A Marysia była już dorosła.
– Tamara, długo jeszcze? – Usłyszała tym razem wołanie Łukasza.
– Już schodzimy – odpowiedziała. A potem zwróciła się do córeczki: – Tata się niepokoi. Pewnie babcia siedzi przy stole i nie może się nas doczekać.
Spojrzała w błękitne oczy Różyczki i pomyślała o wielkim stole w dworku, przy którym zasiądą wieczorem. Przyjedzie Marysia, będzie rodzina i przyjaciele.
To twoje pierwsze Boże Narodzenie – pomyślała, poprawiając córeczce kaftanik. – I podobnie jak Marysia, nie będziesz go pamiętać. Tamto sprzed lat było może niezbyt udane, ale dla mnie ważne, bo spędzone z małą córeczką. Tym razem spędzę je z dwiema.
Wzięła malutką na ręce i stanęła u szczytu schodów. Spojrzała w dół i napotkała wzrok Łukasza, który czekał na nie w salonie.
Tym razem jestem pewna, że to będą piękne święta – pomyślała i uśmiechnęła się do mężczyzny. – Dokładnie takie, o jakich marzyłam.
EWA
– Dlaczego tak mi się przyglądasz? – Adam sięgnął po koszulę wiszącą na oparciu krzesła. – Przecież sama powiedziałaś, że powinienem przystrzyc brodę. Nie podoba ci się teraz?
– Podoba, podoba. – Kobieta machnęła ręką.
– Gdy mówisz takim tonem, wcale nie mam pewności. – Uśmiechnął się. – Niestety, już nic na to nie poradzę. A ostrzegałem, że wydłużyć się potem nie da. Mogę ewentualnie ogolić całkiem, chociaż nie wiem, czy sam to zniosę. Noszę zarost od czterdziestu lat i chyba zdążyłem się do niego przyzwyczaić.
– Absolutnie nie zgadzam się na żadne golenie! – zaprotestowała stanowczo. – Nie wyobrażam sobie ciebie bez brody.
– Naprawdę? Jak to możliwe?
– Nie rozumiem? – Zdziwiła się. – Przecież miałeś ją, kiedy spotkaliśmy się u Róży.
– Owszem, ale chyba przez te wszystkie lata, gdy się nie widzieliśmy, musiałaś wspominać mnie bez zarostu. Przecież kiedy wyjeżdżałaś, miałem niecałe siedemnaście lat i nawet niezbyt często musiałem się golić…
Rzeczywiście, miał rację. Pamiętała to doskonale.
Stała przed lustrem i starała się odplątać kosmyk włosów z papierowego papilota.
– Poczekaj, pomogę. – Róża podeszła i uwolniła jasne włosy z niesfornego papierka.
– Jejku, nie tak to miało wyglądać! – Ewa zmarszczyła brwi. – Myślałam, że zakręci się w drugą stronę.
– Jest bardzo ładnie – zapewniła kobieta. – Taki niesforny kosmyk opadający na czoło. Wygląda uroczo.
– Niesforny! – Ewa oburzyła się. – Nie chcę niczego takiego. Ma być elegancko.
Zgarnęła wszystkie włosy i zaczesała je gładko do tyłu, a potem spojrzała krytycznie na swoje odbicie.
– Teraz dobrze – stwierdziła z przekonaniem.
– Bardzo poważnie – odezwał się mężczyzna siedzący przy stole.
– I o to mi chodzi – zapewniła dziewczyna. – Chcę wyglądać dorośle.
– Nie masz się co tak spieszyć do tej dorosłości. – Róża westchnęła. – Wcale nie jest taka wesoła, jak by się mogło wydawać.
– Tak, wszyscy dorośli tak mówią. A ja już się nie mogę doczekać, żeby móc sama o sobie decydować.
– Doczekasz się, Ewuniu, doczekasz. I jeszcze nieraz potem pomyślisz, że wolałabyś, żeby ktoś ci powiedział, co masz zrobić. Dorosłość to odpowiedzialność, a ona bywa trudna.
– E, tam. Jak się wie, czego się chce, to chyba nie może być trudne. – Ewa wzruszyła ramionami. – Ciociu, a pożyczysz mi swoją chustkę? Tę w kwiaty.
– A po co ci ona? Masz przecież swoją.
– Moja jest niebieska, taka niepoważna. – Ewa wydęła wargi.
– W sam raz dla takiej panienki jak ty – wtrącił znowu mężczyzna.
– W sam raz to była może rok temu. Teraz jestem już starsza.
– Dobrze, pożyczę. – Róża uśmiechnęła się. – Tylko na kiedy ją chcesz?
– Na dzisiaj oczywiście. – Spojrzała ze zdziwieniem na kobietę.
– A dokąd to się, dziecko, wybierasz w Wigilię? – zainteresował się słowami dziewczyny mężczyzna. – Przecie w taki dzień to się w domu ze swoimi siedzi.
– A pasterka? – przypomniała Ewa.
– Na pasterkę tak się stroisz? A dla kogo to? – dopytywał gospodarz. – W kościele skromność się ceni, a nie próżność.
Dziewczyna spuściła wzrok.
– Oj, gdzie tam ona próżna. – Róża wzięła ją w obronę. – Wcale nas o nowe sukienki nie prosi. Jak jej sama nie kupię, to mogłaby w jednej chodzić. A że chustkę chce doroślejszą nosić, to nic dziwnego. Taka jest już kolej rzeczy. – Uśmiechnęła się do Ewy. – Weź sobie ją nawet na zawsze. Ja mogę w niebieskiej chodzić, bardzo lubię ten kolor i do oczu mi będzie pasował.
– Naprawdę? – Dziewczyna szczerze się ucieszyła. – Dziękuję, ciociu! – Pocałowała kobietę w policzek. – To wspaniały prezent! Będę miała piękne święta!
– Ot, baby jak sroki. – Mężczyzna pokręcił głową i podniósł się zza stołu. – A do zwierząt zajrzeć nie ma komu.
– Ja przecież od rana przy kuchni stoję – wyjaśniła Róża. – Wieczerzę przygotowuję. Idź ty, bardzo cię proszę.
– A co ja robię? – odpowiedział spokojnie. – Tylko nim wrócę, to żebyście już ustaliły, która w jakiej spódnicy na pasterkę pójdzie, bo mnie to wcale nie ciekawi. – Uśmiechnął się pod wąsem i wyszedł z domku.
– Ewuniu, a powiesz mi, dla którego ty chłopca chcesz tak dorośle wyglądać? – zapytała Róża, gdy za mężczyzną zamknęły się drzwi.
– Dla żadnego! – zaprzeczyła gwałtownie Ewa, ale poczuła, że się rumieni. – Tak po prostu – dodała, chociaż już mniej pewnym tonem.
– Przecież siłą z ciebie odpowiedzi nie wyduszę – powiedziała z uśmiechem Róża. – Ale swoje wiem.
– Ciociu, a czy ja mogę z koleżankami iść? Czy muszę z wami?
– Sama nie wiem… – Róża pokręciła głową. – Masz dopiero piętnaście lat, a to przecież noc ciemna…
– Proszę! – Dziewczyna złożyła ręce w błagalnym geście. – Przecież wszyscy będą szli, to co mi się może stać? Ja cioci w kuchni pomogę. Zaraz grzyby na farsz pokroję, a potem będę lepić pierogi. I mak mogę ucierać. Zrobię cokolwiek, co mi ciocia każe!
– O, widzisz ją! – Kobieta roześmiała się. – Jaka pomocnica się nagle znalazła. – Popatrzyła w oczy dziewczyny i poklepała ją po policzku. – Dobrze, Ewuniu, pójdziesz z koleżankami. Tylko musisz mi obiecać, że będziesz na siebie uważać i nic nierozsądnego nie zrobisz.
– A czy ja kiedyś byłam nierozsądna? – Ewa zrobiła urażoną minę.
–