wydał wszystko do ostatniego grosza.
Kiedy miał osiemnaście lat, wyposażony w kwotę stu gwinei, udał się statkiem do Ameryki. Życie nauczyło go, że trzeba chwytać okazję, jak tylko się nadarza. Nic nie było mu dane, jednak ryzykowne lokowanie pieniędzy w szeregu inwestycji opłaciło się. Niczym król Midas wszystko, czego się tknął, zamieniał w złoto, po trzynastu latach stał się prawdziwym krezusem i przestał oglądać się wstecz.
Choć zdenerwował się niesmaczną aferą związaną ze szwagrem, która zakłóciła jego unormowany rytm życia zawodowego, był pod wrażeniem przenikliwości i inteligencji tej młodej kobiety i zdziwiony, że nie przejrzała podstępnej gry Henry’ego. Im dłużej przebywał w jej towarzystwie, tym bardziej go intrygowała. Miała swobodę bycia, pewność siebie i wytworność kłócącą się z jej pochodzeniem. Ujęła go pogodnym uśmiechem, szczerym spojrzeniem i naturalnością. Słuchając jej, miło spędzał czas.
Opowiedziała mu, jak w wieku trzynastu lat poszła do terminu i zyskała gruntowną wiedzę na temat tkanin i dodatków krawieckich. Jak uczyła się projektowania ubiorów dla pań i zainspirowana nowo zdobytą wiedzą i własnymi pomysłami, robiła sobie duże nadzieje na przyszłość. Powiedziała mu, że ma odłożoną niewielką sumę na czarną godzinę, a kiedy zaoszczędzi dostatecznie dużo, zrealizuje nadzieje, które pokładała w niej matka. Wreszcie, skończywszy mówić, popatrzyła na niego i westchnęła.
– Przepraszam. Nie chciałam tak się rozgadać. Musi się pan zastanawiać, jak mogę mówić z takim entuzjazmem o swojej pracy po tym, jak mnie potraktował Henry. Obiecywał, że wszystkie moje nadzieje i marzenia zostaną spełnione, gdy tylko dopłyniemy do Ameryki. Cóż, to już nie nastąpi, ale nie pozwolę, żeby to, co mi zrobił, zniweczyło moje nadzieje na przyszłość. Nie mogę uwierzyć, jak mogłam tak dać się oszukać.
– Nie? Miłość jest ślepa.
– Miłość? – Aż się roześmiała na absurdalność takiego stwierdzenia, równie humorystycznego, co gorzkiego. – O nie, to nie była miłość. Pochlebiało mi, że mężczyzna o takiej pozycji i uroku osobistym, obdarzony radosnym uśmiechem i niefrasobliwym podejściem do życia, poświęca mi tyle uwagi.
– A więc nie kochała go pani? – Alex poczuł dziwną ulgę na to wyznanie, ale jeszcze raz coś ledwo wyczuwalnego w jej zachowaniu kazało mu pomyśleć, że być może jest inna przyczyna, dla której tak ochoczo przyjęła oświadczyny Henry’ego. Może chciała od czegoś uciec i skorzystała z okazji. W końcu przyznała, że nie kochała Henry’ego. A więc czym się kierowała, akceptując jego propozycję?
– Jak można zdefiniować miłość? – powiedziała Lydia, nawiązując do jego pytania. – Dla mnie była to zawsze jedna z największych tajemnic życia. Jak można to racjonalnie wyjaśnić? To tak, jakby próbować wytłumaczyć, dlaczego słońce świeci, dlaczego ziemia się obraca i dlaczego księżyc kontroluje pływy.
– Te zjawiska, które pani wymieniła, są dla mnie racjonalne – roześmiał się Alex. – Zostały nam dane przez naturę.
– To następna sprawa. Jak wyjaśnić naturę.
– To, co pani mówi, brzmi bardzo cynicznie, panno Brook – zauważył Alex. – Miłość nie potrzebuje wyjaśnienia, nieprawdaż? Miłość, jak mi mówiono, to coś, co rodzi się spontanicznie i wzmaga z upływem czasu. Nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego to się zdarza, możemy jedynie opisać, jak to się dzieje.
– I kto teraz jest cyniczny? – Lydia uśmiechnęła się, słysząc jego przekorny ton.
– Punkt dla pani, panno Brook. Proszę mi powiedzieć, dlaczego chce pani wrócić do pracy u Alistaira, skoro nie czuła się tam pani szczęśliwa?
– Szczęśliwa? – Podniosła na niego wzrok. – Myślę, że świat nie ma zbyt wiele do zaoferowania w dziedzinie szczęścia – odpowiedziała bardziej sobie niż jemu. – Bo w tym naszym świecie jest zbyt dużo żalu i bólu.
– Domyślam się, że pani zaznała i jednego, i drugiego. – Spojrzał na nią ponad stołem. – Właśnie mi pani powiedziała, że nie kocha Henry’ego, co wydało mi się dziwne, zważywszy na to, że zgodziła się pani go poślubić. Dlaczego, pytam siebie, kobieta, która jest piękna i inteligentna, to robi. Chyba że chce od czegoś uciec?
– Co skłania pana do takich przypuszczeń? – Rzuciła mu ostre spojrzenie.
– To tylko podejrzenie, ale chyba mam rację, prawda?
– Tak, przynajmniej w pewnym sensie – przyznała po chwili.
– Ucieczka nie zawsze jest najrozsądniejszym wyjściem.
– Może ma pan rację, ale czasami nie ma innego wyboru. – Spojrzała na niego spod długich rzęs.
– To prawda, ale moim zdaniem lepiej zmierzyć się z problemem i go rozwiązać.
– Łatwo panu mówić. – Wzruszyła ramionami.
– Dlaczego pani ucieka, jeśli to nie jest niedyskretne pytanie?
Lydia patrzyła na niego niezdecydowana, zastanawiając się, co by powiedział, gdyby wyjawiła ponurą prawdę kryjącą się za jej akceptacją oświadczyn Henry’ego, dzięki którym znalazłaby się z dala od Londynu i w ogóle od Anglii, daleko od okrutnej prawdy, że mężczyzna, który był jej ojcem, a którego uważała za zmarłego, żyje. Nie chcąc poruszać z kimś obcym spraw tak bardzo osobistych, potrząsnęła głową.
– Owszem, jest, i nie mam ochoty mówić na ten temat.
– Rozumiem, ale podejrzewam, że ma to związek ze smutkiem i bólem, o którym pani wspomniała.
– Tak, doświadczyłam obu tych uczuć ze względu na przywiązanie do osoby czy osób, które je spowodowały, oraz wiedzę.
Matka na podstawie własnego gorzkiego doświadczenia powiedziała jej, że wiedza jest siłą napędową tego świata, że raz zdobytej nie powinno się odrzucać, ale korzystać z niej rozsądnie, a jeśli trzeba to nawet bezwzględnie, i że osoba wyposażona w taką wiedzę mogłaby rządzić światem. Tak więc ona sumiennie przykładała się do nauki, a potem zabrała się do robienia tego, co kazała jej matka. Ale kiedy poznała Henry’ego, okazało się to niewykonalne.
Lydia była kobietą, którą przez większość życia spotykały ciężkie doświadczenia. Nawet pracując u Alistaira, gdzie doceniano jej umiejętności i płacono nieco więcej niż innym zatrudnionym dziewczętom, nauczyła się sama o siebie dbać, nigdy nie pozwalając innym na zbyt bliski kontakt, oczywiście z wyjątkiem matki, i nigdy nie tracąc czujności. Wpuściła Henry’ego do swego życia, ale dała mu z siebie tylko tyle, ile sama chciała.
– Marzyłam o tym, że pewnego dnia mój los się odmieni i byłam pewna, że tak się stało, kiedy pojawił się Henry. Uwierzyłam w cudowną przyszłość, ale okazało się inaczej. – Uśmiechnęła się i ten bezwiedny czarujący uśmiech dziwnie podziałał na serce Alexa. – Proszę mi nie mieć za złe, sir – dodała. – Zważywszy na to, kim jestem, okazuje mi pan wyjątkową uprzejmość i wyrozumiałość. Ale nie powinien się pan fatygować. Jako dżentelmen jest pan zapewne zakłopotany tą sytuacją.
– Bynajmniej. Stanowi pani ożywczą zmianę, mając na uwadze większość znanych mi pań. Uważam rozmowę z panią za niezwykle interesującą. Zapewne zamierza pani jak najszybciej wrócić do Londynu?
– Tak – odrzekła stanowczo.
– Czy mogę być pani w czymś pomocny?
– Nie, dziękuję. Zrobił pan już dostatecznie dużo.
Po posiłku Alex wziął ją pod ramię i wyszli