Lisa Kleypas

Buntowniczka


Скачать книгу

na chwilę, dopóki ich związku nie przypieczętuje ślub. Wiedział, że musi ją trzymać przy sobie, aby nie znalazła się znów pod wpływem Devona. Jakkolwiek Rhys był przekonany, że Helen szczerze pragnie go poślubić, uważał, że ciągle za mało trzyma się ziemi i zbytnio ulega wpływom. Rodzina może próbować wyrwać ją spod jego władzy. Dzięki Bogu ma jeszcze czas, żeby naprawić swój błąd.

      Energicznym krokiem przeszedł do znajdującego się obok gabinetu i zadzwonił po lokaja.

      Kiedy mężczyzna się zjawił, Rhys miał już gotowy list.

      − Pan mnie wzywał, panie Winterborne? – George, bystry młody mężczyzna, był świetnie wyszkolony i został mu polecony przez jeden z arystokratycznych rodów. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna rodziny sprawiła, że z żalem musieli zrezygnować z części służby, na czym skorzystał Rhys. W czasach, kiedy wiele herbowych rodów przestawało sobie radzić w szybko zmieniającym się świecie, Rhys miał luksusową sytuację i mógł przebierać w wykwalifikowanych kadrach, na które tamtych nie było już stać. Zwykle wybierał młodych i obiecujących albo starszych, lecz bardzo doświadczonych.

      Gestem zaprosił lokaja, żeby podszedł do biurka.

      − George, zanieś ten list do mojego sekretariatu i daj go pani Fernsby. Zaczekaj, aż zgromadzi rzeczy, o które proszę, i nie dalej niż za pół godziny dostarcz mi je tutaj.

      − Tak jest, proszę pana.

      Lokaj ulotnił się w ułamku sekundy. Rhys uśmiechem skwitował jego szybkość. Nie było tajemnicą, że zarówno w jego domu, jak i w firmie rozkazy trzeba było wypełniać błyskawicznie i z entuzjazmem.

      Wkrótce otrzymał swoje zamówienie, zapakowane w eleganckie, kremowe pudła. Naszykował kąpiel dla Helen, a potem zebrał jej rozrzucone ubrania i spinki do włosów.

      Usiadł na brzegu łóżka i pogładził policzek ukochanej. Obserwując, jak się budzi z głębokiego snu, po raz kolejny uległ fali czułości, która zagarnęła go nagle, z niemal bolesną intensywnością.

      Helen otworzyła oczy. Przez chwilę nie mogła skojarzyć, gdzie jest i dlaczego widzi tego mężczyznę. Kiedy sobie przypomniała, popatrzyła na niego niepewnie. Rhys był zachwycony, kiedy znów zobaczył jej nieśmiały uśmiech.

      Przyciągnął ją do siebie i poszukał ustami jej ust. Kiedy pieszczotliwie przesunął dłonią po jej nagich plecach, poczuł gęsią skórkę.

      − Czy masz ochotę na kąpiel? – szepnął.

      − A mogę?

      − Jest już gotowa. – Sięgnął i podał jej szlafrok, który wisiał w nogach łóżka – kimono wiązane z przodu.

      Helen stanęła na dywanie i pozwoliła, żeby je na nią włożył. Wstydliwie kuliła się pod jego wzrokiem. Rhys, ujęty jej skromnością, zawiązał kimono, a potem podwinął przydługie rękawy. Dół szlafroka ciągnął się po podłodze.

      − Nie musisz się wstydzić – powiedział. – Oddałbym duszę, żeby zawsze widzieć cię nagą, nawet kiedy jesteś ubrana.

      − Nie żartuj sobie.

      − Z twojej nagości? Wcale nie żartowałem!

      − Ze swojej duszy – wyjaśniła z powagą. – Jest zbyt ważna.

      Uśmiechnął się i skradł jej kolejny pocałunek. Następnie ujął Helen za rękę i zaprowadził do łazienki, wyłożonej płytkami z białego onyksu. Górną połowę ścian osłaniała mahoniowa boazeria. Przy jednej z nich znajdowała się owalna francuska wanna; o pochyłe ściany na jej końcach można było się wygodnie oprzeć. Obok stała przeszklona serwantka, w której ułożono stosy białych ręczników.

      Rhys wskazał gestem niewielką mahoniową toaletkę i rzekł:

      − Kazałem przysłać parę rzeczy ze sklepu.

      Helen podeszła bliżej i zobaczyła stojak ze szpilami do włosów, komplet czarnych grzebieni, szczotkę w emaliowanej oprawie, kolekcję pachnących mydeł, zapakowanych w ręcznie malowany papier, oraz wybór perfumowanych olejków.

      − Na co dzień będzie ci usługiwała pokojówka – rzucił Rhys, patrząc, jak Helen upina włosy na czubku głowy.

      − Sama sobie poradzę. – Jej policzki zaczerwieniły się lekko, kiedy spojrzała na wysoką krawędź wanny. – Ale chyba będę potrzebowała pomocy przy wejściu do wanny i wyjściu z niej.

      − Do twoich usług – zaoferował ochoczo.

      Ciągle się czerwieniąc, Helen odwróciła się do niego tyłem i zsunęła szlafrok z ramion. Rhys zdjął go z niej i omal nie upuścił na podłogę, kiedy zobaczył smukłe plecy i kształtną pupę. Podał jej rękę, pomagając wejść do wanny. Każdy ruch Helen był ostrożny i zarazem pełen gracji, jak u kota, który stąpa po nieznanym gruncie. Zanurzyła się w parującej wodzie z nadzieją, że kąpiel złagodzi wewnętrzne pieczenie i kłucie.

      − Twoje wnętrze jest podrażnione – powiedział z troską Rhys, przypominając sobie, jak delikatne i ciasne było wejście do jej ciała.

      − Tylko trochę. – Długie rzęsy uniosły się. – Czy mogę mydło?

      Odpakował kostkę miodowego mydła i podał go Helen razem z gąbką, z pożądaniem wpatrując się w różowy zarys kobiecego ciała, majaczący pod wodą. Namydliła gąbkę, po czym zaczęła mydlić barki i szyję.

      − Czuję ulgę – wyznała. – Teraz, kiedy już wszystko jest jasne.

      Rhys usiadł na krześle przy toaletce.

      − Dobrze, że to powiedziałaś, bo musimy porozmawiać – rzekł. – Kiedy spałaś, zastanawiałem się nad sytuacją i na nowo przemyślałem nasz związek. Widzisz… − Urwał, bo zobaczył przerażone spojrzenie wielkich oczu w nagle pobladłej twarzy. Pojął, że Helen musiała go źle zrozumieć, więc gruchnął na kolana. – Nie, nie, nie o to chodzi – zapewnił skwapliwie i sięgnął do niej, nie zważając, że moczy rękaw koszuli i kamizelkę. – Jesteś moja, cariad. A ja jestem twój. I nigdy… Iesu Mawr, nie patrz tak na mnie! – Przyciągnął Helen do krawędzi wanny i obsypał pocałunkami jej gładką, mokrą skórę. – Chciałem tylko powiedzieć, że nie mogę się ciebie doczekać. Dlatego musimy uciec razem. Powinienem to powiedzieć na początku, ale wybacz, myśli mi się mącą. – Dopadł ustami jej ust i całował, aż poczuł, że uchodzi z niej napięcie.

      Kiedy skończył, Helen odsunęła się i popatrzyła na niego oszołomiona. Jej policzki lśniły od wody, a długie rzęsy były zlepione wilgocią.

      − Dzisiaj?

      − Tak. Zaraz wszystko przygotuję. O nic nie musisz się martwić. Każę pani Fernsby spakować dla ciebie walizkę. Pojedziemy do Glasgow pociągiem, moją prywatną salonką. Jest tam przedział sypialny z dużym łóżkiem…

      − Rhys. – Smukłe palce, pachnące mydłem, zamknęły mu usta. Helen wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Nie ma potrzeby myśleć o innych planach. Przecież nic się nie zmieniło.

      − Wszystko się zmieniło – odpowiedział zbyt gwałtownie. Przełknął z wysiłkiem i złagodził ton: – Wyjeżdżamy dziś po południu. Tak będzie najlepiej. To nam rozwiąże przynajmniej jeden problem.

      Helen pokręciła głową.

      − Nie mogę zostawić moich sióstr samych w Londynie.

      − Przecież mieszkają w domu pełnym służby. A Trenear wkrótce wróci.

      − Owszem, jutro. Ale bliźniaczek nie można zostawić samych do tego czasu. Przecież wiesz, jakie one są!