4bk018ap5e03j9fdeyfae6fbc65610.jpg"/>
Nota od autorki
Książka jest oparta na faktach ubarwionych, naciągniętych i wyolbrzymionych dla osiągnięcia efektu komicznego i/lub ze względu na skłonność autorki do pisania po pijaku o czwartej nad ranem. W imię ochrony prywatności wszystkich zainteresowanych zmieniono nazwiska, miejsca zdarzeń i charakterystyczne cechy bohaterów. Gdybyście przypadkiem zdekonspirowali panią Easton lub dowolną postać występującą w tej książce, autorka deklaruje gotowość spełnienia – w zamian za milczenie – krótkiej listy niewygórowanych żądań.
Ze względu na obecność przekleństw, wulgaryzmów i plastycznych opisów spółkowania książka ta nie jest przeznaczona dla czytelników niepełnoletnich. Dla pewności należałoby ją przed nimi po prostu schować.
Chciałam zadedykować tę książkę mężowi, ale zrozumiawszy,
że nie wie i nie powinien się dowiedzieć o jej istnieniu,
postanowiłam zadedykować ją Tobie, Urocza Czytelniczko.
Wprowadzenie
Nie, wzrok cię nie myli. Nawet jeśli nic z tej lektury nie wyciągniesz, przynajmniej opowiesz koleżankom, że ktoś zadedykował Ci książkę.
I to nie bzdurne opowiadanie, porządną powieść. Tak jest, proszę pani.
Przynajmniej tyle mogę dla Ciebie zrobić. Przecież jedynie ze względu na Ciebie zdecydowałam się opublikować ten żenujący zbiór e-maili, prywatnych notatek i zwykłych świństw. To fatalna decyzja (nie pierwsza w długim ciągu nietrafnych wyborów, o których wkrótce będziesz miała okazję poczytać), lecz podjęłam ją dla Ciebie.
Jestem szkolną psycholożką, więc kształtowanie właściwych zachowań to mój konik. Chcesz, żeby dziecko przestało wszystko olewać? Mówisz i masz. Chcesz ustalić, czy Johnny ma zaburzenia ze spektrum autyzmu, czy po prostu się wkręcił w Minecrafta? Przyprowadź go do mnie. A może chciałabyś się dowiedzieć, jak skłonić zimnego, nieobecnego duchem i nieskłonnego do rozmowy partnera, by okazywał Ci więcej uczucia? Hm…
Powiem Ci, kurwa, że z tym sobie akurat nie radzę. W 2013 roku moje małżeństwo nie przypominało związku męża z żoną, lecz relację podnóżka z jego właścicielem – i było coraz gorzej. Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło. To był dzień, w którym Kenneth Easton przeczytał mój dziennik.
Przypadkiem odkryłam przełomową technikę, tak prostą, głupią i niezawodną, że wystarczyło kilka miesięcy, by przeobrazić mojego introwertycznego męża w roznamiętnionego buhaja. Na fali ekscytacji pozbierałam wszystkie notatki i pod osłoną nocy powiązałam je w spójną całość. Chciałam rozesłać egzemplarze tej frankenksięgi po wszystkich stanach i obsypać nimi nieszczęśnice udręczone w monotonnych wieloletnich związkach. „Jest nadzieja!” – rechotałabym demonicznie w ciemnościach, rozrzucając broszury ze skradzionej awionetki. „Nie musicie się godzić na koszmarną nudę!”.
Lecz zamiast brać lekcje pilotażu, by podzielić się swoim drobnym odkryciem, wybiorę lepszą opcję: OPUBLIKUJĘ TO.
Jasne, gdyby przeczytał to któryś z moich znajomych, być może dostałabym wypowiedzenie, papiery rozwodowe lub nakaz stawienia się na obowiązkowe zajęcia dla rodziców prowadzone przez ośrodek pomocy społecznej (na które nie dojechałabym wobec braku samochodu zajętego przez komornika), lecz w życiu od dawna kieruję się dewizą „konsekwencje-pierdzielencje”, co przynajmniej po części wyjaśnia większość zdarzeń opisanych w tej książce.
Mam nadzieję, że coś z tego, co tu napisałam, pomoże Ci tchnąć iskrę w pogrążonego w śpiączce partnera. A może po prostu zrobisz sobie przerwę od swojego życia, żeby się pośmiać z mojego? Jeśli nie, przynajmniej będziesz mogła powiedzieć znajomym, że BB Easton zadedykowała Ci wspomnienia… co zaimponuje im na jakieś pół sekundy, zanim ktoś zapyta: „BB Easton? A kto to?”.
Słowniczek
(Leksykografowie Webstera, dajcie znać, gdyby coś Wam się spodobało).
emorekcja – wzwód wywołany w większej mierze uczuciami niż stymulacją fizyczną lub wizualną.
fantakurwastyczny – tak brzmi „kurwa, fantastyczny” wymawiane przez kogoś, kto wlał w siebie cały kieliszek pinot grigio.
frankenksiążka – przypadkowy zbiór wpisów do dziennika, e-maili, fotografii, sprośnych wierszyków i pornograficznych opowiadanek, które jakaś idiotka poskładała w całość i próbuje przepchnąć jako książkę.
kiełbafest – spotkanie towarzyskie, w którym uczestniczą głównie ludzie z penisami.
kosa pod żebra – cios nożem.
mężobot – żonaty mężczyzna, któremu bliżej do maszyny niż do człowieka, zwykle introwertyczny, posłuszny i zorientowany na zadania cyborg. Rygorystycznie przestrzega zasad i zwyczajów, nie potrafi cieszyć się życiem i ma zahamowania seksualne.
mężogier – żonaty mężczyzna, który powinien mieć absolutnie dość starej rozciągniętej pochwy swojej żony, tymczasem zachowuje się jak nienasycony ogier po wciągnięciu ośmiu kresek.
potworeniusz – 1. hybryda potwora z geniuszem, 2. okrutny geniusz, 3. wklej tu zdjęcie dr Sary Snow.
przyjaciel – kochanek, który jest jednocześnie dorosły i znacznie starszy od swojej partnerki, przez co określenie „chłopak” wydaje się głupie i niewłaściwe, podobnie jak sama relacja.
przyjaciółka – bliska ci kobieta, której nie chcesz określać mianem psiapsiółki, bo jesteś wystarczająco wrażliwa kulturowo, by wiedzieć, że czarne Amerykanki nie znoszą, gdy białe określają je mianem psiapsiółek.
rocznica cudu – rocznica dnia, w którym twój partner, dotychczas podczas wszelkich czynności seksualnych leżący jak kłoda, faktycznie się z tobą kochał. Obchody i uroczystości mogą obejmować minutę ciszy. Lub nie.
włóczęgostwo – sytuacja kogoś, kto włóczy się bez stałego zajęcia i miejsca zamieszkania, ale jakimś cudem stać go na skórzane spodnie i nieukończone tatuaże.
wrogiele – wrogowie? przyjaciele? Zależy od dnia i liczby kieliszków.
zmartwa – połączenie słów „zmartwiona” i „martwa”, np. „Jak się nie odpieprzysz od chłopaka BB Easton, to za trzydzieści sekund będziesz zmartwa”.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
1
Mężobot
Sekretny Dziennik BB
16 sierpnia
Drogi Dzienniczku,
ten skurwiel mnie wykończy. Właśnie wyszedł spod prysznica i leży teraz tak blisko, że czuję zapach Irish Spring. Ma seksownie wilgotne włosy i perfekcyjny zarost: dość długi, by stał się miękki w dotyku, dość krótki, by nie skrywał rzeźbionych rysów. Do tego koszulkę opinającą bicepsy i twardą klatę… Mogłabym obserwować go do rana. I właśnie to robię – kątem oka. Ale to za mało.
Chciałabym go dotknąć.
Odkąd pół godziny temu walnął się obok i włączył sobie mecz Atlanta Braves, wymyśliłam już tysiąc sposobów na to, jak go dotknąć i trochę popieścić. Mogłabym spleść nasze palce albo przesunąć opuszkami po jego kanciastej szczęce. Mogłabym delikatnie przemaszerować miętowymi paznokciami po sześciopaku jego brzucha, a kiedy zwróciłby na mnie uwagę, usiadłabym okrakiem na jego twardym, wilgotnym ciele i te same paznokcie wsunęła w jego mokre włosy.
Ale nawet nie drgnę, bo wiem, że tylko by zerknął z ukosa i odsunął się trochę dalej.
Mój mąż jest z kamienia. To nie znaczy, że jest opoką, bez której wszystko by się zawaliło, lecz że jest, kurwa, tak zimny, że nie wiadomo, czy jeszcze dycha. Nigdy nie wziął mnie nawet za rękę. W każdym razie nie umyślnie. Zdarzało mi się trzymać go za rękę, gdy spał, ale obudzony, uprzejmie znosił kontakt