Jacek Fedorowicz

Chamo sapiens


Скачать книгу

zamiarom zacząłem narzekać, więc na koniec zasłyszana opowiastka o uczynności obsługi Eurocity Warszawa–Berlin. W Warszawie pasażer prosi: „Jestem zmęczony, na pewno zasnę, musi mnie pan obudzić przed Rzepinem, wysiadam w Rzepinie, mam sprawę w sądzie. Tylko proszę wziąć pod uwagę, że jak mnie ktoś budzi, to już tak mam, że wpadam w histerię, za wszelką cenę chcę spać dalej, musi mnie pan wysadzić w Rzepinie, żebym nie wiem jak protestował”. Podróżny zasypia i budzi się na Berlin Hauptbahnhof. Ryczy na konduktora, najgorszymi wyrazami go obrzuca, inni pasażerowie komentują: „Co to dzisiaj nic tylko dzikie awantury, popatrz znowu jakiś łysy w okularach rozrabia, zupełnie jak ten, co go siłą wyrzucali w Rzepinie”.

      x x x

rozdział 13

      Polacy są wyjątkowo dzielnym narodem. Ale tak jak Achilles miał swój słaby punkt – piętę, tak Polacy mają przeciąg.

      Polak nie boi się komunizmu, Hitlera, konspiracji, powstanie raz za razem może wywoływać, niczego się nie boi, ale otworzysz mu okno, natychmiast wrzaśnie: „Jezus Maria, przeciąg!”. I zatroszczy się o innych: „Niech pan tam nie stoi, bo pana zawieje!”.

      Strach przed przeciągiem nie ma nic wspólnego z temperaturą. Na dworze może być cieplej niż w pokoju, wystarczy fakt, że powietrze się ruszy. Wtedy staje się groźne. Polak toleruje powietrze tylko nieruchome. Powietrze ruchome Polaka zabija.

      Stąd modlitwa: od powietrza, ognia i wojny uchowaj nas, Panie.

      Co ciekawe, Polak nie boi się wentylatora. Powietrze z otwartego okna Polaka zabija, powietrze o takiej samej temperaturze płynące z taką samą prędkością, tyle że z wentylatora – nie zabija. Czy ktoś potrafi to wytłumaczyć? Wiem, znam argumenty: bo jak pan spocony, to wtedy może pana zawiać. Dlaczego wobec tego mogę podchodzić spocony do wentylatora i nikt nie krzyczy: „Wyłącz!”?

      Prasa opisywała w zeszłym roku, jak to w Niemczech w upał w wagonach Deutsche Bahn masowo psuła się klimatyzacja, tam są okna nowoczesne, nieotwieralne, i jak temperatura w wagonie doszła do 50 stopni, jedna Niemka zdecydowała się na czyn bohaterski jak na Niemkę, wybiła szybę, mimo że wybijanie szyb jest verboten. Polka by nie wybiła. Znaczy, ot tak, dla przyjemności, proszę bardzo, nikt Polce nie będzie niczego zabraniał, ale w jadącym pociągu – wykluczone, bo by zawiało.

      Charakterystyczne, że gdy w Polsce człowiek się zatacza, bełkocze, przewraca, to mówi się, że zawiany. Polacy są przekonani, że alkohol nie mógłby tak człowiekowi zaszkodzić. Nie, skąd. Zawiało go.

F 81

      Te niemieckie wagony z nieotwieralnymi oknami niestety zaczęło sprowadzać nasze Intercity i to jest groza, nie dlatego, że klimatyzacja w nich się psuje, nie, groza, bo za nic nie chce się zepsuć. Jadę do Poznania na jeden dzień, upał trzydzieści parę stopni, więc wybrałem się w samym T-shircie, pociąg rusza i robi się mróz. Wszyscy dygocą, w całym pociągu ani szczelinki, żeby trochę ciepła wpadło, niechby chociaż koce dawali albo w restauracyjnym usunęli stoliki i wylali wodę, człowiek by się poślizgał, bałwana ulepił, rozgrzał jakoś. Nic w całym PKP nie działa, tylko klimatyzacja akurat musi.

      Uratowało mnie, że spotkałem znajomego, który jechał do Berlina, bo tam czekał na niego samolot na Spitsbergen. Miał w bagażu śpiwory.

      Kolejarze z tej radości, że coś jednak im działa, zawsze nastawiają na max, spod okien z takich kratek mróz wali jak huragan, ale oczywiście nikt z pasażerów nie protestuje. Bo to z wentylatora. Niegroźne.

rozdział 14

      W PKP zdecydowanie i systematycznie poprawia się informacja. Przede wszystkim kolejnictwo wreszcie po latach uznało, że język podróżnych – można to pochwalać lub nie, ale fakt jest niewątpliwy – to język angielski. PKP broniło się długo. Doskonale pamiętam, gdy już działał i dworzec Warszawa Centralna, i magistrala węglowa pozwalająca pędzić do Krakowa i z powrotem z pominięciem Kielc i Piotrkowa, to wciąż w każdym pociągu wszystkie napisy typu żeby się nie wychylać albo nie łapać za hamulec były po niemiecku, rosyjsku, francusku i – uwaga – często nawet po włosku. Do dziś pamiętam: pericoloso sporgersi! Napisów po angielsku nie było nigdy i nigdzie. To czyniło Polskie Koleje Państwowe wyjątkowymi na skalę światową. Po latach jednak dostrzeżono istnienie angielskiego i teraz angielski mamy już wszędzie, nawet na niewielkich stacjach zdarza się, że zapowiedzi przez głośniki lecą w angielszczyźnie klarownej, zrozumiałej bez trudu dla wszystkich nacji z wyjątkiem Anglosasów.

      Ostatnio pojawiła się kolejna nowość. Na wielu dworcach wywieszono bardzo dokładne rozkłady jazdy. Tak dokładnych w poprzednich latach nie było. W Poznaniu na przykład, tu od razu wyjaśnię, że nie uwziąłem się na Poznań, tylko z uwagi na kabaret Laskowika – jak Państwu wiadomo – często tu przyjeżdżam, więc w Poznaniu na nowym dworcu arkusze opisujące jedną dobę wywieszone w dwóch rzędach jeden obok drugiego, miały mniej więcej po dwa metry w górę i cztery wszerz. Po jakimś czasie te płachty na szczęście rozciągnięto, tworząc długie, ale już wreszcie bardziej przyjazne rzędy, niemniej zapamiętałem moje pierwsze wrażenia z tego wzmożenia dokładności przelanego na płachtę. Podchodzę, żeby sprawdzić, o której mam pociąg. Podchodząc, coraz intensywniej modlę się, żeby wypadał on najwyżej na wysokości zadartej głowy, bo wyżej nie przeczytam, jako że wspomniane dwa metry wzwyż to nie od podłogi, tylko gdzieś od kolan. Czyli że najwcześniejszy pociąg, ten inaugurujący dobę, wypada mniej więcej na wysokości dwóch i pół metra.

      Na szczęście mój pociąg znajduję na przyzwoitej wysokości. Czytam: 9.30 do Warszawy Wsch., ale zaraz pod nim następny też 9.30 do Warszawy Wsch. i następny też. Szukam różnic, długo szukam, ale wreszcie znajduję. Ten pierwszy kursuje w szóstce w kółeczku, ten drugi w siódemce w kółeczku, a trzeci w od jedynki w kółeczku do piątki w kółeczku. I jeszcze jest następny, też w od jedynki do piątki w kółeczkach, ale tylko od czerwca i on jest jeszcze dodatkowo „J” duże „k” małe kwadracik szesnaście. Szukam objaśnień, co to jest jot duże ka małe kwadracik, i one są umieszczone na samym dole, czyli na wysokości moich kolan, zajmując przestrzeń na arkuszach od połowy drugiego metra szerokości ogólnej płachty, do końca czwartego.

F 83

      Już sobie wyobrażam kogoś, kto nie doczytał, bo akurat miał reumatyzm w kolanach, nie zdołał przeczytać wszystkich objaśnień w półprzysiadzie z przemarszem, to nie jest takie proste, wyobrażam więc sobie takiego, jak przychodzi z walizami, z rodziną nad morze się wybiera. Pociągu nie ma, znaczy jest, ale tylko na rozkładzie w wyższych rejonach z pominięciem dołu. PKP jest zdziwione, że pasażer się piekli: no jak to, proszę pana, przecież wyraźnie na rozkładzie ma pan „C” duże podkreślone w trójkąciku z gwiazdką, znaczy, że ten pociąg jeździ tylko w Boże Narodzenie!

      x x x

F 84

      Tu wyznam, że bardzo się przykładałem wykonawczo, przedstawiając widowni czytanie objaśnień w półprzysiadzie (pocieszałem się myślą, że taki Janek Kobuszewski na przykład miałby do tekstu jeszcze dalej). Ale niestety, niespecjalnie to poprawiało odbiór tego monologu. Publiczność przyjmowała go bez specjalnego entuzjazmu. Potwierdzało mi to starą zasadę, że publiczność tak naprawdę angażuje się tylko wtedy, kiedy temat jest jej bliski, rekwizyty swojskie, a scenografia znajoma od dziecka. Starzy wyjadacze to wiedzą i w każdym kolejnym mieście przed występem robią bardzo dokładny wywiad z kimś miejscowym, by potem w odpowiednich miejscach monologu padła nazwa głównej ulicy miasta, by jako osiedle nowobogackich zostało wymienione właściwe osiedle miejscowe, a jakiś nieudacznik, żeby pochodził z miasta od lat konkurującego o prymat w okolicy. Podczas