kapel wydały mi się zbyt infantylne. Pomysł pojawił się, kiedy doszłam do stojaka z czarnymi koszulkami z sitodrukowymi białymi czaszkami. Zgarnęłam cztery sztuki i zdecydowałam, że z pomocą maszyny do szycia mojej mamy zamienię je w poduszki do rzucania. Może nawet dodam trochę frędzli, żeby miały coś z irokezów.
Potem mój wzrok powędrował na oprawiony w ramkę, wykonany ołówkiem i tuszem rysunek serca, odtworzonego z anatomiczną poprawnością. Bingo. Miałam już motyw – części ciała. W chwili, kiedy sięgnęłam po rysunek, sklep zniknął.
Znów znalazłam się w swojej ławce, na lekcji chemii pana Kampfera. Trzymałam rozłożoną kartkę z zeszytu, pokrytą psychotycznym, odręcznym pismem, z wielkim rysunkiem serca, wykonanym ołówkiem i tuszem, odtworzonego z anatomiczną poprawnością. Zamrugałam, żeby odpędzić ten obraz, i cisnęłam szkic na półkę, jakby roiło się na nim od pająków.
Nie ma go.
Jesteś bezpieczna.
Przeszłam do działu artykułów gospodarstwa domowego, zastanawiając się, co by się podobało Harleyowi. Znałam go tylko trochę, ale na tyle dobrze, by wiedzieć, że chyba za bardzo się staram. Mogłam wybrać akwarium pełne gumowych myszy lub manekina w cylindrze i pasem ze sztucznym członkiem, a Harley zareagowałby tak samo. Po prostu by się uśmiechnął. Łyknąłby to, co wybrałam, i postawił w pokoju jak każdą inną ozdobę, bez niepotrzebnego gadania.
Powód dziewięćset osiemdziesiąty ósmy, dlaczego straciłam głowę dla Harleya Jamesa.
W końcu trafiłam na wypchaną głowę królika z jelenimi rogami, do powieszenia na ścianę. Wszyscy kochają szakalopy. Nie byłam wyjątkiem. Z rogatym wybrykiem natury pod pachą zawróciłam do działu gospodarstwa domowego i nagle stanęłam jak wryta.
W rogu, do połowy wystające zza zasłony z koralików, stało najfajniejsze krzesło w historii sprzętów do siedzenia. Było to proste drewniane krzesło do jadalni z białą tapicerką, ale na oparciu znajdował się sitodrukowy obraz realistycznie wyglądającej klatki piersiowej i kręgosłupa, a na siedzeniu – odpowiadający mu wizerunek miednicy i kości udowych. To było genialne. Odlotowe. I, co najważniejsze, pasowało do mojego motywu.
Harley podszedł, kiedy oglądałam to dzieło sztuki. Objął mnie w pasie, oparł drapiący podbródek na moim gołym ramieniu i wspólnie, w ciszy, podziwialiśmy krzesło.
– Strasznie mi się podoba – powiedziałam niewiele głośniej od szeptu.
– Więc je bierz – odparł, muskając czułym pocałunkiem moją piegowatą skórę. Za nim przyszedł następny, trochę wyżej, i kolejny.
Gdy Harley dotarł pocałunkami do płatka mojego ucha, poczułam mrowiący żar na skórze, który sprawił, że obkurczyła mi się wagina – na razie wokół siebie samej. Jeśli działałam na Harleya choćby w połowie tak samo jak on na mnie, na bank musiał mieć zajebisty wzwód, ale na razie nic nie usiłował zrobić. Nie naciskał. Czekał na mój sygnał.
Powód dziewięćset osiemdziesiąty dziewiąty, dla którego kompletnie oszalałam na punkcie Harleya Jamesa.
Gdy szliśmy do kasy – ja z szakalopem i koszulkami, a on z krzesłem – Harley zatrzymał się przed kolekcją metalowych, pustych w środku figur średniowiecznych rycerzy w pełnej zbroi, wysokich na jakieś metr dwadzieścia.
Podniósł jednego z nich wolną ręką, odwrócił się do mnie i zapytał:
– Co sądzisz o…
– Nie! – wrzasnęłam, aż ludzie odwrócili głowy.
Oczy Harleya się rozszerzyły. Odstawił rycerza na miejsce tak powoli, jakbym trzymała go na muszce.
– Okej, okej. Ta dama nie lubi rycerzy. Dobrze wiedzieć.
Przy kasie bez mrugnięcia okiem wyjął z portfela dwustudolarowy banknot, płacąc za cały ten szajs, który wybrałam. Byłam ciekawa, czy zaczeka na resztę. Zaczekał, ale od razu wrzucił ją do mojej przepastnej torby. Z oburzeniem chciałam wyciągnąć forsę i mu ją zwrócić, ale miałam w rękach wypchanego zwierza, a Harley był już przy wyjściu.
Diler narkotyków, podszeptywało poczucie winy.
Wal się, moja wino. On ma pracę, odpyskowałam mu. Mechanicy muszą nieźle zarabiać.
Tak, kotku, wmawiaj sobie to, wmawiaj, skomentowało sumienie protekcjonalnym tonem.
Kiedy stanęliśmy przy samochodzie, spojrzeliśmy na te kretyńskie zakupy, potem na bossa i na siebie, i wybuchliśmy śmiechem.
Harley ustawił swoje nowe krzesło na asfalcie parkingu, zapalił papierosa i usiadł. Swobodnie przerzucił ramię przez oparcie i oparł kostkę jednej nogi na kolanie drugiej. Kojarzył mi się z królem na tronie – lekko niechlujnym, wytatuowanym władcą szemranego, rozsypującego się miejskiego królestwa.
Zawsze gotowa na ciekawe wyzwania, gapiłam się na samochód, zastanawiając się, jak mamy pomieścić w nim te wszystkie graty.
– Masz miejsce w bagażniku? – zapytałam.
W mgnieniu oka mina Harleya zmieniła się z olewającej na śmiertelnie poważną.
– Nie – odpowiedział chłodnym tonem. – Zero miejsca.
Ten jego styl… Zero miejsca.
Nie raczył niczego wyjaśnić. Nie zaproponował, że coś przesunie, żeby zrobić miejsce. Kufer był niedostępny i koniec gadania.
– No okej… – mruknęłam, lekko zdziwiona nagłą zmianą jego zachowania. – W takim razie spróbujmy inaczej.
Wepchnęłam szakalopa i koszulki w ciasną przestrzeń za fotelem kierowcy, a potem odsunęłam maksymalnie do tyłu fotel pasażera. Pstryknęłam palcami na Harleya, dając mu znak, aby podał krzesło. Kiedy to zrobił, odwróciłam je do góry nogami i wpasowałam w siedzenie pasażera niczym kawałek układanki.
– Ha! – wykrzyknęłam i odwróciwszy się, dźgnęłam palcem pierś Harleya. – Ja pierniczę, udało się!
Spojrzał mi przez ramię, oceniając mój wyczyn.
– Dobra robota – pochwalił z uśmiechem. – Tylko gdzie ty będziesz siedzieć?
– Fak! – Wszystko na nic, musiałam kombinować od nowa.
Oba przednie fotele, odsunięte na maksa do tyłu, zapewniały dość miejsca na krzesło i długie nogi Harleya, ale przez to nie było sposobu, abym zmieściła się z tyłu bez wydłubania sobie oka rogiem szakalopa.
Wysilałam mózgownicę dalej, a Harley obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Popatrzył na mnie bystro z głębi kabiny i z mroczną miną powiedział:
– Wygląda na to, że pojedziesz na trzeciego.
Zdezorientowana, uniosłam brwi.
– Myślałam, że na trzeciego jest wtedy, kiedy ktoś siedzi między siedzeniami.
– Nie u mnie – odparł i wymownie poklepał swoje kolana.
Nagle straciłam siłę i ochotę na dalsze kombinowanie, zatrzasnęłam drzwi pasażera i praktycznie przeleciałam na jego stronę. Usiadłam Harleyowi na kolanach bokiem, wsuwając stopy w otwartą przestrzeń pod krzesłem. Z obawy, że będę zasłaniać widoczność, wtuliłam głowę w zagłębienie szyi Harleya i przy okazji cmoknęłam go od dołu w nieogoloną szczękę.
– Kurwa! – syknął.
Jedną ręką zamknął drzwi, a drugą chwycił mnie za biodro. Jego kutas nabrzmiał i stwardniał pod moim tyłkiem, kiedy te zajebiście zmysłowe wargi dopadły moich ust. Lewą ręką ujął od tyłu moją nieprzytomną, wygoloną głowę, a prawą zaczął ugniatać pośladki pod tygrysimi legginsami.
Chłodna stal kolczyka błyskawicznie rozgrzała