Powinnam mieć wybór, czy chcę się uczyć szwedzkiego. Może ja wolę język saami, skoro już mamy wspierać mniejszości?
Anders stawia na blacie szklankę po piwie.
– A czy ja mam taki wybór? Przecież też muszę się uczyć fińskiego! A może nie mam ochoty? Jakbym nie znał fińskiego, to nie musiałbym teraz z tobą rozmawiać. Bo przecież kłócisz się ze mną o mój kiepski fiński po fińsku!
Debaty na temat pakkoruotsi toczą się nie tylko w pubach. Perussuomalaiset, czyli Prawdziwi Finowie, to populistyczna partia konserwatywna, której nacjonalistyczne wartości przypominają nieco Szwedzkich Demokratów czy węgierski Jobbik. W wyborach do parlamentu w 2019 roku była na drugim miejscu, z wynikiem niecałych osiemnastu procent głosów.
Prawdziwi Finowie są przeciwni imigracji, sceptyczni wobec Unii Europejskiej i wierzą w genetycznie czystą, homogeniczną Finlandię. Żeby zobaczyć, jak wygląda ta homogeniczność, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę „Per Looks”. To właśnie Prawdziwi Finowie rozpoczęli poważną debatę na temat zniesienia obowiązku nauki języka szwedzkiego w szkołach. Do dzisiaj, aby rozpocząć naukę na poziomie uniwersyteckim, Finowie zdają obowiązkowy egzamin z komunikatywnej znajomości szwedzkiego. Oczywiście szwedzkojęzyczni Finowie zdają podobny egzamin z języka fińskiego, ale na poziomie zaawansowanym.
Wojna promocyjna kończy się zawieszeniem broni. Znajomi z Kajaani są znudzeni kłótnią i namawiają Reetę na wyjście do klubu. Towarzystwo dzieli się według języka i rozchodzi w dwie strony. Na zewnątrz wciąż jest raczej jasno. Lekki, chłodny wiatr to jedyny dowód na to, że zbliża się dwudziesta druga. Szwedzkojęzyczni znajdują klub nocny ze stolikami do ruletki. Szybko tracą po dwadzieścia pięć euro, ale nie ma tego złego, przecież pappa betalar. Nad naszymi głowami wiszą stare telewizory Grundiga i prezentują zdjęcia wesołych, ledwo pełnoletnich uczestników poprzednich imprez. Anders komentuje głośno:
– Boże, jacy Finowie są brzydcy!
Jonas i Anders śmieją się do siebie porozumiewawczo. Oto ich zemsta. Mogą czuć się bezpieczni, ich komentarz nie przebije się przez głośne hity lat dziewięćdziesiątych.
W Finlandii mówi się po fińsku
Ranek zaczynam od sprawdzenia menu lunchowego na uniwersyteckich stołówkach. Płacę dwa sześćdziesiąt, resztę dopłacają rząd i unia studencka. Danie główne, bar sałatkowy i oczywiście szklanka mleka. Państwo opiekuje się moim portfelem i zdrowiem. Menu wszystkich dwudziestu restauracji znajduje się w internecie. Moje dwie ulubione to Assarin ullakko i Café Fänriken. Pierwsza znajduje się przy ulicy Rehtorinpellonkatu w miejscowości Turku, a druga – przy Fänriksgatan w Åbo, ale dzieli je od siebie tylko parę minut spaceru. Czytam, że Assarin serwuje dzisiaj lihapyörykät tomaattikastikkeessa, a w Fänriken podają köttbullar med tomatsås. To oczywiście to samo danie.
W Fänriken jest biało, nijako i codziennie. Przy stoliku na tarasie siedzi Gabriel i gra w karciankę Hearthstone na iPadzie. Na różowej, haftowanej serwecie leży taca z resztką ciepłej zapiekanki z marchewki. Do niej oczywiście grube pajdy ciemnego żytniego chleba i szklanka kwaśnego kefiru, czyli piimä. Dzwoni mama, Gabriel odbiera bez wahania. Na terenie kampusu czuje się bezpieczny, ale od miesiąca uważa, żeby nocą na ulicy nie rozmawiać głośno po szwedzku.
– Od dziesięciu lat jest coraz gorzej – opowiada po skończeniu rozmowy z mamą. – Prawdziwi Finowie mają sporo posłów w parlamencie i ludzie uważają, że ich poglądy są OK. Nie przeszkadza mi, że ktoś mnie nazwie „hurri”, zresztą to chyba bardziej żart, my tak też między sobą mówimy.
„Hurri” to obraźliwe określenie szwedzkojęzycznego Fina, wywodzące się prawdopodobnie od szwedzkiego słowa „hur”, czyli „jak”, lub „hördu/hörru”, czyli „słuchaj”.
– Ja nie jestem zresztą typowym hurri. Nie jeżdżę na desce, nie noszę czapki z daszkiem ani markowych ciuchów. Czasem kupuję snus, ale Finowie też chyba to robią.
Snus to pochodzący ze Szwecji wyrób tytoniowy w postaci małych wilgotnych pakiecików wkładanych pod wargę lub samodzielnie formowanych kulek. Wieloletni użytkownicy snusu mogą się pochwalić dziurami w górnych dziąsłach sięgającymi pod policzek.
– Ci kolesie nawet by nie wiedzieli, że jestem hurri. Zresztą dla nich to żadna różnica. Póki mówię po fińsku.
Oddajemy naczynia. Studenci powoli i dokładnie czyszczą talerze z resztek i odkładają sztućce do odpowiednich przegródek. Obok wisi karteczka przypominająca, żeby nie marnować jedzenia, bo nie lubią tego króliczki. Rysunki smutnych króliczków noszą na koszulkach wszyscy pracownicy stołówki.
– Wychodzę z pubu Dynamo na Aurakatu. Godzina trochę po północy, nawet nie tak późno. Może pierwsza. Kto kończy imprezowanie przed pierwszą w weekend? Zaczepia mnie kolega, idziemy razem na kebab. City Kebab, najlepszy, pracują tam Turcy czy Arabowie, sam nie wiem. Ale kebab jest spoko. Kupujemy dwa w bułce, z frytkami, siedzimy i gadamy. Po szwedzku. Obok siedzi trzech starszych Finów. Tacy prawdziwi, w skórzanych kurtkach, długie włosy, wąsy, nie odzywają się. Jedzą kebaby, my jemy kebaby, jest miło. Wychodzimy i stwierdzamy, że w sumie jeszcze się napijemy. Skręcamy w uliczkę do pubu, nagle łup! – Gabriel uderza pięścią w otwartą dłoń.
Wychodzimy na zewnątrz. Naprzeciwko, pod szwedzką stołówką, stoi grupka pięciu znajomych i rozmawia po szwedzku. Grupa obok nas rozmawia po fińsku. Podobny wiek, podobne zainteresowania, te same fryzury, tylko język inny.
– Tak mnie jebnął w kark. Nic nie widziałem, bo zaszli nas od tyłu. Zgiąłem się, usłyszałem tylko „ruotsalaiset perkele!” i poczułem kopnięcie w plecy.
„Perkele” to po fińsku diabeł, ale w tym kontekście „ruotsalaiset perkele” znaczy raczej „jebani Szwedzi”. Siedmiu na dziesięciu szwedzkojęzycznych Finów doświadczyło w życiu sytuacji zagrożenia, sześciu na dziesięciu było ofiarą przemocy, a czterdzieści dwa procent młodych ludzi czuje się dyskryminowanych – wszystko z powodu języka. Ale Gabriel opowiada swoją historię ze spokojem:
– Uderzyłem piersią o chodnik, kolega upadł obok. Usłyszałem jeszcze, że tamci się oddalają i krzyczą na odchodne: „Suomessa se puhuu suomee!”, czyli: „W Finlandii mówi się po fińsku!”. Klasyk.
Pytam, czy według niego Finowie to rasiści.
– Nie. Nie bardziej niż każdy inny naród. Pierwszy raz mnie to spotkało. Jasne, słyszałem takie historie od znajomych. Parę razy mnie zwyzywali, kazali zamknąć mordę. Ale tu nie chodzi o rasizm. Wszędzie są takie typy, wkurwione na życie, na rząd, na co popadnie. Muszą sobie znaleźć winnego. W Finlandii akurat winny to imigrant albo hurri. A wy w twoim kraju kogo nienawidzicie?
Najmniej pedalski kraj świata
Może rzeczywiście szwedzkojęzycznych fiński Bóg lubi trochę bardziej. Nicklas ma dopiero dwadzieścia cztery lata, a właśnie dostał wymarzoną pracę. Mieszka w centrum Turku w stumetrowym mieszkaniu, w którym mieści się nawet czarny, nigdy nieużywany fortepian. Na blacie stoi równie czarna figurka smoka grającego na gitarze elektrycznej. Koleżanka ukradła posążek dla Nicklasa w ramach zakładu z baru na Alandach. Na ścianie ma ogromny projektor, na którym ogląda South Park, gra w Wiedźmina i ukrywa się w wirtualnym lesie przed zombie.
– To jedyna szwedzkojęzyczna firma z branży komputerowej w Turku. Więc jeżeli chcę tu mieszkać, to właściwie nie mam wyboru. Strasznie się bałem, że mnie nie przyjmą. Przez trzy miesiące chodziłem w stresie, nie mogłem spać. Teraz też się stresuję, ale będę tu pracować