wypoczywać. Jeśli to grypa, to na długo cię osłabi. – Wyczułam coś w jej tonie. Niedowierzanie? A może miałam paranoję.
Zgodziłam się, że to wątpliwe, aby do jutra mi się polepszyło, a ona zamilkła na chwilę. Ale potem zaczęła opowiadać o mężczyźnie, którego zauważyła w bibliotece tego ranka.
– Gdy przyjdzie następnym razem, dam mu swój numer – oznajmiła, a ja zaśmiałam się, znowu podziwiając jej pewność siebie, jej odporność.
– W każdym razie będę już kończyć – powiedziała, a ja poczułam falę rozczarowania. Zaskoczyło mnie, jaką przyjemność sprawiała mi rozmowa z nią. – Wracaj szybko do zdrowia.
Poczułam, że jednak jestem głodna, ale nie chciało mi się wstawać z sofy. Uparłam się, że nie ruszę się ani na krok, dopóki nie wymyślę, jak wygrzebać się z tego bałaganu.
Nie miałam pojęcia, ile czasu upłynęło, ale w końcu przyszedł mi do głowy pewien zamysł. Chociaż początkowo odrzuciłam możliwość odpisania na e-mail, uznałam, że jeśli starannie dobiorę słowa, może uda mi się przemówić do rozsądku osobie, która za tym stoi. Spróbuję się dowiedzieć, czego chce, nie dając po sobie poznać, że jestem zaniepokojona jej zachowaniem.
Laptop stał na kuchennym stole, ale zanim zdążyłam po niego pójść, ktoś zadzwonił do drzwi. Zamarłam. Dzwonek odzywał się tak rzadko, że nawet nie pamiętałam tego przeszywającego dźwięku, tak niestosownego w moim zazwyczaj cichym mieszkaniu. Wzdychając, zeszłam po schodach, przekonana, że ktokolwiek stoi pod drzwiami, pomylił się i chciał zadzwonić do sąsiadów.
Maria była ostatnią osobą, jaką spodziewałam się zobaczyć na moim progu. Ale jednak tam stała i przestępowała z nogi na nogę, zacierając ręce. Zamrugałam przekonana, że mam halucynacje i gdy znowu otworzę oczy, ona zniknie, a ja zobaczę pusty betonowy ogródek i ulicę. Ale wtedy przemówiła.
– Och, Leah, brzmiałaś tak kiepsko przez telefon. Znienawidziłabym siebie, gdybym nie przyszła sprawdzić, jak się czujesz. – Uniosła reklamówkę z Tesco. – I kupiłam trochę składników, żeby ugotować ci zupę. Musisz coś zjeść, prawda? Nie wpuścisz mnie? Nie wyglądasz za dobrze, wiesz.
Poruszyła mnie jej dobroć. Potem przyszło mi do głowy, że przecież nie podawałam jej swojego adresu. Już otworzyłam usta, żeby o to zapytać, ale mnie ubiegła.
– Sam siedziała w pokoju socjalnym z odcinkami z wypłatą i zobaczyłam adres na twoim. Przepraszam, ale naprawdę chciałam cię odwiedzić.
Odsunęłam się na bok, a ona niespiesznie weszła do środka, jakby była tu wiele razy wcześniej. Gdy szłam za nią na górę, w mózgu kłębiły mi się myśli: e-maile, Julian, fakt, że do mojego mieszkania wejdzie ktoś inny poza mamą, wszystko, co było inaczej, niż powinno.
– Och, jak… miło – skomentowała, gdy weszłyśmy do salonu. – Bardzo kochasz książki, prawda? – Rozglądała się, chłonąc widok, próbując dopasować wygląd mojego mieszkania do tego, co już o mnie wiedziała. Nie wiem, do jakich wniosków doszła, ale byłam gotowa się założyć, że się nie spodziewała, iż mieszkam w takich warunkach. Sama, owszem, ale nie w miejscu tak skromnym i pozbawionym duszy.
– Na razie mi wystarcza – powiedziałam, siadając na sofie. – W końcu wynajmę coś lepszego.
Maria dalej stała.
– Hm. Powinnaś zobaczyć moje mieszkanie, ja to dopiero mam bałagan! Musisz wpaść do mnie kiedyś na kolację. – Kłamała, żebym poczuła się lepiej, ale tak czy inaczej byłam jej wdzięczna za taktowne słowa. – No dobrze, to siedź sobie i odpoczywaj, a ja zajmę się gotowaniem… jeśli nie masz nic przeciwko.
Pokręciłam głową. Wolałam się nie odzywać, by nie wyczuła, co tak naprawdę myślę. Niezależnie od emocji, jakie mną targały, doceniałam jej dobroć.
– Wiem, że zupa to trochę nudne danie – zawołała do mnie z kuchni – ale jest dobra na przeziębienie, no i nie byłam pewna, czy miałabyś ochotę na cokolwiek innego.
Zapewniłam ją, że zupa będzie idealna, i patrzyłam, jak grzebie w szafkach i szufladach. Zagryzałam wargę, bo po prostu źle się z tym czułam. Może gdybyśmy znały się dłużej, nie wydawałoby mi się to takie dziwne, ale minęło dopiero kilka miesięcy, a prawda wyglądała tak, że można było kogoś znać latami i nigdy tak naprawdę go nie poznać. Akurat ja wiedziałam o tym bardzo dobrze. Mogłabym powiedzieć Marii, że czuję się znacznie lepiej i pomogę jej ugotować zupę, ale wiedziałam, że nie będę w stanie pójść do pracy następnego dnia, jeśli wcześniej nie rozwiążę swoich problemów, więc postanowiłam zachować pozory.
Do posiłku usiadłyśmy przy kuchennym stole, a ja gapiłam się na bagietkę, którą kupiła do maczania w zupie. Miałam ochotę na kawałek, ale powstrzymałam się, udając, że przez chorobę nie mam apetytu. Nie mogłam pozwolić, żeby zaczęła coś podejrzewać. Nie sądziłam, by naskarżyła na mnie Sam, gdyby uznała, że udaję, ale tak naprawdę nie mogłam być tego pewna, skoro nasza przyjaźń – jeśli to było właściwe określenie – była taka świeża.
– Jesteś szczęściarą, wiesz – zaczęła, maczając bagietkę w zupie.
Prawie się zaśmiałam, bo to było to jedno słowo, którego nigdy nie potrafiłam powiązać ze swoją osobą.
– Dlaczego, bo będę miała kilka dni wolnego? Wolałabym siedzieć w pracy, niż tkwić w domu chora – powiedziałam, wiedząc, że nie to miała na myśli.
Przestała żuć.
– Chodziło mi o to, ile masz lat. Dwadzieścia siedem? Dwadzieścia osiem?
Gdy powiedziałam jej, że trzydzieści, przewróciła oczami.
– Czy ty masz pojęcie, jaka z ciebie szczęściara? Wciąż masz przed sobą najlepsze lata życia i szansę na spotkanie kogoś.
Mogłam tylko pokiwać głową. Dokładnie tak to wyglądało w oczach innych ludzi. Wydawałam się normalna, wyglądałam w porządku i potrafiłam podtrzymać rozmowę, jeśli musiałam, więc wszyscy zakładali, że z łatwością mogłabym znaleźć kogoś, z kim ułożyłabym sobie życie. Może i z pozoru najlepsze lata miałam jeszcze przed sobą, ale nie mogłam powiedzieć Marii ani nikomu innemu, że moja przeszłość wymazała jakiekolwiek szanse na przyszłość.
– Podobnie jak i ty – powiedziałam, próbując skierować rozmowę na nią. – Po prostu nie możesz pozwolić, żeby cię to stresowało, bo wtedy będziesz wyglądać na…
– Zdesperowaną? Tak, wiem. Ale to trudne, kiedy rzeczywiście j e s t e m zdesperowana. Mam trzydzieści dziewięć lat, do cholery, Leah. T r z y d z i e ś c i d z i e w i ę ć! – Zaśmiała się, ale wiedziałam, że tylko na pokaz. Szybko zdałam sobie sprawę, że brak stałego partnera jej dokuczał.
– Przestań szukać – poradziłam. – Tylko tyle musisz zrobić. – Brzmiałam, jakbym wiedziała, co mówię, i czułam się jak oszustka. Żaden mężczyzna nie zbliżył się do mnie od czasów Adama. Jeśli wiedziałam cokolwiek o związkach, to nauczyłam się tego od samej Marii.
Pokiwała głową i rozejrzała się po kuchni. Odniosłam wrażenie, że po jej twarzy przemknął cień irytacji. Czy powiedziałam coś, czego nie powinnam była mówić? Zawsze była taka otwarta, jeśli chodzi o te tematy, że założyłam, iż możemy swobodnie rozmawiać.
– Masz rację – westchnęła w końcu. – W każdym razie… czujesz się choć trochę lepiej? Wyglądasz lepiej. Może zaparzę herbaty albo kawy?
Podczas