Фэнни Флэгг

Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba


Скачать книгу

zakraść się do domu i zawołać: „Niespodzianka, wróciliśmy”?! To po prostu będzie ogromnie krępujące.

      Macky pochylił się i złapał ją za rękę.

      – Kochanie, nikogo to nie obchodzi. Mnóstwo ludzi dokądś się przeprowadza, a potem wraca.

      – Nie ja! A co na to ciocia Elner? Jestem pewna, że już to omówiliście.

      – Powiedziała, że z radością wróci do domu, ale decyzja należy do ciebie. Zrobi wszystko, co zechcesz.

      – Cudownie, jak zwykle dwóch na jednego, i jeśli się nie zgodzę, to ja będę ta najgorsza.

      Wbiła w niego wzrok, zamrugała parę razy i oznajmiła:

      – W porządku, Macky, wrócimy, ale obiecaj mi, że nie odbije ci za parę lat i znów nas nie przeprowadzisz. Nie zniosę następnej przeprowadzki.

      – Obiecuję.

      – Ładny pasztet. Tak mnie zdenerwowałeś, że muszę zjeść trochę lodów.

      Macky zerwał się z kanapy, uszczęśliwiony pomyślnym załatwieniem sprawy.

      – Nie wstawaj, kochanie. Ja przyniosę. Dwie gałki czy trzy?

      Otworzyła torebkę i znalazła chusteczkę higieniczną.

      – Och… niech będą trzy. Skoro wyjeżdżamy, wracanie do Strażników Wagi nie ma sensu.

      Szczęśliwym trafem udało im się sprzedać zielony parterowy dom z widokiem w ciągu trzech dni, z trzydziestodniowym depozytem. Mimo to ponowna przeprowadzka była bardzo denerwująca. Norma się cieszyła, że nie sprzedała wszystkich swoich bibelotów. Zatrzymała pozytywkę z tańczącymi bocianami z ceramiki i cylinder z mlecznego szkła. Niosły jej wielką pociechę w chwili potrzeby.

      W drodze do Missouri, gdy kot Sonny miauczał przez całą drogę, starała się nie narzekać, co zwykle robiła jej matka, ale kiedy ciocia Elner zażartowała: „Normo, spójrz na to z jasnej strony, przynajmniej nie sprzedałaś swojej kwatery na cmentarzu”, to znowu ją rozstroiło. „Ledwo zaczęłam nowe życie, a już wracamy do domu, żeby umrzeć jak stado starych słoni, które wędrują na swoje cmentarzysko” – powiedziała. Co gorsza, w ciągu dwóch lat ich pobytu na Florydzie w Elmwood Springs powstały nowe firmy softwarowe i do miasta sprowadziło się wielu nowych ludzi. Ceny nieruchomości wzrosły prawie dwukrotnie. Niegdysiejsze miasteczko z maleńkim śródmieściem przechodziło obecnie etap rozbudowy osiedli. Przy czteropasmówce powstało nowe ogromne centrum handlowe i większość mieszkańców przeniosła się na peryferie. Śliczny ceglany dom Warrenów, który miał cztery sypialnie i stał na akrowej działce, został zburzony, zwalniając miejsce dla kompleksu mieszkalnego.

      Elner okazała się sprytna. Nie sprzedała swojego domu, tylko wynajęła go przyjaciołom Ruby, i po ich wyprowadzce wróciła na stare śmieci. Norma i Macky mogli sobie pozwolić tylko na piętrowe mieszkanie z dwiema sypialniami w szeregowcu na nowym osiedlu zwanym Arbor Springs, a i tak Macky musiał podjąć pracę w Home Depot, żeby je spłacić. W tym czasie Norma błagała ciocię, żeby wprowadziła się do nich albo przynajmniej pomyślała o przeprowadzce do ośrodka zapewniającego pomoc i opiekę, Elner jednak chciała wrócić do własnego domu, a Macky jak zwykle stanął po jej stronie.

      I teraz dzięki niemu Norma jechała na spotkanie ze swoją najstarszą żyjącą krewną, która prawdopodobnie złamała kość biodrową, rękę, nogę albo jeszcze gorzej. Równie dobrze mogła skręcić kark, dostać paraliżu i resztę życia spędzić w fotelu na kółkach.

      Tylko nie to! – pomyślała. Biedna ciocia Elner będzie zdruzgotana, gdy straci swobodę ruchów. Przy odrobinie szczęścia zdobędą jeden z tych nowych wózków inwalidzkich z napędem elektrycznym… Jak na złość, musiało się to stać teraz, zaraz po tym, jak zamieszkali w domu ze schodami bez podjazdów dla niepełnosprawnych. Trudno, Macky będzie musiał zbudować rampę, bo raczej nie zamieszkają we trójkę w domku cioci Elner, gdzie jest tylko jedna łazienka. Poza tym Linda czasami wpada z dzieckiem w odwiedziny, więc…

      – Mam nadzieję, że teraz jesteś zadowolony, Macky! – wycedziła Norma. – Gdybyś mnie posłuchał, nigdy by do tego nie doszło.

      Trzy osoby w samochodzie, który też czekał na światłach, patrzyły na mówiącą do siebie kobietę i zastanawiały się, czy nie jest wariatką.

      W drodze do następnego skrzyżowania umysł Normy pracował na najwyższych obrotach. Zaczęła dopuszczać możliwość, że Macky niekoniecznie musi być jedyną winną osobą. Może uniknęliby nieszczęścia, gdyby tupnęła nogą i nie zgodziła się na wyjazd z Florydy. Mówiła Macky’emu, że ma złe przeczucia w związku z przeprowadzką, ale z drugiej strony zawsze nękało ją tyle złych przeczuć, że nie mogła być pewna, czy nie są one po prostu symptomami jej choroby lękowej. Najbardziej frustrujące było to, że nie wiedziała, kiedy powinna się postawić, i w konsekwencji nigdy tak naprawdę nie tupnęła nogą.

      Przecznicę od domu cioci Macky został uniewinniony i teraz Norma oskarżała wyłącznie siebie.

      – To moja wina – jęknęła. – Dlaczego pozwoliłam jej wrócić do tego starego domu?!

      Przypadkiem spojrzała w bok i zobaczyła, że patrzą na nią te same trzy osoby, które stały obok niej na poprzednich światłach. Opuściła szybę i powiedziała:

      – Moja ciocia spadła z figi.

      W tej samej chwili światła się zmieniły i samochód nieznajomych wystartował jak rakieta.

      Verbena otrzymuje wiadomość

8:41

      Verbena Wheeler była już w pracy w pralni chemicznej Błękitna Wstążka, gdy jej mąż Merle zadzwonił z informacją, że Elner znowu spadła z drabiny i tym razem straciła przytomność.

      – W tej chwili czekają na karetkę – powiedział.

      – Ojej, Norma dostanie ataku, wiesz, jak się martwi o Elner. Zadzwoń, gdy tylko będziesz wiedział coś więcej.

      Verbena, kobieta o wąskich zaciśniętych ustach i siwej, mocno skręconej trwałej, należała do Kościoła zielonoświątkowego i była surowym ortodoksem z cytatami z Pisma Świętego na każdą okazję: „Znam Biblię na pamięć i jestem z tego dumna”. Ona również bardzo się martwiła o swoją sąsiadkę, nie tylko w związku z upadkiem z drabiny, ale z powodu jej szybko zmieniających się systemów wiary. Ostatnio poglądy Elner Shimfissle stały się bardzo radykalne. Verbena doszła do wniosku, że zmiany rozpoczęły się w dniu, w którym Elner zainstalowała kablówkę i zaczęła oglądać kanał Discovery. Ponieważ sama oglądała wyłącznie seriale komediowe w sieci TBS i programy religijne, upodobania sąsiadki bardzo ją trapiły.

      Za wiele nauki, za mało religii, gdyby ktoś ją spytał. Jakby na dowód tych racji, zaledwie tydzień po podłączeniu kablówki odebrała alarmujący telefon od Elner.

      – Verbeno, już nie jestem taka pewna historii Adama i Ewy.

      Verbena osłupiała, słysząc takie słowa z ust metodystki o dotychczas niezachwianych przekonaniach.

      – Och, Elner – jęknęła, przytrzymując się kuchennej lady, żeby nie upaść – to straszne… Zaraz mi powiesz, że zostałaś ateistką!

      – Ależ skąd, skarbie, nadal wierzę w Boga, po prostu mam wątpliwości co do Adama i Ewy.

      W głowie Verbeny zabrzęczał dzwonek alarmowy, gdy zrozumiała prawdziwe implikacje i tragiczne konsekwencje słowa „wątpliwości”.

      – Tylko mi nie mów, że myślisz o dołączeniu do ewolucjonistów – wykrztusiła – nie w tym wieku, jestem