tego błędnie: ich empatia nie oznacza współczucia; jest raczej synonimem inwazji emocjonalnej. Nadwydajni bardzo by chcieli nie odczuwać cierpień innych. Ale często nagle i wbrew ich woli udzielają się im nastroje ludzi, z którymi się stykają. Wielu z nich się na to uskarża: niekiedy odbywa się to z wielką natarczywością. Dlatego niektórzy nie znoszą tłumu i go unikają. Oprócz hałasu, ruchu, zbyt licznych bodźców zmysłowych ta emocjonalna inwazja wytrąca ich z równowagi i wyczerpuje.
Véronique wyjaśnia mi: „Najgorzej czuję się w supermarketach: wyczuwam niepokoje wszystkich ludzi. Dlatego unikam galerii handlowych i robię zakupy w godzinach mniejszego ruchu, w sklepach średniej wielkości. Sprężam się, jak mogę, nie rozglądając się, skoncentrowana na liście zakupów, i jak najszybciej zmykam z tych okropnych miejsc!”.
Hiperempatia sprzyja jednak wykształceniu w sobie dużej życzliwości. Z jednej strony pozwala doskonale rozumieć ludzi, a gdy się coś rozumie, nie ma się już pokusy osądzania. Z drugiej strony, gdy ktoś jest empatyczny, wprost nie może być pogodny przy kimś smutnym ani zachowywać spokoju przy kimś zestresowanym. A skoro człowiek nadwydajny mentalnie nie może mieć dobrego samopoczucia, jeśli inni go nie mają, musi starać się zaprowadzić w swoim otoczeniu harmonię, aby wreszcie samemu poczuć się lepiej. Ponadto osoba empatyczna pierwsza ucierpiałaby od zła wyrządzanego bliźnim, więc jest niejako skazana na uprzejmość. Świadome krzywdzenie to dla nadwydajnych niedorzeczność. Zresztą z natury bezinteresowni, nie mogą pojąć, że niektórzy potrafią być małostkowi, wyrachowani i interesowni. Sądząc, że inni postępują podobnie jak oni, myślą, że grzeczność to zwykły sposób bycia, a nie wyrachowanie. W związku z tym nieumotywowana złośliwość i nieuprzejmość nie mieszczą im się w głowie. To dla nich kompletny nonsens. Dlatego też łatwo padają ofiarą manipulatorów i wszelkiej maści oszustów. Raz po raz doświadczając zdrady, jednej bardziej niezrozumiałej od drugiej, bo przecież według nich nieżyczliwość nie istnieje, niektórzy nadwydajni mentalnie stają się zgorzkniali, nieufni, a nawet popadają w paranoję i zamykają się w sobie. Izolacja może stać się ich jedyną ochroną.
Nadwydajni są bardzo cenieni za swoją umiejętność słuchania i pociechę, jaką potrafią przynieść ludziom w opałach. Wielu wykorzystuje te cechy w życiu zawodowym.
Jeśli ktoś ma umiejętność odbierania informacji, odczytywania języka niewerbalnego, wykrywania najmniejszej zmiany w intonacji lub wyrazie twarzy, jeśli umie wczuć się w emocje innych, to w końcu potrafi czytać w ich myślach. Większość nadwydajnych, nawet bezwiednie i całkiem spontanicznie, uprawia telepatię. To dla nich normalne, że odgadują stan emocjonalny ludzi, rozpoznają ich oczekiwania i myśli. Ale wytężona uwaga, jaką w sposób naturalny obdarzają innych, może być bardzo denerwująca dla kogoś, kto nie jest autentyczny i prostolinijny.
Christine opowiada mi: „Przedwczoraj, chcąc zwrócić książkę, wstąpiłam do przyjaciółki. Nie było jej w domu. Drzwi otworzył jej mąż. Ta para właśnie się rozwodzi i mąż sądzi, że przyjaciółki, a zwłaszcza ja, podjudzają jego żonę. Od razu wyczułam zapiekłą nienawiść, jaką mnie darzy, i w głowie rozbrzmiały mi wszelkie obelgi, jakich nie śmiałby wykrzyczeć. On poczuł się zdemaskowany moim spojrzeniem, co tylko rozjątrzyło jego nienawiść. Szybko odeszłam, jednak przez dłuższą chwilę nie mogłam się pozbyć złej energii, którą mnie naładował”.
Nadwydajni doskonale umieją odgadywać emocje innych osób, więc myślą, że one powinny odwzajemniać się tym samym. Obojętność ludzi wobec nich wydaje im się tym bardziej szokująca i raniąca, że uznają ją za intencjonalną. Doznają ulgi z chwilą, gdy zrozumieją, że wcale tak nie jest, że większość osób nie umie odczytać przesłania niewerbalnego, ma niewiele do czynienia z emocjami i wcale nie odgaduje, co myślą ich bliźni. Ale muszą również pożegnać się z nadzieją, że któregoś dnia ktoś w zamian obdarzy ich takim zainteresowaniem, jakim oni potrafią obdarzać innych.
Annie mówi mi: „Wszystko widzę, wszystko wiem, nic mi nie umknie. Wiem, czy ludzie się umyli, czy nie, czy noszą ubrania niezmieniane od poprzedniego dnia i czy wyszczotkowali zęby. Widzę niewypastowane buty, odpruty obrębek, brak guzika. Widzę wszystkie, nawet najbłahsze drobiazgi, ale dostrzegam też osobę całościowo. Po sposobie, w jaki ludzie się ubierają, poruszają, mówią, natychmiast domyślam się, z kim mam do czynienia. Właściwie nie znaczy to, że chcę wiedzieć, ale że nie mogę nie widzieć; to silniejsze ode mnie. Wiem, że mój przenikliwy wzrok niektórych drażni, bo nawet jeśli nic nie mówię, ludzie odgadują, że wszystko o nich wiem, i czują się przy mnie bardzo nieswojo. Widzę też, że ludzie okłamują samych siebie, a postępując nielogicznie, wpadają w tarapaty. Najmniejsza uwaga z mojej strony wydaje im się obraźliwa, ponieważ stwierdzam coś, co jest oczywiste, a oni nie chcą spojrzeć prawdzie w oczy, albo zadaję pytanie, którego unikają. W każdej sytuacji od razu widzę, co jest nie w porządku i co należałoby zrobić, aby wszystko ułożyło się dobrze. Zawsze wiem z góry, co się później stanie. To wyczerpujące, denerwujące. Czuję się bardzo osamotniona”.
Telepatię od hiperprzenikliwości dzieli tylko jeden krok. Większość nadwydajnych już go zrobiła. Hiperprzenikliwy znaczy po prostu „bardzo przenikliwy”. Nie ma w tym nic magicznego. Wystarczy zwrócić uwagę na wszystkie drobne szczegóły i połączyć je ze sobą, aby intuicyjnie wiedzieć to, co niekoniecznie zostanie wypowiedziane lub pokazane.
„Ci ludzie podobno się nawzajem uwielbiają, a ja mówię, że tak naprawdę się nie kochają. Dlaczego? Nie wiem. Intuicja mi podpowiada. Przez cały wieczór ani razu nie popatrzyli na siebie porozumiewawczo i nie zdobyli się na odrobinę czułości”. Przeważnie ktoś od razu zaprzecza takiemu stwierdzeniu: „Ależ nie, wszędzie widzisz coś złego! Tak się zachowywali, bo nie byli sami!”. Gdy kilka tygodni później para się rozstaje, wszyscy się dziwią, a człowiek nadwydajny mentalnie jest sfrustrowany. Wszak to przewidział, ale potraktowano go jak zwiastuna złych nowin. Będzie więc musiał gryźć się w język, by nie przypominać, że o tym wiedział. Nadwydajni, na podobieństwo Kasandry, zawczasu widzą, słyszą i wyczuwają wiele rzeczy, jednak są skazani na milczenie, bo ludzie gremialnie zamykają uszy na ich przestrogi.
Kasandra była piękną trojańską księżniczką. Kręciło się koło niej wielu kawalerów, którzy służyli pomocą jej ojcu, Priamowi, królowi Troi, w nadziei, że kiedyś poślubią jego córkę. Zakochał się w niej sam bóg Apollo, ona zaś obiecała mu swoją rękę w zamian za naukę przepowiadania przyszłości. Ale gdy już posiadła tę wiedzę, zmieniła zdanie i odmówiła mu swych względów. Rozgniewany Apollo odebrał jej dar perswazji, toteż mimo trafnych wróżb, nikt Kasandrze nie wierzył. Na próżno przepowiedziała nieszczęście, jakie przyniesie podróż Parysa do Sparty, podstęp z koniem trojańskim i całkowite zniszczenie miasta.
Przez analogię z tą historią terminem „syndrom Kasandry” określa się postawę, którą ludzie nadwydajni znają doskonale: wiedzą, co wkrótce nastąpi, lecz nie mogą nikogo uprzedzić ani zapobiec przyszłym wydarzeniom. Syndrom Kasandry można różnie interpretować.
Po pierwsze, można się w nim dopatrzyć cierpienia tych, którzy wiedzą, i ich poczucia odizolowania. Chcieliby okazać się użyteczni i zapobiec czemuś nieuchronnemu, ale są besztani przez swoje otoczenie, uznające ich za ponuraków i zwiastunów złej nowiny. Gdy przepowiednia się ziści, jasnowidze nie mogą przypomnieć innym, że ich ostrzegali. Jeśli tylko napomkną: „A nie mówiłem!”, wywoła to żywą i niezbyt przychylną reakcję.
Po drugie, syndrom Kasandry może wyrażać niezdolność do przeforsowania swoich racji. „Gwóźdź, który wystaje, prosi się o młotek”, mówi japońskie przysłowie. Aby cieszyć się popularnością, lepiej ponieść klęskę, podporządkowując się konwenansom, niż wbrew