Jego uczestnikami byli pacjenci cierpiący na chroniczne schorzenia niepoddające się typowym terapiom medycznym, w związku z czym trafiali w ślepe zaułki systemu opieki zdrowotnej. Program MBSR miał być kołem ratunkowym dla pacjentów, którzy utknęli w lukach systemu, i skłonić ich do aktywnego wysiłku zmierzającego do odzyskania zdrowia i dobrego samopoczucia. W zamyśle MBSR nie miał być nową formą leczenia ani terapii. Miał być raczej samokształceniową procedurą z zakresu publicznej opieki zdrowotnej, która z biegiem czasu, dzięki rosnącej frekwencji, będzie miała potencjał wpłynięcia na ogólną poprawę stanu zdrowia i samopoczucia większości społeczeństwa. W pewnym sensie uczyliśmy uczestników naszych warsztatów, jak współpracować z lekarzami i personelem szpitala dzięki uruchomieniu poprzez uważność ich własnych wewnętrznych zasobów i zdolności. Pokazywaliśmy im, że gdy nauczą się lepiej troszczyć o siebie i przyswoją nowe sposoby radzenia sobie ze stresem, bólem i różnymi przewlekłymi dolegliwościami, mogą kontynuować leczenie poza szpitalem albo przynajmniej bywać w nim rzadziej.
Chcieliśmy się przekonać i w miarę możliwości starannie udokumentować, czy praktyki medytacyjne skupione na uważności, ćwiczone regularnie w ciągu ośmiotygodniowego programu, czterdzieści pięć minut dziennie przez sześć dni w tygodniu, będą miały istotny wpływ na jakość życia, zdrowie i samopoczucie uczestników. W większości przypadków od samego początku nie ulegało wątpliwości, że taki wpływ istniał. W ciągu tych ośmiu tygodni sami widzieliśmy zmiany zachodzące w uczestnikach, którzy chętnie opowiadali o swoich przeżyciach, a zbierane przez nas dane potwierdzały charakter zmian.
W roku 1982 zaczęliśmy publikować artykuły o naszych odkryciach w czasopismach medycznych. W ciągu kilku kolejnych lat znaczny już zasób wiedzy o wpływie uważności zwiększył się jeszcze bardziej dzięki coraz szczegółowszym badaniom innych naukowców i klinicystów.
Dziś mamy do czynienia z rozkwitem badań nad uważnością i jej potencjalnymi zastosowaniami w medycynie, psychologii, neuronauce i wielu innych dziedzinach. To niezwykłe, ponieważ oznacza zetknięcie dwóch nurtów ludzkiej wiedzy, które nigdy dotąd się nie spotkały: medycyny i nauki oraz starożytnych praktyk kontemplacyjnych.
Gdy w styczniu 2005 roku Coming to Our Senses pojawiło się w księgarniach, w piśmiennictwie medycznym i naukowym istniały tylko 143 artykuły zawierające w tytule słowo „uważność”. To niecałe cztery procent 3737 tekstów opublikowanych na temat uważności w roku 2017. Z czasem w medycynie i nauce wyłonił się cały obszar badań nad wpływem uważności, począwszy od tego, jak oddziałuje ona na nadzwyczajne zdolności adaptacyjne mózgu (zwane neuroplastycznością), na geny i ich regulację (tak zwana epigenetyka), na telomery i w takim razie na biologiczny proces starzenia się, na myśli i emocje (zwłaszcza w odniesieniu do depresji, stanów lękowych i uzależnień) oraz na życie rodzinne, zawodowe i społeczne.
Wspomniałem już wcześniej, że Medytacja to nie to, co myślisz została pierwotnie opublikowana w 2005 roku jako część obszerniejszej książki zatytułowanej Coming to Our Senses. Zważywszy na to, co w ciągu minionych lat wydarzyło się w świecie uważności, pomyślałem, iż dla nowego pokolenia odbiorców warto podzielić tę książkę na cztery mniejsze tomy. Domyślam się, że Czytelnika trzymającego w ręku pierwszy z nich, zainteresowanego ogólnie medytacją, uważność zaciekawiła w szczególności. Jednak jeśli nawet do lektury nie skłoniła nas wielka ciekawość, a myśl o włączeniu medytacji w nasze życie napawa nas lękiem – bo będzie to kolejna rzecz, którą musimy zrobić, która pochłonie czas, bo nie jesteśmy pewni, jak przyjmą to nasi bliscy i przyjaciele, albo nawet sama myśl o formalnej medytacji nas odstręcza, wydaje się nierealna i niepraktyczna – to żaden problem, ponieważ medytacja, a zwłaszcza medytacja uważności, to naprawdę nie to, co myślisz.
Medytacja może zmienić nasz stosunek do myślenia. Może pomóc zaprzyjaźnić się z nim jako jedną z naszych zdolności, ale właśnie tylko jedną z wielu różnych rodzajów inteligencji, które posiadamy i z których możemy zrobić użytek, zamiast w nich ugrzęznąć, tak jak często grzęźniemy w myśleniu, gdy zapominamy, że jest ono tylko ciągiem zdarzeń w polu świadomości, a nie prawdą samą w sobie. Można więc powiedzieć, że książka ta kompleksowo opowiada o tym, czym jest uważność i dlaczego warto ją praktykować.
Kolejna pozycja w tej serii, Obudź się, przedstawia szczegółowo, jak systematycznie pielęgnować uważność w życiu codziennym. Uzdrawiająca i przeobrażająca moc uważności tkwi bowiem w samym jej praktykowaniu. Uważność nie jest techniką. Jest sposobem bycia w mądrej relacji do całości naszych zewnętrznych i wewnętrznych doświadczeń. To oznacza, że wszystkie nasze zmysły – a jak się przekonamy, jest ich więcej niż pięć – odgrywają w tym procesie ogromną, kluczową rolę. Zatem druga książka zajmuje się szczegółowo tym, jak pogłębiać uważność zarówno w postaci formalnej praktyki, jak i jako sposób czystego bycia.
Trzeci tom, Uzdrawiająca moc uważności, opowiada tak naprawdę o tym, czego możemy oczekiwać od uważności. Przedstawia zatem potencjalne korzyści płynące z praktykowania uważności z bardzo szerokiej perspektywy, między innymi uwzględniając dwa badania, w których brałem udział. Nie opisuję w pełni wszystkich wyników nowych badań naukowych, które pojawiły się po 2005 roku. To byłoby zbyt obszerne zadanie, nie mówiąc o tym, że kolejne dane napływają każdego dnia. Najważniejsze trendy podsumowałem jednak w przedmowie do tego tomu, opatrując ją przypisami do książek opowiadających o najbardziej interesujących nowych badaniach.
Poza dokonaniami nauki trzeci tom odwołuje się do pewnego piękna i poezji nieodłącznie związanych z całą paletą punktów widzenia i kontekstów, które mogą okazać się niezwykle pouczające i uzdrawiające. Część z nich opiera się na tradycjach medytacyjnych, zwłaszcza na zen, vipassanie, dzogczen i hatha jodze, które stanowiły dla mnie wielką inspirację i skłoniły mnie do włączenia uważności we własne życie, gdy miałem dwadzieścia jeden lat. Wszystkie te tradycje podkreślają wartość ucieleśnionej przytomności oraz wartość wielokierunkowych sieci powiązań, której z natury jesteśmy częścią. Ich imponujące poglądy, wnikliwość i praktyki były przechowywane dla nas przez całe stulecia. Są przykładem nadzwyczajnej ludzkiej linii przekazu, która jest żywa i rozkwita.
Czwarta pozycja, Uważność dla wszystkich, mówi o urzeczywistnieniu uważności w naszym własnym życiu – w tym sensie, że być może stanie się ona w nim realną siłą oraz ucieleśnimy ją na własny sposób najlepiej, jak potrafimy, nie jako jednostki, lecz jako istoty przynależne do ludzkiej rodziny. Tekst nie skupia się już na indywidualnej praktyce, lecz na społeczeństwie i na tym, czego przez ostatnie czterdzieści lat nauczyliśmy się w medycynie oraz przez kilka tysięcy lat w tradycjach kontemplacyjnych, a co w tym momencie historii naszej planety może stanowić kluczową wartość dla gatunku Homo sapiens sapiens. Uważność dla wszystkich odwołuje się także do potencjału każdego z nas jako wyjątkowej żywej, oddychającej istoty oraz do potencjału miejsca, które zajmujemy w świecie, gdy zadomowimy się we własnej przyrodzonej zdolności do przebudzenia i zaczniemy czerpać z kreatywności, szczodrości, troski, swobody oraz mądrości, które naturalnie się wówczas pojawiają. Ostatni tom odnosi się zatem nie tylko do spełnienia jednostki, lecz także porusza kwestię społecznego i ogólnoludzkiego przebudzenia, które uwolni pełny potencjał człowieka.
Mam nadzieję, że te cztery tomy wprowadzą nowe pokolenie Czytelników w arkana ponadczasowej mocy uważności i rozmaite sposoby jej opisywania, pielęgnowania i stosowania w świecie, który nas otacza. Co więcej, jestem przekonany, że kolejne pokolenia będą korzystały z wielu nowych zastosowań uważności odpowiednich dla pojawiających się wyzwań. Trzeba wśród nich wymienić świadomość globalnego ocieplenia, nieakceptowalne ofiary i inne niszczycielskie skutki wojen, zinstytucjonalizowaną niesprawiedliwość