po czym ze swoją niemal przesadnie dobrą dykcją dokończył: – …Harrym Hole.
Harry spojrzał na Wintera. To dlatego pozwolił swojemu śledczemu ujawnić, co wiedzą? Utknęli. Potrzebowali pomocy. A może była to własna inicjatywa Sung-mina Larsena? Winter sprawiał wrażenie dziwnie sztywnego.
– Czyli to prawda – mruknął Harry. – Zabójca nie zostawił w miejscu zdarzenia żadnego śladu.
Kamienną twarz Larsena uznał za potwierdzenie.
– Nie mam pojęcia, co się stało – powiedział.
– Bjørn Holm mówił, że znalazłeś niezidentyfikowane odciski butów na terenie posesji.
– Tak. Ale to mógł być ktoś, kto po prostu zabłądził. Takie rzeczy się zdarzają.
– Naprawdę? Nie było żadnych śladów włamania, a patolog stwierdził, że ofiara została zabita w miejscu, w którym ją znaleziono. To skłania do przypuszczeń, że zabójca został wpuszczony do domu. Czy ofiara wpuściłaby nieznajomego?
– Hm. Zauważyliście kraty w oknach?
– Metalowe kraty we wszystkich dwunastu oknach oprócz czterech okienek piwnicznych – odparł Larsen bez zastanowienia.
– To nie paranoja, tylko efekt związku z nieco zbyt wyrazistym śledczym, który zajmuje się zabójstwami.
Larsen to zanotował.
– Przypuśćmy więc, że zabójca to ktoś, kogo ofiara znała. Wstępna rekonstrukcja wskazuje, że stali twarzą w twarz. Zabójca od strony kuchni, a ofiara bliżej drzwi wejściowych, kiedy ugodził ją najpierw dwukrotnie w brzuch.
Harry’emu zabrakło powietrza. Brzuch. Ból, jaki musiała odczuwać Rakel przed otrzymaniem ciosu w kark. Ciosu łaski.
– To, że zabójca znajdował się bliżej kuchni – ciągnął Larsen – każe mi myśleć, że wszedł do intymnej części domu i że nie była mu ona obca. Zgodzisz się ze mną, Hole?
– To jedna ewentualność. Druga to taka, że mógł obejść ofiarę i zabrać nóż, którego brakuje w stojaku.
– Skąd wiesz…
– Zdążyłem rzucić okiem na miejsce zdarzenia, zanim twój szef mnie stamtąd wywalił.
Larsen lekko przechylił głowę, patrząc na Harry’ego. Jakby mierzył go wzrokiem.
– Rozumiem. W każdym razie ta sytuacja z kuchnią nasunęła nam na myśl trzecią ewentualność. Że to była kobieta.
– O?
– Wiem, że to się zdarza rzadko, ale właśnie czytałem, że kobieta przyznała się do zabójstwa z użyciem noża na Borggata. Córka. Słyszałeś o tym?
– Co nieco.
– Kobieta mniej się wzbrania przed otwarciem drzwi i wpuszczeniem do środka innej kobiety, nawet jeśli nie znają się zbyt dobrze. Zgadzasz się ze mną? Poza tym z jakiegoś powodu łatwiej mi sobie wyobrazić kobietę wchodzącą do kuchni innej kobiety niż mężczyznę. Okej, wiem, że to może trochę… naciągane.
– Zgadzam się. – Harry nie zdradził, czy ma na myśli pierwsze, czy drugie stwierdzenie, czy może nawet oba. Albo że się zgadza ogólnie, ponieważ będąc w miejscu zdarzenia, pomyślał tak samo.
– Czy są kobiety, które mogłyby mieć motyw, aby skrzywdzić Rakel Fauke? – spytał Larsen.
Harry pokręcił głową. Oczywiście mógł wspomnieć o Silje Gravseng, ale obecnie nie widział ku temu żadnego powodu. Kilka lat temu była jego studentką w Wyższej Szkole Policyjnej i Harry doświadczył z jej strony zachowania najbliższego stalkingowi w kobiecym wydaniu, z jakim się zetknął. Któregoś wieczoru przyszła do jego gabinetu i próbowała go uwieść. Kiedy Harry odrzucił jej awanse, zareagowała, grożąc mu oskarżeniem o gwałt. Ale jej zeznanie miało tak oczywiste dziury, że powstrzymał ją zaangażowany przez nią samą adwokat Johan Krohn, a w efekcie całej sprawy Silje Gravseng musiała opuścić szkołę policyjną. Po tym wszystkim przyszła do Rakel do domu, ale nie po to, by ją skrzywdzić albo jej grozić, tylko żeby przeprosić. Mimo to Harry już poprzedniego dnia sprawdził, co się dzieje z Silje Gravseng. Może dlatego, że pamiętał nienawiść w jej oczach, gdy zrozumiała, że on jej nie chce. Może dlatego, że brak śladów świadczył o tym, że sprawca sporo wie o śledztwie. Może dlatego, że chciał wykluczyć wszystkie inne ewentualności, zanim wyda ostateczny wyrok. I wyegzekwuje ostateczną karę. Sprawdzenie poszło szybko i wykazało, że Silje Gravseng pracuje jako ochroniarka w Tromsø, tysiąc siedemset kilometrów od Oslo, i w nocy z soboty na niedzielę miała dyżur.
– Wróćmy do noża – odezwał się Larsen, nie otrzymawszy odpowiedzi. – W bloku jest zestaw japońskich noży. Wielkość i kształt tego, który zniknął, odpowiada obrażeniom. Załóżmy, że właśnie tego noża użyto. Wskazywałoby to, że zabójstwo miało charakter spontaniczny, a nie że zostało starannie zaplanowane. Zgodzisz się ze mną?
– To jedna możliwość. Druga jest taka, że zabójca wiedział o tych nożach przed przyjściem. Trzecia, że użył własnego noża, ale oprócz usunięcia wszystkich śladów postanowił dodatkowo wprowadzić was w błąd, usuwając z miejsca zdarzenia podobny nóż.
Larsen znów coś zanotował. Harry spojrzał na zegarek i chrząknął.
– Na koniec jeszcze jedno pytanie, Hole. Mówisz, że nic nie wiesz o żadnych kobietach, które chciałyby zabić Rakel Fauke. A o jakichś mężczyznach?
Harry powoli pokręcił głową.
– A co z tym Sveinem Finne?
Harry wzruszył ramionami.
– Sami go spytajcie.
– Nie wiemy, gdzie jest.
Harry wstał i zdjął bosmankę z wieszaka.
– Jak go spotkam, przekażę mu pozdrowienia i powiem, że go szukacie, Larsen.
Odwrócił się do okna i dwoma palcami zasalutował Winterowi. W odpowiedzi otrzymał kwaśny uśmiech i salut jednym palcem.
Larsen się podniósł i wyciągnął do Harry’ego rękę.
– Dzięki za pomoc, Hole. Drogę sam znajdziesz.
– Pytanie, czy wy ją znajdziecie. – Harry obdarował Larsena krótkim uśmiechem, jeszcze krótszym uściskiem dłoni i wyszedł.
Przy windzie wcisnął przycisk przywołujący i oparł się czołem o gładki metal obok jej drzwi.
Chciała, żeby wrócił.
Więc jak, czy to polepsza, czy pogarsza sprawę?
Wszystkie te bezużyteczne „a jeśli”. Wszystkie samookaleczające „powinienem był”. Ale również to drugie, ta żałosna nadzieja, której czepiają się ludzie, chcący wierzyć, że istnieje miejsce, gdzie ci, którzy się kochają, ci, którzy mają korzenie jak Old Tjikko, spotkają się znów. Bo myśli o tym, że tak nie jest, nie da się wytrzymać.
Drzwi windy się rozsunęły. Pusta. Była tylko ta klaustrofobiczna straszna trumna, która zapraszała do środka, aby zwieźć go w dół. W dół ku czemu? Ku wszechogarniającemu mrokowi?
Poza tym Harry nigdy nie jeździł windami. Nie znosił ich.
Zawahał się. Wsiadł.
11
Harry obudził się, drgając, i zapatrzył na pokój. Echo jego własnego krzyku ciągle odbijało się od ścian. Spojrzał na zegarek. Dziesiąta. Wieczorem. Zrekonstruował ostatnie trzydzieści sześć godzin. Przez wszystkie był mniej