może. Jednak nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną. A także z panem.
– Chodzi o kradzież poufnych informacji na szkodę obywateli Francji. A zatem kwestia dotyczy mnie jak najbardziej.
– Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc. Już od wielu miesięcy nie rozmawiałam z Duncanem na tematy zawodowe.
– Spotykała się pani z kimś w czasie pobytu w Paryżu?
– Zjedliśmy kolację z dawnym znajomym mojego narzeczonego.
– Z nikim więcej pani nie rozmawiała?
– Nie.
– Czy ktokolwiek zostawił dla pani coś w hotelu albo poprosił o zawiezienie czegoś panu Sanderowi?
– Nie. Zaproponowałabym panu przeszukanie moich bagaży, ale zakładam, że już pan to zrobił.
Fournier uśmiechnął się i zapisał coś w notesie.
– Robiła pani w Paryżu jakieś zakupy?
– Zrobiłam trochę zdjęć. I kupiłam dla mamy szalik Hermesa. – Marina zerknęła na zegar. – Niedługo będą wzywać pasażerów do mojego samolotu.
– Wiem.
Fournier nie odrywał wzroku od notesu. Marina obserwowała, jak coś pisze. Przypomniała sobie, że nie pokazał jej ani odznaki, ani legitymacji. Zaczęła się zastanawiać, kim on jest i dla kogo pracuje. „Duncan, w co ty się wpakowałeś”, pomyślała, nerwowo zmieniając pozycję na krześle.
– W porządku, pani Tourneau. Dziękuję pani za współpracę. Mam jeszcze tylko jedno pytanie.
– Słucham?
– Czy pan Sander kiedykolwiek rozmawiał z panią na temat banku Swiss United?
– Nie przypominam sobie.
– Jest pani pewna, że obecnie nie prowadził żadnej ważnej sprawy?
– To już drugie pytanie.
Fournier znowu się uśmiechnął.
– Jestem przekonana – odparła Marina. – Będę z panem szczera, Duncan miał problem z alkoholem. Ostatnio bardzo poważny problem. Miał już dłuższe zwolnienie lekarskie. Dlatego szczerze wątpię, żeby ostatnio w ogóle miał czas i był zdolny do pracy.
Fournier pokiwał głową i wstał. Marina uczyniła to samo.
– Dziękuję, że poświęciła mi pani czas – powiedział mężczyzna i wyciągnął do niej rękę.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Marina. – Mogę zabrać moją torbę?
– Tak, oczywiście.
Marina odebrała od niego torebkę i przewiesiła ją przez ramię. Nie mogła nie zauważyć, że zamek błyskawiczny jest zaciągnięty do samego końca. Tymczasem na taśmę prowadzącą do skanera kładła torebkę niedomkniętą. Bardzo dyskretnie rozpięła zamek i wsunęła rękę do środka. Przesunęła nią do wewnętrznej kieszonki, gdzie powinien znajdować się pendrive. Gdy go dotknęła, odetchnęła z ulgą.
Grant nerwowo krążył po korytarzu.
– Jesteś wreszcie – powiedział, kiedy Marina stanęła w progu. – Zaczynałem się martwić.
– Bez powodu – Marina zmusiła się do uśmiechu. Jej serce biło jednak jak szalone. – Przepraszam, że się denerwowałeś z mojego powodu.
– Na szczęście nic się nie stało. I na samolot też zdążymy.
Gdy biegli w kierunku wyjścia, Marina chwyciła Granta za rękę.
– Czego od ciebie chcieli? – zapytał.
– Tak naprawdę to nie wiem. Chyba im się coś pomyliło.
– Bardzo dziwne.
– Tak, trochę.
Okazało się, że do samolotu jeszcze nie wpuszczano. Przy wyjściu do rękawa nie było nawet jeszcze personelu linii lotniczej. Marina się rozejrzała. Przed telewizorem w rogu poczekalni zgromadził się tłum pasażerów. Marina ruszyła w tym kierunku. Grant szedł krok w krok za nią.
– Co się dzieje? – wyszeptała. – Nie podoba mi się to wszystko.
– Terroryści zaatakowali na Stade de France – powiedziała jakaś kobieta. – Mówi się o zamachowcach samobójcach. W czasie meczu piłkarskiego. Na stadionie był prezydent Hollande.
– O, mój Boże – jęknęła Marina. – Są ofiary?
– Jeszcze nie wiadomo. – Kobieta ruchem głowy wskazała na telewizor. – Trwa transmisja na żywo.
– To by wyjaśniało środki bezpieczeństwa na lotnisku – powiedział Grant.
Objął Marinę ramieniem i mocno ją przytulił.
Marina pokiwała głową. Nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa i nie odrywała wzroku od ekranu telewizora. Był zbyt mały i zbyt oddalony od niej, żeby mogła dostrzec coś istotnego poza unoszącym się dymem, który zdawał się płynąć we wszystkich kierunkach.
– W jakim my świecie żyjemy… – powiedział cicho Grant i pokręcił głową.
– W strasznym – powiedziała Marina i oparła głowę o jego ramię.
Po prawej stronie dostrzegła grupę żołnierzy w mundurach polowych, pilnowali przejścia do samolotu. Chociaż znała już przyczynę ich obecności, nie była w stanie odsunąć od siebie myśli, że jej niespodziewane przesłuchanie nie miało nic wspólnego z atakiem terrorystycznym. Antoine Fournier, kimkolwiek był, czekał na lotnisku właśnie na nią. Podejrzewał, słusznie lub niesłusznie, że wywozi z jego kraju bardzo cenne informacje. Albo nie przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić pendrive’a, albo sprawdził go, tyle że nie był w stanie dotrzeć do informacji ukrytych w jego pamięci. Marina podejrzewała raczej to drugie. Gdyby Fournier znalazł informacje, z pewnością wciąż przebywałaby w małym pokoiku i siedziałaby na niewygodnym metalowym krześle. Być może policjanci założyliby jej kajdanki na ręce i kazali skontaktować się z adwokatem. Sama myśl o tym sprawiła, że Marina zadrżała ze strachu. Grant wyczuł to i mocniej objął ją ramieniem. Pocałował ją w czoło.
– Jestem tutaj – wyszeptał. – Jestem przy tobie.
– Wiem – odpowiedziała mu Marina. – I czuję się z tobą bezpieczna.
Kłamała, oczywiście. Grant nie był w stanie jej teraz ochronić. Być może nikt nie miał takiej mocy. Jeżeli tak szybko dotarł do niej Antoine Fournier, z pewnością wkrótce na jej trop wpadną także inni ludzie. I z pewnością będą z nią postępować znacznie bardziej zdecydowanie niż Fournier.
ANNABEL – 17.11.2015
Siedem dni po katastrofie w domu Klausera w Cologny odprawiona została msza pogrzebowa za duszę Matthew Wernera. Annabel nie uczestniczyła w przygotowaniach; wszelką logistyką zajął się Julian. Jonas Klauser zaprosił wszystkich pracowników banku i ich najważniejszych klientów. Elsa Klauser zamówiła kwiaty, przygotowała program i catering na przyjęcie dla gości. Nad ranem tego dnia znów padał śnieg i cała posiadłość Klausera była pokryta białym puchem. Później niebo było szare i czyste, jednak wieczorem spodziewano się kolejnej burzy śnieżnej. Nad odległymi górami gromadziły się już ciemne chmury. Annabel wpatrywała się w nie, kiedy ojciec Moreau, ksiądz, którego poznała zaledwie dzień wcześniej, wygłaszał mowę pogrzebową. Mówił dużo o Bogu i bardzo mało o jej mężu. Annabel szybko przestała go słuchać. Cała sytuacja wydawała się jej nierealna, miała wrażenie, że nie uczestniczy w prawdziwym