potencjału rachmistrza-kosztorysanta.
– Poprzednie miejsce było zupełnie inne niż obecne – kontynuowała pielęgniarka.
– Tak sądzę – odpowiedział Mr Young, który na dobrą sprawę nigdy się nad tym nie zastanawiał. W Luton było prawie tak samo jak w Tadfield. Tak samo przycięte żywopłoty między domem a stacją kolejową. Ludzie też tacy sami.
– Po pierwsze, o wiele wyższe zabudowania – siostra Mary, bliska załamania, spróbowała pociągnąć rozmowę. Mr Young spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Jeśli dobrze pamiętał, to jedynym budynkiem wyższym niż pozostałe był biurowiec Alliance of Leicester.
– Domyślam się, że często bywa pan na garden party.
Nareszcie. Poczuł pewniejszy grunt. Deirdre była wielką amatorką rozrywek tego typu.
– Bardzo często – odparł z uczuciem. – Moja Deirdre robi świetne konfitury. A ja białego słonia6.
Siostra Mary nigdy nie słyszała o tym punkcie programu przyjęć dla socjety z pałacu Buckingham. Mimo to natychmiast przyznała w myślach, że chociaż zwierzę jest gruboskórne, to znakomicie pasuje do surowej etykiety dworskiej.
– Czytałam, że właśnie do niego zagraniczni potentaci składają ofiary dla niej.
– Pardon?
– Widzi pan, jestem wielką miłośniczką rodziny królewskiej.
– Ja także – stwierdził Mr Young, przeskakując z wdzięcznością na nieco większą i wygodniejszą krę unoszoną przez zatrważający strumień świadomości. Był nieźle zorientowany w galerii arystokratów. Przynajmniej tych normalnych, którzy nie oszczędzali się, powiewając do upadłego chusteczkami na wzruszających otwarciach kolejnych mostów i sierocińców. Nie interesowali go odmieńcy szalejący w nocnych lokalach i dyskotekach, a potem uzewnętrzniający treści żołądkowe po paparazzi.7
– Miło mi to usłyszeć – powiedziała siostra Mary. Sądziłam bowiem, że za oceanem nie kochacie ich zbytnio, bowiem wywołaliście rewolucję i wrzuciliście cały transport herbaty wprost do rzeki.
Trajkotała bez przerwy, skutecznie zachęcana regułą zakonu, by mówić o wszystkim, co przyjdzie do głowy, a łaskawa ślina przyniesie na język. Mr Young poczuł się zbity z tropu, ale był zbyt wyczerpany, by się przejmować takim drobiazgiem. Zapewne życie w ścisłej regule zakonnej sprawiło, że ludzie dziwaczeli. Pragnął, by jego żona obudziła się. Po chwili w monotonnym potoku słów płynących z ust siostry Mary zabrzmiała nutka nadziei.
– Czy byłoby dużym nietaktem z mojej strony, gdybym zapytał o istnienie możliwości wypicia filiżanki herbaty? – odważył się.
– Och, mój… – pielęgniarka zakryła usta dłonią. A o czymże innym myślała w tej chwili?
Mr Young nie skomentował.
– Zaraz się tym zajmę – dodała. – A może jednak życzy pan sobie kawy? Piętro wyżej mamy maszynkę do parzenia.
– Proszę o herbatę.
– Słowo daję, pan się całkiem znaturalizował, nieprawdaż? – powiedziała radośnie i wybiegła, szeleszcząc fartuszkiem.
Pozostawiony sam ze śpiącą żoną i dwójką noworodków Mr Young opadł ciężko na krzesło. No tak. Długie godziny na klęczniku i pobudki skoro świt robią swoje. Miłe są te siostry, ale chyba nie całkiem compost mentis. Jak w tym filmie Kena Russela. Zakonnice też tam były, ale w ich zachowaniu trudno było dostrzec choćby najmniejsze podobieństwo do tego, co działo się w tym szpitalu. Mówią, że nie ma dymu bez ognia, cóż.
Westchnął.
W tej chwili Niemowlę A obudziło się i rozpoczęło ryczytal co się zowie.
Mr Young od wielu lat nie uspokajał płaczącego noworodka. Zacznijmy od tego, że w ogóle nie umiał sobie z tym poradzić, a pieczętowanie różowej pupy ulubionym gestem sir Winstona Churchilla nie było godne polecenia.
– Witamy na ziemskim padole – powiedział znużonym głosem. – Wkrótce przywykniesz.
Niemowlę zamilkło i wpatrzyło się w Mr Younga jak w krnąbrnego generała.
Siostra Mary wybrała właśnie ów moment, by wkroczyć z herbatą. Nie bacząc, iż jest satanistką, przyniosła talerz lukrowanych ciasteczek zwykle podawanych do herbaty tylko specjalnym gościom. Mr Young wziął ciastko w polewie o takim samym odcieniu różu jak niektóre narzędzia chirurgiczne po operacji. Z polewy wystawał lukrowy bałwanek.
– Są inne niż te podawane u was – powiedziała siostra Mary. – U was nazywa się je kruchymi ciasteczkami. U nas to biszkopty.
Mr Young już otwierał usta do potwierdzenia, że owszem, tak nazywał je on, a nawet jego sąsiedzi w Luton, gdy do pokoju wbiegła druga zakonnica, z trudem łapiąc powietrze.
Spojrzała na siostrę Mary, zorientowała się, że Mr Young w życiu nie miał do czynienia z wnętrzem pentagramu i ograniczyła wypowiedzi do wskazania na Niemowlę A i puszczenia „oczka”.
Siostra Mary skinęła głową i odpowiedziała mrugnięciem.
Przybyła zabrała wózek z Niemowlęciem A.
Mruganie i puszczanie oczek są jednym z wielu sposobów porozumiewania. Jedno mrugnięcie potrafi czasem dużo powiedzieć. Na przykład w mrugnięciu nowo przybyłej zawarte było, co następuje:
Gdzie się podziewałaś, do diabła? Urodziło się Niemowlę B, jesteśmy gotowi do zamiany, a ty gaworzysz sobie jak gdyby nigdy nic w obecności Wielkiego Adwersarza, Pogromcy Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Bestii zwanej Smokiem, Księcia Tego Świata, Ojca Kłamstwa, Szatańskiego Pomiotu i Władcy Ciemności przy herbatce? Czy zdajesz sobie sprawę, że omal nie zostałam zastrzelona?
Mrugnięcie siostry Mary w odpowiedzi na powyższe pytania znaczyło mniej więcej tyle:
Oto Wielki Adwersarz, Pogromca Królów, Anioł Bezdennej Otchłani, Bestia zwana Smokiem, Książę Tego Świata, Ojciec Kłamstwa, Pomiot Szatana i Władca Ciemności. Nie mogę teraz mówić, bo wśród nas jest obcy.
Aliści siostra Mary zrozumiała mrugnięcie przełożonej tak:
Dobrze się sprawiłaś, siostro Mary. Sama zamieniłaś noworodki – to doskonale. Wskaż mi teraz nadprogramowego noworodka. Ja zabiorę go stąd, a ty będziesz mogła dopić herbatę w towarzystwie Jego Ekscelencji Kultury Amerykańskiej.
Wobec czego jej mrugająca odpowiedź brzmiała:
Oto Niemowlę B, kochaniutka. Weź je teraz sobie i nie przeszkadzaj w herbacie z Jego Ekscelencją. Zawsze chciałam zapytać, po co stawiają te wysokie budynki wykładane na zewnątrz lustrami.
Powyższe niuanse i subtelności dialogu mruganego zupełnie nie mieściły się w zakresie rozumnego postrzegania Mr Younga, tak że obserwując wymianę konspiracyjnych uprzejmości, poczuł się bardzo zakłopotany i pomyślał, co następuje: Ten Russel… on to wiedział, co mówi. Bez dwu zdań.
Pomyłka siostry Mary mogłaby zostać dostrzeżona w porę przez nowo przybyłą zakonnicę, gdyby nie fakt, że tę ostatnią w pokoju bacznie obserwował facet z Secret Service, Mr Dowling, i nie próbował nawet ukryć wzbierającego w nim niepokoju. Ów rosnący niepokój był pośrednim skutkiem ćwiczenia określonych reakcji na widok ludzi w długich, luźnych szatach, a zwłaszcza w czepcach oraz stanów, gdy – jak w tej chwili – do zmysłów przedmiotu treningu docierały sprzeczne sygnały. Osobnicy cierpiący na niedowład zdolności