah Harari

21 lekcji na XXI wiek


Скачать книгу

brutalnej nazistowskiej okupacji, nieomal pierwszą rzeczą, jaką zrobili, było stworzenie armii i wysłanie jej na drugi koniec świata w celu ponownego zajęcia dawnej holenderskiej kolonii w Indonezji. W 1940 roku Holendrzy zrezygnowali z własnej niepodległości po niecałych czterech dniach walki, natomiast próbując stłumić niepodległościowe dążenia Indonezyjczyków, toczyli z nimi zaciekłe bitwy przez ponad cztery długie lata. Nic dziwnego, że wiele ruchów narodowowyzwoleńczych na całym świecie pokładało swe nadzieje raczej w komunistycznej Moskwie i Pekinie niż w samozwańczych orędownikach wolności na Zachodzie.

      Stopniowo jednak opowieść liberalna poszerzała swe horyzonty i przynajmniej teoretycznie zaczęła cenić swobody oraz prawa wszystkich ludzi bez wyjątku. W miarę powiększania się kręgu wolności narracja liberalna coraz bardziej uznawała również znaczenie wzorowanych na komunizmie programów opieki społecznej. Wolność niewiele jest warta, jeśli nie idzie za nią jakaś forma systemu zabezpieczeń społecznych. Socjaldemokratyczne państwa opiekuńcze łączyły demokrację i prawa człowieka z finansowaną przez państwo edukacją i opieką medyczną. Nawet ultrakapitalistyczne Stany Zjednoczone zdały sobie sprawę, że ochrona wolności wymaga zapewnienia przez państwo przynajmniej niektórych elementów opieki społecznej. Głodujące dzieci nie mają żadnych swobód.

      Na początku lat dziewięćdziesiątych zarówno myśliciele, jak i politycy odtrąbili „koniec historii”, twierdząc śmiało, że rozstrzygnięto już wszystkie wielkie polityczne i ekonomiczne kwestie z przeszłości, a jedyną opcją pozostał odnowiony liberalny pakiet składający się z demokracji, praw człowieka, wolnych rynków oraz państwowej opieki społecznej. Wydawało się, że musi się on rozprzestrzenić po całym świecie, pokonać wszystkie przeszkody, wymazać granice między państwami i przekształcić ludzkość w jedną swobodną globalną społeczność7.

      Historia jednak się nie skończyła, a po okresach, które wyznaczyły postaci Franciszka Ferdynanda, Hitlera i Che Guevary, znaleźliśmy się w czasach Trumpa. Tym razem jednak opowieść liberalna nie napotyka żadnego spójnego ideologicznego przeciwnika, jakim był dawniej imperializm, faszyzm czy komunizm. Etap Trumpa jest dużo bardziej nihilistyczny.

      Podczas gdy wszystkie główne ruchy XX wieku miały jakąś wizję dla całego ludzkiego gatunku – czy była to globalna dominacja, rewolucja czy wyzwolenie – Donald Trump niczego takiego nie oferuje. Wprost przeciwnie. Zasadnicze przesłanie, jakie głosi, brzmi: opracowywanie i propagowanie jakiejś globalnej wizji nie jest zadaniem Ameryki. Podobnie brytyjscy zwolennicy brexitu nie mają żadnego planu dotyczącego przyszłości Podzielonego Królestwa – a przyszłość Europy i świata znajduje się daleko poza ich kręgiem zainteresowań. Większość ludzi, którzy głosowali na Trumpa i za brexitem, nie odrzuca liberalnego pakietu w całości – stracili wiarę głównie w tę jego część, która dotyczy globalizacji. Nadal wierzą w demokrację, wolny rynek, prawa człowieka i odpowiedzialność społeczną, uważają jednak, że tych szczytnych ideałów mogą doglądać w ramach swoich granic. Co więcej, sądzą, że aby ocalić wolność i dobrobyt w Yorkshire czy w Kentucky, najlepiej wybudować na granicy mur i prowadzić nietolerancyjną politykę wobec obcokrajowców.

      Z kolei rosnące chińskie supermocarstwo prezentuje niemal idealne lustrzane odbicie takiego podejścia. Chiny nie chcą liberalizować polityki wewnętrznej, ale w odniesieniu do reszty świata przyjmują zdecydowanie bardziej liberalne podejście. Jeśli chodzi o wolny handel i współpracę międzynarodową, to Xi Jinping wygląda jak prawdziwy następca Obamy. Odłożywszy marksizm-leninizm na później, Chiny wydają się dość zadowolone z liberalnego ładu międzynarodowego.

      Odradzająca się Rosja uważa się za dużo silniejszego rywala globalnego porządku liberalnego, ale choć zrekonstruowała swą potęgę militarną, pod względem ideologicznym jest bankrutem. Władimir Putin cieszy się bez wątpienia popularnością zarówno w Rosji, jak i wśród różnych ugrupowań prawicowych na całym świecie, nie dysponuje jednak żadnym globalnym światopoglądem, który mógłby zainteresować bezrobotnych Hiszpanów, niezadowolonych Brazylijczyków czy chodzących z głową w chmurach studentów w Cambridge.

      Rosja faktycznie oferuje model alternatywny względem liberalnej demokracji, nie stanowi on jednak spójnej ideologii politycznej. Jest to raczej rodzaj praktyki politycznej: pewna liczba oligarchów monopolizuje większość bogactwa i władzy w kraju, po czym wykorzystując kontrolę nad mediami, skrywa własne działania i cementuje swoje rządy. Demokracja opiera się na zasadzie sformułowanej przez Abrahama Lincolna: „Można oszukiwać wszystkich przez pewien czas, a pewnych ludzi przez cały czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas”. Jeśli jakiś rząd jest skorumpowany i nie działa na rzecz poprawy życia obywateli, to w końcu znajdzie się wystarczająco wielu ludzi, którzy zdadzą sobie z tego sprawę i zastąpią ten rząd innym. Gdy jednak rząd kontroluje media, logika Lincolna przestaje obowiązywać, ponieważ taka sytuacja uniemożliwia obywatelom poznanie prawdy. Wykorzystując swój monopol w stosunku do mediów, rządząca oligarchia może bezustannie przerzucać na innych winę za własne zaniedbania i przekierowywać uwagę na zagrożenia zewnętrzne – czy to prawdziwe, czy urojone.

      W krajach rządzonych przez tego rodzaju oligarchie zawsze znajdzie się jakiś kryzys, który okazuje się ważniejszy od tak nudnych spraw, jak ochrona zdrowia czy zanieczyszczenie środowiska. Gdy krajowi grozi inwazja z zewnątrz albo potworna działalność wywrotowa wewnątrz, nikt nie będzie się przejmował przepełnionymi szpitalami i zanieczyszczonymi rzekami. Produkując niekończący się potok kryzysów, skorumpowana oligarchia może przedłużać swą władzę w nieskończoność8.

      Mimo swej praktycznej stabilności ten oligarchiczny model do nikogo ani do niczego się jednak nie odwołuje. W odróżnieniu od innych ideologii, które dumnie głoszą swoje wizje, oligarchie u władzy nie chwalą się tym, co robią, i na ogół wykorzystują inne ideologie jako zasłonę dymną. A zatem Rosja udaje demokrację, a jej władze deklarują przywiązanie do wartości rosyjskiego nacjonalizmu i prawosławia, nie zaś do oligarchii. Owszem, prawicowi ekstremiści we Francji i w Wielkiej Brytanii mogą korzystać z pomocy płynącej z Rosji i wyrażać podziw dla Putina, ale nawet ich własny elektorat nie chciałby mieszkać w państwie, które rzeczywiście byłoby kopią rosyjskiego modelu – w państwie nękanym powszechną korupcją, gdzie służby funkcjonują niewłaściwie, brakuje praworządności, a nierówności są astronomiczne. Według niektórych wskaźników Rosja jest jednym z krajów dotkniętych największą nierównością na świecie: 87 procent bogactwa skupione jest w rękach 10 procent najbogatszych9. Ilu zwolenników Frontu Narodowego z francuskiej klasy robotniczej chce skopiować ten model podziału bogactwa we własnym kraju?

      Ludzie głosują nogami. Podróżując po całym świecie, w wielu państwach spotykałem mnóstwo ludzi, którzy chcieliby wyemigrować do USA, do Niemiec, do Kanady albo do Australii. Spotkałem też nielicznych, którzy chcą się przenieść do Chin czy Japonii. Ale nie pamiętam, by choć jedna ze spotkanych przeze mnie osób marzyła o wyjeździe do Rosji.

      Jeśli chodzi o „globalny islam”, to pociąga on głównie osoby urodzone w jego kręgu. Może on przemawiać do części ludzi w Syrii i Iraku oraz do wyobcowanych muzułmańskich chłopaków w Niemczech i Wielkiej Brytanii, trudno jednak sobie wyobrazić, by taka choćby Grecja czy Afryka Południowa – nie mówiąc już o Kanadzie czy Korei Południowej – miała się przyłączyć do globalnego kalifatu, widząc w tym remedium na swe problemy. Również w tym wypadku ludzie głosują nogami. Na każdego młodego muzułmanina z Niemiec, który wyjeżdża na Bliski Wschód, by żyć pod rządami islamskiej teokracji, przypada pewnie setka młodych z Bliskiego Wschodu, którzy chcieliby odbyć podróż w przeciwnym kierunku i zacząć nowe życie w liberalnych Niemczech.

      Mogłoby