Jacek Fedorowicz

Chamo sapiens


Скачать книгу

się nadają. Najbardziej znane polskie kopalnie to zespół pieśni i tańca Mazowsze oraz studia spikerskie telewizji.

      Historycznie rzecz biorąc, dawniej eksportowaliśmy też na wschód. Do dobrego tonu należało mieć Laszkę za żonę. Przypominam Mickiewicza: a pod burką Laszka synowa. Dziś to już przeszłość, sąsiedzi na wschodzie generalnie zmienili zainteresowania. Zamiast Laszki interesuje ich głównie flaszka, rozmnażają się w związku z tym dość opieszale, co nam stwarza coraz większe poczucie bezpieczeństwa.

      x x x

      Czy ktoś pamięta, że materiały z repertuaru Komika Weterana zostały podzielone na działy i że dygresja polityczna wdarła się w dział Monologów Komunikacyjnych? Jeżeli pamięta, to informuję, że tak właśnie było, ale dygresja się skończyła, kolejna nastąpi niebawem, a na razie wracamy do problemów podróżnych i pokrewnych.

F 66rozdział 10

      W ciągu całego długiego życia zebrałem trochę oszczędności. Kilkanaście lat temu postanowiłem przeznaczyć je na inwestycję, która zapewni mi dochód, w razie gdybym stracił pracę, a system emerytalny by padł. Żebym miał coś, co by na mnie zarabiało samo. Długo myślałem i wreszcie wymyśliłem, że kupię fotoradar. Dobry pomysł, prawda?

      Przeszedłem się po sklepach AGD – nie mieli. W sklepie z częściami samochodowymi mało mnie nie pobili, że chcę szkodzić kierowcom. W sklepie Saturn nakrzyczeli na mnie, że co pan idiotów z nas robi? Idiotów? No jasne! Trzeba było od razu do Media Marktu i rzeczywiście: bardzo dobrze mnie potraktowali, powiedzieli, że poślą zamówienie i żebym się dowiadywał, tylko jeden z młodszych sprzedawców wywołał mnie na bok i powiedział, że jemu coś się tak wydaje, że prywatna osoba nie może mieć fotoradaru. Ja byłem na to przygotowany, mówię: „Może, bo jeżeli antyradar można mieć, tylko używać nie wolno, to z radarem musi być tak samo. Ja chcę tylko mieć”.

      Tak naprawdę miałem zamiar jednak troszeczkę przekroczyć prawo, chciałem zbierać pieniądze, ale postanowiłem, że to, co zbiorę, nazwę funduszem na ratowanie stoczni. Z prasy wiedziałem, że jak się zbiera na ratowanie stoczni, to za to nic nie grozi i nie trzeba się potem rozliczać.

F 68

      Żeby nie tracić czasu, zacząłem szukać odpowiedniego miejsca, najpierw blisko domu, ale niestety na naszej ulicy było już sześć fotoradarów w odstępach trzydziestometrowych, na następnej ulicy to samo, tak łażąc po mieście, znalazłem się wreszcie na peryferiach i nagle widzę: szosa wylotowa. Szeroka, nowa, dookoła żadnych zabudowań, nawierzchnia równa jak stół, bez zakrętów, wszyscy jadą tak na oko 140 co najmniej, na horyzoncie biała tabliczka przekreślona na czerwono, podchodzę bliżej, tak, znak drogowy „koniec obszaru zabudowanego”. Patrzyłem na to wzruszony, w najśmielszych marzeniach lepszego miejsca nie mógłbym sobie wyobrazić. Tam nawet rowerzyści musieli przekraczać dozwolone 50 na godzinę, bo – zapomniałem powiedzieć – jeszcze z górki tam było.

      Teraz tylko trzeba ustalić, gdzie konkretnie postawię mojego żywiciela. Wczułem się w kierowcę takiego już superostrożnego. Jedzie, widzi daleko znak, więc wie, że to jest ciągle obszar zabudowany, jedzie pięćdziesiątką i wypatruje, gdzie fotoradar mógłby być ukryty, ale tam ani przystanku PKS, ani drzewa, ani nawet krzaczka nie ma, więc uspokojony naciska gaz jeszcze długo przed tym znakiem odwołania obszaru zabudowanego, 60, 80, 100 na liczniku i jak już ma minąć znak, pstryk, bo fotoradar jest w znaku!

      Tak wymyśliłem! W znak go wmontuję od tyłu, będzie fotografował przez dziurkę. Pobiegłem do domu, wróciłem z bormaszyną, dokładnie przyjrzałem się znakowi, tam jest wymalowana taka jak gdyby sylwetka miasta, dwie wieże, trzy domki, trzeci domek od lewej okrąglutki taki, myślę sobie, w nim wywiercę, podchodzę, patrzę… dziura już jest, a w dziurze coś szklanego błyszczy. Zaglądam od tyłu, a tam fachowo zamontowany nieduży fotoradarek z tabliczką: „Własność starostwa powiatowego Wołomin”.

F 69rozdział 11

      Wszyscy narzekają na PKP. Ja nie. PKP się stara, przynajmniej o opinię, i ja to doceniam. Tydzień temu byłem w Zgorzelcu. Stoi tam zdewastowany czteropiętrowy budynek. Po szybach ani śladu, framugi poszły na opał, na fasadzie ogromna tablica wielkości całego piętra: „Budynek dawnego dworca Zgorzelec Miasto nie jest własnością PKP”. Znaczy: umywamy ręce, nie nasza wina. No może tylko o tyle, że sprzedali niewłaściwemu nabywcy. A przecież nawet jak się pozbywa psa, to się pisze w ogłoszeniu „oddam w dobre ręce”.

      Może się czepiam. PKP bardzo się poprawiło. Dawniej po osiem osób w przedziale, teraz na ogół tylko sześć. Dawniej nuda, słychać tylko stukot kół, człowiek od razu zasypiał, a to niebezpieczne, okraść mogą. Dzisiaj życie przedziałowe aż kipi. Panienka przy oknie rozmawia przez komórkę, co chwila traci zasięg, więc się drze: „A Luśka od miesiąca żyje z Mietkiem! Tak, tym żonatym! Tylko wiesz, to tajemnica, przysięgnij, że nikomu nie powiesz. Ja też przysięgłam!”. Naprzeciwko inna przekrzykuje tę pierwszą, a jeszcze przy drzwiach biznesmen, który jadąc, nie przestaje prowadzić firmy, co chwila dyspozycje rzuca: „Sprzedaj mu za tysiąc – i weź fakturę – na fakturze niech napisze pięćset”. Znaczy zakłada, że pociągami NIGDY nie podróżują pracownicy urzędu skarbowego.

F 71

      Jak do mnie ktoś dzwoni, zawsze wychodzę z przedziału i cicho rozmawiam na korytarzu. Państwo myślą, że ci w przedziale odbierają to jako dowód mojej wysokiej kultury? Nie! Patrzą na mnie podejrzliwie: ten to dopiero musi mieć trefne interesy.

      Szanowni Państwo. Oczywiście wciąż jeszcze wybieracie się w podróż samochodem. Jednakowoż po kolejnych kilku godzinach spędzonych w korku, po kolejnym karambolu, mgle, gołoledzi, po kolejnej długotrwałej walce z czarnym rozklekotanym bmw, które wyprzedzało na podwójnej ciągłej tuż przed zakrętem, by zaraz potem zwolnić i snuć się majestatycznie przed nosem wyprzedzonego, po jednym czy drugim sporządzeniu bilansu kosztów podróży dojdziecie być może do wniosku, że samotnemu podróżnemu opłaca się jednak pojechać pociągiem. Taniej, a przy tym znacznie bezpieczniej. Proszę sobie uzmysłowić, że jeżeli nawet kolumna rządowa postanowi zaatakować pociąg, to bardziej ucierpi ona niż on. Ona to zresztą wie i nie zaatakuje. A na szosie może, każdego w każdej chwili, i pełnymi garściami z tych możliwości korzysta. Przypuśćmy, że stanął ktoś w korku na szosie. Stoi, czeka, a tu nagle – łup! – wali w niego kolumna aut rządowych. Od razu jest winien. Jeszcze przed zlikwidowaniem sądokracji, przed naprawą sądownictwa, za rządów sędziowskiej kasty mógł liczyć, że jakoś tam wyjdzie z tego z łagodnym wyrokiem. Teraz, po naprawie sądownictwa, niech nikt nie liczy na pobłażanie. Kto przy użyciu niebezpiecznego środka, jakim jest samochód osobowy, napada na członka rządu, otrzymuje karę bezwzględnego więzienia plus dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów łącznie z rowerem. A w razie recydywy łącznie z wózeczkiem na zakupy.

      Są więc chyba powody, by w najbliższej przyszłości rozpatrzyć jednak ewentualność podróży pociągiem. Wszystkim, którzy taką decyzję podejmą, służę obserwacjami człowieka doświadczonego.

      Jest bardzo dobrze, jeżeli przyszły pasażer wie dokładnie 30 dni wcześniej, że będzie jechał. Intercity oferuje ogromne zniżki, w liczbie skąpej jednak, a więc dostępnej tylko dla czujnych. Przy czym nie wystarcza tu czujność dzienna, musi być też godzinowa, trzeba kliknąć na stronie internetowej KUP BILET nieco przed 00.30 w nocy, nakierować strzałkę myszą na odpowiednie miejsce i trzymać palec w pogotowiu, następnie kliknąć, gdy zniknie napis „przerwa serwisowa”. Dalej poprowadzą. Ten system, o dziwo,