twoje, żebym kiedykolwiek o coś cię poprosiła.
Tot wywróciła oczami w jej kierunku i powiedziała do Normy:
– Daj Boże.
Choć Norma nie lubiła o tym myśleć, Tot oczywiście miała rację. Po atakach terrorystycznych jedenastego września wszystko się zmieniło. Nawet w takim małym mieście jak Elmwood Springs ludzie byli wstrząśnięci do tego stopnia, że zaczęło im lekko odbijać. Zaraz po zdarzeniu Verbena była przekonana, że rodzina Hing Doag, która prowadziła niewielki sklep na rogu, należy do uśpionej komórki terrorystycznej. „Oni nie są Arabami, tylko Wietnamczykami” – powiedziała jej Norma. Verbena nie dała się przekonać. „Wszystko jedno. I tak im nie ufam”.
Ale większość ludzi była po prostu zasmucona stanem świata, w jakim miały żyć ich dzieci i wnuki. Dla tych, którzy jak Norma i Macky urodzili się i wychowali w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, nastąpiła drastyczna zmiana po epoce, w której wszyscy czuli się bezpiecznie, a jedynym źródłem ich wiedzy o Bliskim Wschodzie była świąteczna kartka z jasną gwiazdą świecącą nad spokojnym żłóbkiem. Obecnie Bliski Wschód stał się miejscem przepełnionym nienawiścią i wściekłością, co codziennie widzieli w telewizji i czytali w gazetach. Norma uznała, że dłużej tego nie zniesie, dlatego trzy lata temu po prostu przestała czytać gazety i śledzić wiadomości. Teraz oglądała tylko kanał Home & Garden i program „Targowisko antyków” na PBS, mniej lub bardziej chowała głowę w piasek i miała nadzieję, że wszystko jakoś się unormuje.
Jakieś czterdzieści minut później, gdy Norma wyjęła głowę spod suszarki, Tot podjęła rozmowę.
– Znasz mnie, Normo, zawsze mam zadowoloną minę, ale zachowanie pozytywnego nastawienia staje się coraz trudniejsze. Mówią, że znana nam cywilizacja dobiega końca, jest skazana na zagładę.
– Kto tak mówi? – spytała zatrwożona Norma.
– Wszyscy! – odparła Tot, zdejmując siatkę. – Nostradamus, CNN, wszystkie gazety, według nich jesteśmy na krawędzi totalnego unicestwienia.
– O Boże, Tot, dlaczego przywiązujesz do tego wagę? Chcą cię tylko przestraszyć.
– Verbena powiedziała, że tak jest napisane w Biblii, zbliża się koniec świata. Kolejne wydarzenia świadczą, że jest tuż-tuż.
– Tot, od urodzenia słyszałam takie rzeczy i nigdy się nie sprawdziły.
– Na razie – rzekła Tot, wyjmując wałek z jej włosów. – Ale pewnego dnia się sprawdzą. Verbena mówi, że wszystkie znaki wskazują na rychłą apokalipsę. Ostatnio mieliśmy trzęsienia ziemi, huragany, powodzie i pożary, a teraz ta indycza grypa – masz swoją zarazę.
Norma czuła swój przyśpieszony oddech. Próbując zastosować ćwiczenie „Zastąp negatywne myśli pozytywnymi”, powiedziała:
– Ludzie mogą się mylić, wiesz. Pamiętasz początki rock and rolla? Wszyscy mówili, że już nie może być gorzej, a było, więc sama widzisz.
– Nie rozumiem, jak może być jeszcze gorzej. Ale jeśli koniec świata nastąpi, zanim skończę płacić składki na ubezpieczenie społeczne, wtedy naprawdę się wścieknę, długie lata czekam na emeryturę, niech to cholera… Życie nie jest uczciwe, prawda? A ciebie nie martwi koniec świata? – zapytała, podnosząc szczotkę.
– Martwi, oczywiście – odparła Norma. – Nie chcę, żeby to się stało akurat teraz, gdy do Ameryki wreszcie powraca odrobina stylu. Idź do Restoration Hardware albo do Pottery Barn, mają tam teraz eleganckie oryginalne rzeczy, i to tanie jak barszcz. Ja po prostu staram się nie martwić.
– Taa – mruknęła Tot. – Martwienie się nic nie daje. Verbena mówi, że nie martwi się ani trochę. Oczywiście myśli, że ulotni się tuż przed samym końcem świata, a my wszyscy usmażymy się jak frytki. Powiedziała, że jeśli kiedyś nie przyjdzie się uczesać, to będzie znaczyło, że została żywcem wzięta do nieba. Powiedziałam: „Wielkie dzięki, Verbena, gdybyś naprawdę była dobrą chrześcijanką, zaproponowałabyś przynajmniej podwózkę do nieba, zamiast zostawiać mnie na pewne usmażenie”.
– Co ona na to?
– Nic.
– Słuchaj, Tot, jeśli takie myślenie ją uszczęśliwia, niech sobie myśli. Zrezygnowałam z prób zrozumienia, dlaczego ludzie wierzą w to, w co wierzą. Popatrz na tych zamachowców samobójców, którzy wysadzają się w przekonaniu, że zbudzą się w raju i dostaną po siedemdziesiąt czy ileś tam dziewic.
– No cóż, mogą się wielce zdziwić, gdy po przebudzeniu stwierdzą, że są po prostu zwyczajnymi starymi trupami i wysadzili się na próżno. Jak to śpiewa Peggy Lee, „Czy to na pewno tam jest?”.
– Niestety, nikt nie wie, jak to jest z tym życiem po śmierci – powiedziała Norma.
Tot nagle przestała szczotkować jej włosy.
– Boże, mam nadzieję, że nie istnieje, już tego mam serdecznie dosyć. Ja po prostu chcę spać.
– Chyba nie mówisz poważnie. A gdybyś miała okazję znowu zobaczyć rodzinę?
– Do licha, nie, większości nie chciałam widzieć za życia.
Tot podniosła lakier „Clairol” w sprayu.
– Chcę wiedzieć, o co chodzi w życiu, to wszystko, bez czekania do śmierci, żeby się dowiedzieć – powiedziała, z wielkim zapałem spryskując włosy. – Czy żądam aż tak wiele?
Gdy skończyła, popatrzyła na fryzurę w wielkim lustrze, poprawiła parę loków, potem podała Normie ręczne lusterko i obróciła fotel, żeby mogła zobaczyć tył głowy.
– Proszę bardzo, kochana, śliczna jak malowanie!
Po wizycie w salonie piękności Norma odczuwała lekki niepokój, więc bardzo się ucieszyła, gdy zajrzała do Elner i zobaczyła ją uśmiechniętą od ucha do ucha. Weszła po schodkach na werandę i powiedziała:
– Wyglądasz dziś na bardzo zadowoloną.
– Bo jestem uradowana, skarbie. Uratowałam motyla! Przyszłam tu jakiś czas temu i zobaczyłam ślicznego motylka w pajęczynie. Udało mi się go uwolnić. Przykro mi, że pająk stracił lunch, ale motyle żyją tylko jeden dzień. Ten przynajmniej będzie miał resztę dnia.
Norma odkurzyła krzesło i usiadła.
– Jestem pewna, że będzie szczęśliwy.
– Czy wiedziałaś, że żółwie żyją sto pięćdziesiąt lat, a biedne motylki tylko jeden dzień? Życie nie wydaje się uczciwe, prawda?
– Prawda. Parę minut temu Tot powiedziała dokładnie to samo.
– O motylach?
– Nie, o życiu.
– Aha… skąd ten wniosek?
– Martwi się, że nie zdąży odejść na emeryturę przed końcem świata.
– Biedna Tot, jak gdyby nie miała dość zmartwień o te swoje dzieci. Co jeszcze mówiła?
– To, co zwykle, a poza tym jest wściekła, bo nie wie, o co chodzi w życiu.
Ciocia Elner parsknęła śmiechem.
– Ha, witamy w klubie, no bo kto wie? To jedno z tych pytań za milion dolarów, jak z kurą i jajkiem, nie sądzisz?
– Chyba tak.
– Poproś Tot, żeby dała mi znać, gdy się dowie – powiedziała Elner.
Nagle