babka zasłabła. Wybiegł i kogo zobaczył?
Cami.
Wkrótce potem wymknęła się w ogólnym zamieszaniu, ale przez cały dzień nie przestawał o niej myśleć. A gdy jego babka doszła do siebie, uparła się podziękować młodej damie, która jej pomogła.
Dziesięć lat temu, gdy cała rodzina opłakiwała śmierć jego dziadka, Dante nie odważył się pogorszyć sytuacji, ujawniając przekręt Fagana. To był jeden z powodów, dla których nie podał go do sądu – aby utrzymać babkę i resztę krewnych w nieświadomości co do finansowych kłopotów rodzinnej firmy. Zamiast tego harował w pocie czoła, by przywrócić jej świetność.
Z tego też powodu babka nie mogła wiedzieć, dlaczego nie wierzył w altruizm Cami. Nie mógł jej powiedzieć, że wolałby skręcić jej kark niż zaprosić ją obiad. Z drugiej strony, gdyby nie zgodził się jej odnaleźć, jego babka byłaby zdolna samodzielnie pójść szukać jej po mieście, narażając się na kolejny atak.
Dlatego następnego dnia odnalazł CV Cami i przyjechał pod wskazany adres. Wszedł po schodach zniszczonej kamienicy, zastanawiając się, jak to możliwe, że córka Fagana żyła w takich warunkach, i zapukał do drzwi.
I przepadł! Otworzyła, a jego pole widzenia wypełniła różowa bluzka na ramiączkach, dość kusa, by odsłonić jej dekolt, i dość cienka, by wyraźnie rysowały się pod nią piersi. Czerwone szorty podkreślały zgrabne uda, a kiedy się odwróciła, na widok jędrnych pośladków ślinka napłynęła mu do ust.
Cami z powrotem obróciła się do niego tak, że znów mógł oglądać ją w całej okazałości. Jej uroda była afrontem. Kłamstwem. Zły i sfrustrowany, patrzył, jak krzyżuje ramiona wokół pełnych piersi.
– Nie wiem, jak cię przekonać, że wczoraj nie miałam na myśli nic złego.
– Nie możesz. Mimo to noni chce, żebyś odwiedziła ją w hotelu. Nie w Taborze. W tym, w którym się zatrzymaliśmy.
Cami spojrzała na niego podejrzliwie.
– A ty przyjechałeś wybić mi to z głowy?
– Przyjechałem, żeby cię odwieźć. Ale to prawda, że nie chcę zostawiać jej sam na sam z tobą. Dlatego będę obecny podczas waszego spotkania.
– Ha ha. Bardzo zabawne… – zaczęła, ale umilkła, widząc powagę w jego oczach. Obróciła się i zaczęła wyjmować z piekarnika ostatnią partię babeczek.
– Szkoda, że nie poczekałeś do poniedziałku. Już by mnie tu nie było. Powiedz, że wyjechałam.
Dante obserwował ją bez słowa. Pieczenie babeczek: cóż za swojska, domowa czynność. Ani trochę nie pasowała do tego, jak wyobrażał sobie jej rodzinę: opływającą w luksusy, żerującą na jego własnym pomyśle i ciężkiej pracy. Nic w niej nie odpowiadało portretowi typowego Fagana w jego umyśle. No, prawie nic…
– W odróżnieniu od ciebie, ja nie okłamuję innych ludzi, zwłaszcza moich bliskich.
– Kochasz wbijać mi szpile, co? Kiedy niby cię okłamałam?
Na przykład wtedy, kiedy próbowała mu wmówić, że spłaca dług ojca.
– Nieważne. Nie przyszedłem tu po to, żeby rozdrapywać stare rany. Jestem ponad to.
– Doprawdy? – prychnęła Cami. – To dlaczego mnie zwolniłeś, nie dając mi nawet szansy? Dlaczego powiedziałeś, że to dobrze, że mój ojciec nie żyje? Moja matka zginęła w tym samym wypadku. Czyżby ta informacja też miała sprawić ci radość? – głos załamał jej się lekko.
Dante chciał ją zbyć. Chciał uznać, że dramatyzuje; dowieść, że nie tak łatwo go rozkleić. Mimo to coś ścisnęło go w piersi. Co by nie mówić, utrata rodziców była ogromnym ciosem, na który nie mógł pozostać zupełnie obojętny.
– Nie powinienem był tego powiedzieć – przyznał.
– Nie – zgodziła się Cami. – Nie powinieneś.
Ależ ona miała tupet!
Zgarnęła tacę i szpatułkę i włożyła je do zlewu. Jej brązowe włosy znów wysunęły się z niedbałego kucyka, opadając wokół twarzy w luźnych lokach. Nadało to jej twarzy delikatny, niemal bezbronny wyraz. Dante powtarzał sobie, że to tylko złudzenie. Smutna? Być może. Bezbronna? Na pewno nie. Faganowie zawsze spadali na cztery łapy.
– Słuchaj – powiedział, nieco wytrącony z równowagi. – To miło z twojej strony, że pomogłaś mojej babci, ale nie oddam ci pracy, jeśli o to ci chodziło.
Cami poderwała głowę.
– To był zwykły zbieg okoliczności! – Wrzuciła kilka babeczek do papierowej torebki i podała mu ją. – Masz. Powiedz, że się cieszę, że lepiej się czuje. – Jej ręka wyraźnie drżała.
Dante zignorował podarunek.
– Chce, żebyś przyszła na obiad.
– Mam już plany – skłamała Cami i odłożyła torebkę na blat.
– Nie chcę o tym słyszeć. Załóż jakąś przyzwoitą sukienkę i miejmy to już za sobą.
– Już spakowałam wszystkie sukienki.
– Sugerujesz, że powinienem kupić ci nową? – prychnął ironicznie Dante. Choć, gdyby się nad tym zastanowić, jędrny tyłeczek Cami wyglądałby całkiem nieźle w ołówkowej spódnicy…
– Nie – odparła krótko, przywracając go do rzeczywistości. W jej głosie pobrzmiewała niechęć. Czyżby próbowała udawać urażoną?
– W takim razie czego ode mnie chcesz? Czegoś na pewno.
– A ty masz paranoję. Choć nie, właściwie masz rację. Chcę, żebyś przyznał, że co miesiąc przelewam ci pieniądze.
– Jakie pieniądze?
– Jesteś taki bogaty, że nawet nie zauważyłeś? – Cami minęła go i z rozmachem otworzyła szufladę stojącego pod ścianą biurka. Po chwili zatrzasnęła ją z powrotem. – Hm, zapomniałam, że jest u mojego brata. Facet nazywa się Bernardo, nie pamiętam nazwiska.
– Co jest u twojego brata?
– List! Potwierdzający, że spłacam dług.
– W takim razie dobrze się składa, że nie możesz mi go pokazać.
– Boże, jesteś taki arogancki.
Dante wzruszył ramionami. Słyszał to wiele razy. Po tym, co się stało, odzyskanie wiary w siebie było najtrudniejszym zadaniem. Kwestionował swoją zdolność oceniania ludzi i podejmowania właściwej decyzji, co niemal uniemożliwiło mu dalszą pracę. Doprowadzony do ostateczności, nie miał innego wyboru, jak zaufać swojemu instynktowi. Po latach ciężkiej pracy wyprowadził rodzinną firmę na spokojne wody – i nigdy więcej w siebie nie zwątpił.
– Zostawmy te gierki. Wiem, że masz co do mnie ukryte zamiary. Jakie?
– Nie mam! Naprawdę nie mam. Starałam się o pracę, a ty mi ją odebrałeś. Potem pomogłam miłej starszej pani, która okazała się twoją babcią. A teraz muszę się wyprowadzić i jakoś stanąć na nogi. Znowu.
Dante pokręcił głową.
– Wyglądasz, jakbyś mówiła prawdę, ale twój ojciec też nigdy nie dał mi powodów do podejrzeń. To chyba u was rodzinne. – Powiedziawszy to, całkiem otwarcie otaksował ją spojrzeniem. – Oczywiście, nie miał takich możliwości odwracania uwagi jak ty.
Cami zaczerwieniła się gwałtownie.
– Skąd