działają irracjonalnie. Państwa demokratyczne są dużo bardziej rozsądne. Wynika to z możliwości – lub braku – weryfikowania decyzji przywódców państwowych. W państwie demokratycznym pozycja polityka zależy od zaufania wyborców, wspartych opinią autorytetów naukowych i moralnych. W państwie totalitarnym zależy ona wyłącznie od widzimisię wodza, układów koleżeńskich i łapówek płaconych na różne sposoby. Autorytety moralne można osadzić w obozie koncentracyjnym, a autorytety naukowe – wygnać z kraju.
Władze III Rzeszy obawiały się napaści sąsiadów. Nie zwracały uwagi ani na to, że Francja rozbudowała obronną linię Maginota, ani na to, że państwa demokratyczne nie rozpoczynają wojen przeciwko swoim europejskim sąsiadom. W Berlinie postanowiono zneutralizować zagrożenie wojenne. Za wszelką cenę, nawet za cenę wojny. Oczywiście rozwiązaniem najkorzystniejszym dla Niemców byłaby likwidacja systemu sojuszy stworzonych przez Francję i doprowadzenie do jej politycznego osamotnienia.
Kluczowym elementem była Rzeczpospolita. Nie tylko miała najpotężniejsze siły zbrojne w Europie Środkowej, ale była również politycznym zwornikiem w tej części kontynentu. Bez wsparcia Warszawy Rumunia, kolejna sojuszniczka Francuzów, nie miałaby szans na odparcie agresji Związku Sowieckiego. Gdyby zatem Niemcom udało się przekonać Polskę do porzucenia Paryża i związania się z Berlinem, do tego obozu przeszłaby również Rumunia. Podążyłyby za Polską również państwa bałtyckie związane z Wielką Brytanią: Łotwa oraz Estonia, a może i Finlandia. Przejście Rumunii na stronę niemiecką dawałoby Berlinowi możliwości wpływania na Bałkany – przede wszystkim na Jugosławię, również związaną z Francją. Gdyby tylko Polska zerwała sojusz z Francją i związała się z Niemcami, cały system wersalski w Europie Środkowej runąłby niczym domek z kart.
To nie abstrakcyjny Lebensraum, nie Gdańsk i nie eksterytorialna autostrada nad Pomorzem były stawką w grze, tylko Polska. Berlinowi zależało na tym, żeby ograniczyła ona swoje stosunki z Francją, a zintensyfikowała z Niemcami. Dlatego też najważniejszą propozycją złożoną Polakom było przedłużenie paktu o nieagresji na 25 lat oraz rozszerzenie go o klauzulę o wzajemnym konsultowaniu polityki zagranicznej.
Warto zwrócić uwagę, że sojusze rzadko noszą taką właśnie nazwę i z reguły ukryte są pod jakimś abstrakcyjnym mianem. Na przykład sojusz pomiędzy Polską a Francją nosił nazwę „Umowy francusko-polskiej”, po której podpisaniu następowały porozumienia gospodarcze i wojskowe. Z kolei pakt o nieagresji z Niemcami oficjalnie nazywał się „Deklaracją polsko-niemiecką o niestosowaniu przemocy z 26 stycznia 1934”.
Umowa obowiązująca 25 lat oznaczała najdłuższą z możliwych perspektyw czasowych. Po 25 latach, w 1964 roku, mało który z jej sygnatariuszy byłby jeszcze aktywny w polityce. W 1939 roku Polacy mieli więc podjąć decyzję dla przyszłych pokoleń, czy zawrzeć wieczystą umowę o sojuszu polsko-niemieckim.
Przedłużony na 25 lat pakt o nieagresji byłby bowiem – co oczywiste – sojuszem. Co więcej, sojuszem nierównoprawnym. Świadczy o tym naleganie Niemców na zawarcie w nowej umowie klauzuli o wzajemnym konsultowaniu polityki zagranicznej. Klauzula taka jest spotykana w porozumieniach międzypaństwowych, ale występuje w nich jako jeden z elementów świadczących o zaufaniu pomiędzy „wysokimi umawiającymi się stronami”, a nie jako główny postulat. Bardzo łatwo można wyobrazić sobie, jak wyglądałyby „wzajemne” konsultacje pomiędzy Niemcami a we wszystkim od nich zależną Polską.
Podpisanie sojuszu z III Rzeszą i zerwanie z Ligą Narodów i Francją oznaczałoby gospodarcze, wojskowe i polityczne uzależnienie Rzeczypospolitej od Niemiec. O tym, jak duża byłaby ta zależność, wspomnimy w jednym z kolejnych rozdziałów.
ROZDZIAŁ 9
Czy sojusz polsko-niemiecki był rozważany przez władze Rzeczypospolitej?
Władze polskie rozważały przyjęcie niemieckich propozycji i mogło się zdarzyć tak, że w 1939 roku Rzeczpospolita Polska stałaby się sojusznikiem Rzeszy Niemieckiej.
Mit ten narodził się stosunkowo niedawno, już w III Rzeczypospolitej. Pytanie, jak potoczyłyby się losy Polski, gdyby zgodziła się ona na niemieckie propozycje, z pewnością nurtowało historyków już od dawna, jednak w czasach PRL obowiązywała doktryna determinizmu i nie można było zajmować się historią alternatywną. Po upadku komunizmu powrócono więc do tych rozważań. Z tego względu pomysł współpracy polsko-niemieckiej przeciw ZSRS zyskał na wiarygodności: można odnieść wrażenie, że wynika on ze swobody badawczej nieskrępowanej przez totalitaryzm i wytyczne cenzury.
Uwadze autorów i czytelników umyka jednak jedna – ale bardzo istotna – rzecz: nikt w Warszawie nie rozważał takiego scenariusza!
Historia alternatywna jest specyficznym narzędziem, pozwalającym lepiej opisać przeszłość. Zadanie pytania: „Co by było, gdyby…?” umożliwia ocenę postępowania najważniejszych graczy. Historię alternatywną należy uprawiać jednak zgodnie z zasadami, z których najważniejsza dotyczy… realizmu. Jeśli w grę wchodzą wydarzenia nierealne – lądowanie kosmitów, użycie bomby atomowej w bitwie pod Grunwaldem czy przyjęcie propozycji Hitlera w roku 1939 – nie mamy do czynienia z historią, lecz z baśnią.
Racją stanu Rzeczypospolitej było zachowanie suwerenności. Sensem istnienia niepodległej Polski – od roku 1918 – była obrona niezależności państwowej. Polscy politycy i wojskowi – a także większa część społeczeństwa – pracowali tylko i wyłącznie nad osiągnięciem jednego celu: utrzymaniem suwerenności. Czynili tak przez wszystkie lata niepodległości, a wielu z istotnych aktorów sceny politycznej i wojskowej walczyło o nią wiele lat przed 1918 rokiem. To, że do osiągnięcia tego celu trzeba będzie stoczyć wojnę, było całkowicie zrozumiałe i akceptowane – przez polskich polityków, wojskowych, a także większą część społeczeństwa.
Dziś żyjemy w zupełnie innych czasach: pokoju i – w miarę powszechnej – szczęśliwości. Przeszłość oceniamy, wiedząc o tym, jak potoczyły się losy świata, zapominamy natomiast o ówczesnych realiach. Jeśli tak robimy, popełniamy błąd anachronizmu – wnioskowania niedopasowanego do ówczesnego świata.
Przyjęcie niemieckich propozycji oznaczało rezygnację z suwerenności, bankructwo idei stojących u podstaw bytu Rzeczypospolitej. Nikt takiej możliwości w 1939 roku nie rozważał.
ROZDZIAŁ 10
Sojusz z Niemcami byłby korzystny dla Polski?
Sojusz z Hitlerem byłby korzystny dla Polski. Nie doszłoby wówczas do wojny, a jeśli nawet, to Niemcy – wspólnie z Polską – zdołaliby pokonać wszystkich przeciwników. Nie doszłoby również do Holocaustu, a cała historia miałaby szczęśliwe zakończenie.
Z podobnymi twierdzeniami można się często spotkać, nawet u bardzo poważnych historyków. Wynikają one z błędnych przesłanek. Rozważanie alternatywnych możliwości historycznych jest bardzo istotnym narzędziem badawczym, ponieważ pozwala ocenić, czy podjęte decyzje były słuszne. W Polsce jednak przez wiele lat nie prowadzono takich rozważań. Dlaczego? Ponieważ polscy historycy byli – i wciąż niestety są – kształceni według zasad determinizmu historycznego, w którym nie ma miejsca na żadną alternatywę. Historia alternatywna była oficjalnie znienawidzona i zakazana, a nieoficjalnie – wyśmiewana. Polska nauka nie rozwinęła więc zasad dotyczących uprawiania historii alternatywnej i mało kto przyswoił je sobie, korzystając z materiałów zagranicznych.
Podstawową zasadą jest zakaz przyjmowania tej alternatywy historycznej, która najbardziej pasuje do postawionej tezy. Spójrzmy zatem, jak wygląda alternatywny świat tworzony przez zwolenników układu Ribbentrop–Beck. Sojusz polsko-niemiecki zostaje podpisany, Niemcy