ze swoim życiem? Wyszłam za mąż i teraz spędzam czas na zadawaniu pytania: „Jedna czy dwie kostki?” i bieganiu do banku, żeby rozmienić pieniądze. – Udałam, że nie widzę bólu na twarzy Danny’ego, i mówiłam dalej: – Louise jest na tyle inteligentna, że może zostać nauczycielką. Powinna iść na studia.
Na dźwięk słowa „studia” Danny uniósł brwi. Wolał jednak się ze mną nie spierać. Jakby się zwracał do przygłupa, powiedział:
– Może by mogła, ale nawet jeśli dostanie się do liceum, nie powinna od razu rozgłaszać, że chce się dostać na uniwersytet. Nie chcemy, żeby wszyscy myśleli, że się wywyższamy.
– A co jest złego w tym, że ktoś chce się wybić? Zarabiać tyle, żeby móc decydować o swoim życiu? Tacy jak my całe życie słyszą tylko dobre rady, co robić, żeby nie wylądować na ulicy.
Danny zrobił to, co zawsze w takich sytuacjach, czyli zamilkł. A jego milczenie rozpaliło we mnie ogień rozgoryczenia.
– Gdybym mogła cofnąć czas, przykładałabym się do nauki, żeby coś osiągnąć. Byłam najlepsza w klasie z literatury. Ale mama zawsze mi powtarzała, żebym odłożyła książki i przewietrzyła umysł. Chciała tylko, żebym znalazła bogatego męża. Co ja wiedziałam o świecie, wychodząc za mąż? Miałam wtedy dziewiętnaście lat, a rok później urodziłam dziecko.
Danny patrzył na mnie, kręcąc głową powoli, jakby mnie nie poznawał. Sama ledwie się poznawałam – gdzie się podziała tamta dziewczyna, która spędzała całe godziny przed lustrem, malując idealną kreskę wokół oczu, uwielbiała tańczyć i prawie wszystko ją bawiło? Kobieta, która biegła do drzwi, jak tylko usłyszała, że Danny wkłada klucz do zamka, lała mu wodę do wanny i siedziała na sedesie, dzieląc się z nim wszystkimi plotkami i obserwując jego udawane oburzenie, zanim parsknął śmiechem?
– Robię co mogę, Susie. Nie jesteśmy milionerami, ale mamy ładny dom. Wciąż jestem zadowolony, że się z tobą ożeniłem, nawet jeśli byłaś zbyt młoda. Nawet jeśli ty nie jesteś zadowolona.
Chciałam mu wyjaśnić, że nadal jestem kobietą, którą poślubił, że wciąż go kocham, ale że utknęłam w martwym punkcie. Albo jeszcze gorzej, nie utknęłam, tylko dryfuję i nie mogę być tym, kim byłam, z powodu tej ogromnej pustki, którą mogłoby wypełnić jedynie kolejne dziecko.
– Ale jeśli tak bardzo czujesz się uwięziona, to dlaczego chcesz jeszcze jednego dziecka? – zapytał.
Głos, który się ze mnie wydobył, zabrzmiał niemal jak krzyk.
– Bo już sobie pościeliłam i teraz tylko to mi zostało – być matką. A nawet tego nie umiem zrobić porządnie.
Oczy zaszły mi łzami, gdy Danny odwrócił się, zanim zdążyłam wyrzucić z siebie te same żale, co zwykle.
– Dlaczego ta głupia Linda z przeciwka może mieć pięcioro dzieci, które prawie nigdy się nie kąpią i chodzą zawszone, a ja nie mogę nawet raz zajść w ciążę? Nie pojmuję tego.
Gdy wróciłam do kuchni, słyszałam jego kroki na schodach, a potem cichy spokojny głos przeplatający się z oburzonym, piskliwym głosem Louise. Zamknęłam drzwi i włączyłam radio. Dobrze już znałam to uczucie, wrażenie, że przeholowałam, wymieszane ze świadomością, że moi bliscy będą łagodzić sytuację, nie rozumiejąc, dlaczego tak się przejmuję, dlaczego wszystko musi być idealne, dlaczego moja córka musi być lepsza od innych.
Zawsze, gdy Louise wychodziła do którejś z koleżanek, słyszała ode mnie: „Mów proszę i dziękuję, pytaj, czy możesz odejść od stołu, myj ręce przed jedzeniem”. Czułabym się urażona, gdyby matki odwożące ją po takich odwiedzinach nie zatrzymywały się na progu, by mi powiedzieć, jak dobrze jest wychowana. Żal mi było tych dziewcząt, które przychodziły do nas na podwieczorek w starych ubraniach, brzydkich luźnych sztruksach o dwa numery za dużych, w kurtkach ze zbyt długimi rękawami.
– Psujesz ją – mówił Danny za każdym razem, kiedy przynosiłam kolejną bluzkę czy parę ogrodniczek dla Louise.
– Moja córka nie będzie wyglądała, jakby nikt jej nie kochał.
Siedziałam w kuchni i mieszałam kawę, drapiąc łyżeczką po dnie filiżanki z ceramiki Denby. Miałam ochotę się do nich przyłączyć i wspólnie obejrzeć talent show New Faces. Danny i Louise spierali się przy każdym uczestniku:
– Siedem za wykonanie.
– W żadnym razie! Najwyżej pięć za wrażenie artystyczne.
Choć nadal czułam się pokrzywdzona, nie mogłam się nie uśmiechnąć, kiedy Louise śpiewała wraz z wykonawcą niemal każdą piosenkę. Głos miała silny jak na swój wiek. Danny zachęcał ją:
– Powinnaś tam pójść, Lou. Jesteś urodzoną gwiazdą.
W końcu przyszedł mnie zawołać.
– No chodź, chodź do nas.
Demonstracyjnie wyłączyłam radio, niby z niechęcią, w duchu dziękując opatrzności, że mam tak wyrozumiałego męża. Tak bardzo chciałabym porozmawiać z nim o tobie. Albo z kimkolwiek. Móc potwierdzić twoje istnienie. I moją stratę.
Nie dalej jak przedwczoraj Eileen, sąsiadka mamy, wetknęła swój wścibski nos przez płot od podwórza i huknęła na cały głos:
– A więc, Susie, postanowiłaś mieć tylko jedno dziecko? Teraz to już chyba byłaby za duża przerwa między Louise a ewentualnym rodzeństwem.
W normalnej sytuacji odparłabym wymuszonym żartem, że Lou mi wystarcza, ale w tym momencie jej atak mnie zaskoczył.
– Numer dwa jakoś nie chce się zjawić.
– Zawsze możecie adoptować. Tyle młodych dziewcząt w trudnej sytuacji rodzinnej z radością oddałoby swoje dziecko takiej miłej parze jak wy.
Mama zaczęła ściągać energicznie pranie ze sznurka, krótkimi stanowczymi szarpnięciami, jakby samo wypowiedzenie słowa „adopcja” mogło sprawić, że mój sekret rozniesie się po całej dzielnicy. Postawiła kosz z praniem na ziemi.
– Przy adopcji nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, prawda? Kim byli rodzice? Można się wpakować w nie lada kłopoty.
Aż rozdziawiłam usta ze zdumienia. Gdyby nie obecność wścibskiej Eileen, na pewno byśmy się pokłóciły. Myśl o tym, że nowi dziadkowie mojego syna mogliby wypowiadać takie opinie, była dla mnie nie do zniesienia. Kto jak kto, ale moja matka powinna to rozumieć. Czasem myślę, że tak bardzo chciała udawać, iż to się nie zdarzyło, i tak przekonująco kłamała, że aż przekonała samą siebie i naprawdę o tym zapomniała.
Ja zaś nie mogłam zapomnieć. Miałam wrażenie, że kiedy umrę, rozkroją mnie i zobaczą twoje imię wyryte w najgłębszym zakątku mojego serca.
Przed samym wejściem do salonu Danny się zatrzymał. Cichym głosem powiedział:
– Żałuję, że nie umiem dać ci szczęścia, Susie.
Przytuliłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu.
Objął mnie, zamknął oczy i wtulił twarz w moje włosy.
– Wiesz, że naprawdę cię kocham.
– Wiem. Wiem. – Nie byłam w stanie powiedzieć mu tego samego. Już nie. Nie mogłam mówić o miłości po tym, co zrobiłam, nie umiałam wydobyć z siebie tych słów. Ludzie, którzy kochają, nie kłamią. Delikatnie ucałowałam go w usta i wsunęłam palce w jego czuprynę. – Ciągle jestem twoim słońcem?
Zawsze zaczynał swoje listy od „Słońce