Deborah Harkness

Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3


Скачать книгу

się w nim czułość. – Philippe martwił się, że możesz zlekceważyć jego przysięgę krwi. Kazał mi przysiąc, że ją uznasz, choćby nie wiem co.

      – Przysięga Philippe’a była prywatną sprawą między nim a mną. Nie trzeba jej uznawać. Nie musicie robić tego wy ani nikt inny. – Nie chciałam, żeby moje wspomnienia o Philippie – i o tamtej chwili – zostały zbrukane przez Baldwina albo Verin.

      – Nic ma rzeczy bardziej publicznej od adopcji ciepłokrwistej i przyjęcia jej do klanu wampirów – oświadczyła Verin i przeniosła wzrok na Matthew. – Nie nauczyłeś czarownicy naszych zwyczajów, zanim wdałeś się w ten zakazany romans?

      – Czas był luksusem, którego nie mieliśmy – odpowiedziałam zamiast niego.

      Na samym początku naszego związku Ysabeau ostrzegła mnie, że muszę dużo dowiedzieć się o wampirach. Po tej rozmowie przysięga krwi wysunęła się na czoło listy rzeczy, które powinnam zgłębić.

      – Zatem pozwól, że ci wyjaśnię – zaczęła Verin belferskim tonem. – Nim ucichnie pieśń Philippe’a, jedno z jego dzieci czystej krwi musi uznać przysięgę. Do tego czasu nie jesteś prawdziwą de Clermont i żaden wampir nie ma obowiązku uważać cię za członka naszej rodziny.

      – To wszystko? Nie obchodzą mnie obyczaje wampirów. Wystarczy mi, że jestem żoną Matthew. – Im więcej słyszałam o de Clermontach, tym mniej mi się to wszystko podobało.

      – Gdyby to była prawda, mój ojciec nie musiałby cię adoptować – zauważyła Verin.

      – Pójdziemy na kompromis – postanowił Baldwin. – Z pewnością Philippe byłby zadowolony, gdyby imiona dzieci czarownicy znalazły się na drzewie genealogicznym de Clermontów.

      Jego słowa zabrzmiały pojednawczo, ale byłam pewna, że kryje się za nimi jakiś mroczny cel.

      – Moje dzieci nie są waszymi krewnymi. – Głos Matthew zabrzmiał jak grzmot.

      – Są, jeśli Diana jest de Clermont, tak jak twierdzi – powiedział z uśmiechem Baldwin.

      – Chwileczkę. Jakie drzewo genealogiczne? – Musiałam cofnąć się o krok w tej dyskusji.

      – Kongregacja prowadzi oficjalne drzewa genealogiczne wszystkich rodzin wampirów – odparł Baldwin. – Niektórzy już nie przestrzegają tej tradycji. De Clermontowie tak. Zapisują daty narodzin i śmierci, nazwiska partnerów i potomstwa.

      Moja ręka automatycznie powędrowała do brzucha. Chciałam, żeby Kongregacja jak najdłużej nie wiedziała o moich dzieciach. Sądząc po wyrazie twarzy Matthew, on czuł to samo.

      – Może podróż w czasie wystarczy, żeby wyjaśnić sprawę przysięgi krwi, ale tylko najczarniejsza magia albo niewierność może wytłumaczyć twoją ciążę – stwierdził Baldwin, rozkoszując się sytuacją. – Te dzieci nie mogą być twoje, Matthew.

      – Diana nosi moje dzieci – oświadczył Matthew. Jego oczy zrobiły się niebezpiecznie ciemne.

      – To niemożliwe – orzekł Baldwin.

      – Ale taka jest prawda.

      – Jeśli tak, będą to najbardziej znienawidzone i najbardziej prześladowane dzieci na świecie – ostrzegł Baldwin. – Byty będą się zabijać o ich krew. I waszą.

      W tej samej chwili zorientowałam się, że Matthew już przy mnie nie ma, i usłyszałam trzask łamiącego się krzesła. Potem zobaczyłam, że mój mąż stoi nad bratem i trzyma go za gardło, jednocześnie przyciskając nóż do jego serca.

      Verin ze zdumieniem spojrzała w dół i zobaczyła jedynie pusty futerał na broń wystający z buta. Zaklęła.

      – Możesz być głową rodziny, Baldwinie, ale nigdy nie zapominaj, że to ja jestem zabójcą – wycedził Matthew.

      – Zabójcą? – Próbowałam ukryć konsternację, kiedy wyszła na jaw kolejna tajemnica mojego męża.

      Naukowiec, Wampir. Wojownik. Szpieg. Książę.

      Skrytobójca.

      Matthew wiele razy mówił mi, że jest zabójcą, ale ja zawsze uważałam, że to nieodłączna część bycia wampirem. Wiedziałam, że mordował w samoobronie, w bitwach i żeby przetrwać. Nigdy nie przypuszczałam, że dokonywał egzekucji na rozkaz rodziny.

      – Na pewno o tym wiedziałaś? – Verin przyglądała mi się badawczo zimnymi oczami. W jej głosie brzmiała złośliwość. – Gdyby Matthew nie był w tym taki dobry, jedno z nas już dawno by go uśmierciło.

      – Wszyscy mamy swoją rolę w tej rodzinie, Verin – powiedział z goryczą Matthew. – Czy Ernst wie, że twoja zaczęła się w miękkiej pościeli, między męskimi udami?

      Siostra jak błyskawica skoczyła na niego z palcami zagiętymi w szpony.

      Wampiry były szybkie, ale magia była szybsza.

      Pchnęłam Verin na ścianę podmuchem czarowiatru, jak najdalej od braci, żeby Matthew zdążył wymusić jakąś obietnicę na Baldwinie i wreszcie go puścił.

      – Dziękuję, ma lionne. – Mąż zwykle tak do mnie mówił, kiedy zrobiłam coś odważnego… albo niewiarygodnie głupiego. Podał mi nóż siostry. – Potrzymaj go.

      Podniósł Verin z podłogi, a Gallowglass stanął u mojego boku.

      – No, no – mruknęła Verin, kiedy już stanęła na własnych nogach. – Rozumiem, dlaczego atcie spodobała się twoja żona, ale nie pomyślałabym, że masz wystarczające jaja na tę kobietę, Matthew.

      – Wszystko się zmienia – odarł krótko mój mąż.

      – Najwyraźniej. – Szwagierka otaksowała mnie wzrokiem.

      – Więc dotrzymasz obietnicy, którą dałaś dziadkowi? – spytał Gallowglass.

      – Zobaczymy – ostrożnie powiedziała Verin. – Mam parę miesięcy na decyzję.

      – Czas minie, ale nic się nie zmieni. – Baldwin spojrzał na mnie z ledwo skrywaną nienawiścią. – Uznanie żony Matthew będzie miało katastrofalne skutki.

      – Spełniałam życzenia atty, kiedy żył, nie mogę więc zlekceważyć ich teraz, kiedy on nie żyje.

      – Musimy czerpać pociechę z faktu, że Kongregacja już szuka Matthew i jego partnerki – stwierdził Baldwin. – Kto wie? Może do grudnia oboje będą martwi.

      Posławszy nam ostatnie pogardliwe spojrzenie, wymaszerował z pokoju. Verin zerknęła przepraszająco na Gallowglassa i ruszyła w ślad za bratem.

      – A więc… dobrze poszło – wymamrotał Gallowglass. – Nic ci nie jest, cioteczko? Trochę pojaśniałaś.

      – Czarowiatr zwiał mój czar maskujący. – Próbowałam znowu się nim otoczyć.

      – Zważywszy na to, co się wydarzyło tego ranka, chyba lepiej, żebyś go na sobie miała, póki Baldwin jest w domu – poradził Gallowglass.

      – Balwdin nie może się dowiedzieć o mocy Diany. Doceniłbym twoją pomoc, Gallowglassie. I Fernanda również. – Matthew nie określił dokładnie, jaką formę miałaby przybrać ta pomoc.

      – Oczywiście. Czuwałem nad cioteczką przez całe jej życie. I nie przestanę teraz.

      Po tych słowach różne części mojej przeszłości, których nigdy nie rozumiałam, trafiły na swoje miejsce jak elementy układanki. Jako dziecko często czułam, że obserwują mnie inne byty, ich spojrzenia łaskotały albo mroziły mi skórę. Jedną z nich był Peter Knox, wróg mojego ojca i ten sam czarownik, który szukał w Sept-Tours Matthew i mnie, a zabił Em. Czy drugą mógł być ten niedźwiedź, którego teraz kochałam jak brata, ale poznałam go dopiero,