i szczerość nie mają sobie równych. Im łatwiej pogodzisz się z własną naturą, tym łatwiej pokierujesz swą cudowną wrażliwością. Bo kluczem do skutecznego zarządzania swoją EQ jest znajomość siebie. W miarę jak poznajemy samych siebie, coraz lepiej siebie rozumiemy, a także tym łatwiej przewidujemy i przyjmujemy swoje burze emocjonalne. Emocje stają się twoimi przyjaciółmi i przewodnikami4.
Mózgiem osób nadwydajnych rządzi sfera uczuć, toteż należy to brać pod uwagę w każdej sytuacji. Ludzie ci rzeczywiście potrzebują uczucia, zachęt, kontaktu czy nawet pieszczot, pogodnej i pozytywnej atmosfery w relacjach. Mając bardzo słabe ego, są niesłychanie wrażliwi na osąd innych, którego nie umieją zrelatywizować, dlatego wciąż trzeba ich utwierdzać w poczuciu własnej wartości. Normalni ludzie uznają, że to coś niestosownego. Otóż w swojej książce Udar i przebudzenie Jill Bolte Taylor5 opowiada, jak podczas wylewu krwi do mózgu uświadomiła sobie brak ego, a zarazem poczuła dojmującą potrzebę uczucia, łagodności i pocieszenia. Gdy lewa półkula jej mózgu została wyłączona, musiała funkcjonować jedynie z półkulą prawą. Po raz pierwszy w życiu spostrzegała życzliwość lub stres swoich rozmówców i była na to niezwykle wyczulona. Dokonała w ten sposób zaskakującego odkrycia. Dla nadwydajnych mentalnie jest to chleb powszedni.
Zwłaszcza uczenie się jest możliwe jedynie wtedy, gdy nauczyciel i przedmiot nauczania są nacechowane emocjonalnie. Dlatego też powiedzieć osobie nadwydajnej, że pracuje dla siebie, a nie dla profesora albo dla rodziców, to zupełna niedorzeczność.
Kiedy wyjaśniam to Christine, uśmiecha się i opowiada: „W drugiej klasie liceum zakochałam się w moim profesorze fizyki: przez cały rok miałam średnią ocen 18/20. Ale w następnym roku tego przedmiotu uczyła starsza pani. Nie dość, że byłam rozczarowana nieobecnością ukochanego nauczyciela, to jeszcze ona okazała się zimna i nieprzystępna. W dodatku cuchnęło jej z ust, więc robiłam wszystko, aby nie rozmawiać z nią z bliska. Uczyła nas przez kolejne dwa lata, a wtedy moja średnia z fizyki spadła do 4/20. W dniu, gdy podano wyniki egzaminu maturalnego, ta profesorka pofatygowała się, aby zobaczyć na tablicy ogłoszeń, jak wypadli jej uczniowie. Tylko ona tam przyszła. Zawsze taka powściągliwa, miała jednak łzy w oczach, a radość z powodu naszego sukcesu można było wyraźnie odczytać na jej rozpromienionej twarzy. Gdybym wiedziała, że tak bardzo nas lubiła i że jej chłód był tylko pozorny, myślę, że wciąż miałabym wysoką średnią, aż do matury. Przez długi czas dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że ją niewłaściwie oceniałam”. Jak łatwo się domyślić, kończąc swoją opowieść, Christine z trudem powstrzymuje łzy.
Ludzie nadwydajni mentalnie cierpią szczególnie w korporacji, gdy muszą pracować w ponurej lub nieprzyjaznej atmosferze i słuchać poleceń głupiego lub nadużywającego swojej władzy szefa. Zacinają się pod wpływem krzyku, reprymend lub presji. Ideałem byłoby powstrzymywać się od wszelkiej krytyki pod ich adresem, często chwalić, podnosić na duchu i pokazywać, że się im ufa: najlepszą dla nich motywacją jest chęć spełnienia naszych oczekiwań i udowodnienia, do czego są zdolni. Ale mało która firma przedkłada zachęty nad upomnienia.
Dzięki pracom Muriel Salmony, psychotraumatologa, lepiej znamy wpływ stresu na funkcjonowanie mózgu. Ośrodek zwany ciałem migdałowatym pełni funkcję systemu alarmowego. Ma za zadanie rozszyfrowywać informacje docierające ze świata zewnętrznego i decydować, czy są podstawy do panicznego strachu, czy nie. W razie agresji fizycznej lub psychicznej uaktywnia się i uruchamia wydzielanie przez nadnercza hormonów stresu: kortyzolu i adrenaliny. Dzięki działaniu ciała migdałowatego cały organizm się mobilizuje, abyśmy mogli uciec lub stanąć do walki. Hormony stresu natychmiast udostępniają nam zasoby naszego organizmu, wyostrzając zmysły, zwiększając szybkość odruchów i siłę mięśni. Przepływ krwi wzrasta, bicie serca i oddech przyspieszają. A mięśnie się kurczą, gotowe przejść do działania. Teraz pozostaje już tylko walczyć albo wziąć nogi za pas.
Ale w wielu sytuacjach stresowych ucieczka lub walka są niemożliwe lub niewskazane. W takim wypadku ciało migdałowate na próżno wpada w panikę i następuje przegrzanie. Ośrodki nerwowe w korze mózgowej, które powinny analizować i powściągać reakcje, nie odczytują prawidłowo sygnałów alarmowych. Aby podwyższone napięcie w ciele migdałowatym nie doprowadziło do śmierci wskutek zatrzymania akcji serca lub zatrucia neuronalnego kortyzolem, mózg wywołuje coś w rodzaju krótkiego spięcia, wysyłając nowe substancje chemiczne: morfinę i ketaminę, które wyłączają system alarmowy. Gdy ciało migdałowate jest w ten sposób zdezaktywowane i obezwładnione, człowiek zostaje nagle odcięty od świata, unosi się jakby odłączony od swoich emocji. Stresująca sytuacja nadal trwa, ale dana osoba niczego już nie odczuwa, co napełnia ją wrażeniem całkowitej nierealności chwili teraźniejszej. Nazywa się to dysocjacją. Człowiek staje się widzem zachodzących wydarzeń.
Ten mechanizm dysocjacji pozwala ocalić życie, ale ma też wiele wad. Osoba pozostaje w stresującym środowisku i nie próbuje rozwiązać skądinąd groźnej sytuacji. Ponadto proces zdrowienia nie może się rozpocząć. Odizolowane, sparaliżowane przez nieustanne wyrzuty morfiny i ketaminy ciało migdałowate nie potrafi przepchnąć szoku emocjonalnego do innej struktury: hipokampu, który jest odpowiednikiem programu obróbki i magazynowania wspomnień oraz nabytej wiedzy. Stresująca sytuacja pozostanie uwięziona w ciele migdałowatym jak w pułapce. Czasem przez całe lata, przy każdej retrospekcji, osoba będzie w myślach przeżywać z pierwotną intensywnością zachowane wspomnienie. Ponieważ ciało migdałowate musiało się wyłączyć, ten niezwykle traumatyczny incydent został na zawsze utrwalony i człowiek będzie go przeżywał na okrągło. Właśnie ten mechanizm nazywamy stresem pourazowym.
U ludzi nadwydajnych mentalnie odnotowano niezwykłą wrażliwość ciała migdałowatego i wyjątkowo niski próg reaktywności. Może to wynikać z faktu, że ciało migdałowate jest stale pobudzane przez hiperestezję i emocjonalność, a więc siłą rzeczy znajduje się w stanie ciągłego pogotowia. Wówczas przy każdym przeżyciu emocjonalnym następuje wyłączenie umysłu. Przestaje funkcjonować kora przedczołowa, ośrodek rozumowania, a więc racjonalnego myślenia. Refleksja staje się niemożliwa. W takim wypadku nadwydajni mentalnie mogą wypowiadać absurdalne słowa lub popełniać niedorzeczne czyny. Oni pierwsi będą nad tym ubolewać, gdy płat przedczołowy znów zacznie normalnie działać. Dlatego nadwydajni wątpią w swoją inteligencję: wiedzą, że niekiedy zachowują się strasznie głupio!
Takie niespodziewane odłączenia od rzeczywistości mogą się zdarzyć w każdej chwili i w każdym miejscu. Nadwydajni postrzegają je jako trudności w koncentracji, ucieczki w świat marzeń i przykre momenty duchowej nieobecności. Są one niemal regułą na imprezach towarzyskich. Podobnie jak Camille, osoba nadwydajna nagle wyłącza się psychicznie. Rozmowy wydają jej się banalne i nudne, dowcipy ciężkie i idiotyczne. Ponieważ panująca atmosfera wcale jej nie odpowiada, osoba „myśląca za dużo” zastanawia się, co tam robi, i ma chęć tylko na jedno: wracać do siebie!
Stres pourazowy powstaje w wyniku intensywnie przeżywanych sytuacji uwięzionych w ciele migdałowatym, które reaktywują się samorzutnie. Przy każdym odłączeniu od rzeczywistości w ciele migdałowatym zostaje uwięziona jakaś nowa sytuacja, której nie będzie mógł oszacować, rozpatrzyć i załagodzić hipokamp. Nadwydajni mentalnie wciąż podlegają utajonemu stresowi, wywoływanemu przez różne sytuacje. Nakładając się na siebie, te stresujące reminiscencje sprawiają, że ludzie nadwydajni coraz silniej na nie reagują. Niektórzy postanawiają żyć w stanie niemal permanentnej dysocjacji i przepuszczać przez intelekt wszystkie sytuacje o jakimś ładunku emocjonalnym, nie rozpoznają więc siebie w profilu osób hiperemocjonalnych. Przeciwnie, będą mieli wrażenie, że nic już ich nie porusza, że teraźniejszość