rozkradli część przygotowanego drewna. A plan zakonny, jak wynika ze źródeł, polegał na zapobieżeniu podpaleniom stosów i ujęciu, jak to oni mówią, demonów. U nas nie mieli szans.
– Chłopi wypłoszyli…
– Czekaj. W Luan właśnie najprawdopodobniej znajdował się najważniejszy stos.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Tylko tutaj zakonni ogrodzili teren i coś badają. W żadnym innym miejscu tego nie robią.
– Aha, rozumiem. Chłopi pomieszali rycerzom szyki i…
– A kto wypędził chłopów z wiosek? – znowu wpadła mu w słowo.
To było jak olśnienie. Daazy powoli rozmasował sobie twarz.
– Luna – powiedział. – To Luna obróciła wniwecz zakonny plan.
– No to ją ukarali.
Zapadła męcząca cisza. Żadne z nich nie chciało się odezwać. Szukanie teraz świadków wydarzeń mijało się z jakimkolwiek sensem. Zakon nigdy nie działał wprost. Nigdy otwarcie nie wystąpiłby przeciwko Radzie Czarowników. Ukradkiem, cudzymi rękami, pozorując ciąg przypadkowych zajść – to były ich metody działania. Nawet uruchomienie prowincjonalnego prefekta i zlecenie mu śledztwa mijało się z celem. Nigdy nie dowie się, czy ktoś z zakonnych wywiadywał się w sprawie Luny, upewniał, że nigdy, ale to nigdy nie ma szans na uwolnienie. A samo powolne konanie w nieustannej męce? To tak. To było postępowanie miłe sercu zakonnej hołoty. Te rachuby nigdy ich nie zawodziły.
Tyle tylko, że tym razem pojawił się upiór o imieniu Nikt. I wbrew wszelkim zasadom zdrowego rozsądku pomógł jednemu swojemu wrogowi uwolnić drugiego swojego wroga.
Kumulujące się napięcie przerwała Taida:
– Byłeś u Luny?
– Byłem, ale Giron nie dopuszcza. Boi się podejrzeń o kolesiostwo między prefektem a prokuraturą.
Skinęła głową.
– Mówił, co z nią teraz?
– Tak. Podręcznik lekarza ojca Viriona jest istną rewelacją. Czarownica odzyskuje siły, komplikacji brak.
– A umysł?
Daazy uciekł ze spojrzeniem. Najpierw wzrokiem błądził między stosami poukładanych na półkach papierów. Potem dotknął palcem swojego czoła.
– A jak pozostanie już matołkiem, to co zrobimy?
Rozbawił Taidę.
– Ech, mężczyźni, mężczyźni…
– Co?
– Widzę, że ten problem spada na mnie.
Natrija miała mnóstwo uroku. Nie była jakoś tam specjalnie piękna, ale jej oczy miały niesamowite właściwości przyciągania męskich spojrzeń. Właściwie kiedy ona patrzyła na kogoś, trudno było odwrócić wzrok. Lecz nie było to hipnotyczne spojrzenie paraliżujące ofiarę. Mężczyźni generalnie, kiedy już znaleźli się w towarzystwie Natrii, pragnęli jednej rzeczy. Otoczyć opieką tę niewinną istotę, zapewnić jej bezpieczeństwo oraz mówić słodkie rzeczy do końca świata.
– Poderwij ją i będziemy mieli święty spokój – powiedziała Niki już po pierwszym spotkaniu. – Jak ona tak na mnie patrzy, to nawet ja mięknę, chociaż jestem kobietą.
– Jak to poderwij? – obruszył się Virion.
– No, rozkochaj w sobie czy co tam – odparła jego żona. – Weź do łóżka i może uspokój trochę. Bo żyć nam nie da.
– No wiesz? Zwariowałaś?
– Przecież mówiła ci stara, która nas skojarzyła, że nie będę mieć pretensji o ludzkie samice. Zazdrosna jestem tylko o nasze. – Niki wstrząsnęło wspomnienie chwili, kiedy dowiedziała się, że pani Nikt całowała jej narzeczonego. – Jeśli chodzi o ludzkie kobiety, to nawet pomogę ci zdobyć.
– Pamiętam, pamiętam. – Kiwnął głową, myśląc, że to nie działa w drugą stronę. Jeśli ktoś choć tylko dotknąłby Niki, zginąłby szybką śmiercią. – A dlaczego mówisz, że żyć nam nie da?
– Niepokoi mnie to świdrujące spojrzenie. Mówię ci, że ona coś wypatrzy.
– Co niby?
– Choćby to, że nie jesteśmy tymi, za których się podajemy. A znając takie łanie, to zaraz popędzi do mamusi z donosem.
– Wątpię, żeby tylko to sprawiło, że zrezygnują z ludzi, którzy za nich płacą. Zaraz… A gdzieś ty łanie widziała?
– A widziałam. Ta Winne dla honoru rodziny zrobi wszystko.
– Tak mówi i takie wrażenie sprawia – przekomarzał się Virion. – Ale wiele już razy widziałem, że u nich wszystkich pieniądze są ważniejsze od tego, co mówią.
Niki fuknęła jak wielka kocica.
– Idź do niej, rozkochaj w sobie i się z nią prześpij. Wtedy się odczepi.
– Nie chcę.
– Akurat. Już ja widziałam, jak cię przyciągają te jej oczy.
– Odruchowo patrzyłem.
– To prześpij się z nią odruchowo. Trzask-prask i po krzyku. – Niki bawiła się Virionem, czerpiąc z tego coraz większą radość. Była pewna, że jej mąż nie zdoła się zakochać w żadnej innej. Cała ta rozmowa sprawiała jej naprawdę dużą uciechę. – Jak nie umiesz poderwać, to ja do niej pójdę i załatwię sprawę.
– Prześpisz się z nią?!
– No co ty? – Wzruszyła ramionami. – Powiem, że ty masz ochotę, ale jesteś zbyt nieśmiały, żeby zacząć nawet rozmawiać.
– Zołza!
– Idę… – Niki podniosła się i wyciągnęła ostrzegawczo do góry palec. – Idę…
– Ja ci dam! Siadaj!
– Na litość ją wezmę.
– O ty zarazo jedna! – Virion skoczył do przodu, chwytając Niki wpół. Obrócił ją i przygiął na tyle, na ile mógł, a potem wymierzył w pupę kilka klapsów.
– Och… – Niki, chichocząc, udawała, że omdlewa.
I to właśnie obudziło drzemiącego obok Horecha.
– Co się dzieje?
– On nie chce iść i wywęszyć, co o nas myśli ta cała Natrija – naskarżyła Niki.
– Dlaczego nie chce?
– Boi się. Aż zaczął mnie bić.
– No wiesz… – Horech przeniósł umęczony alkoholem wzrok na swego ucznia. – Idź natychmiast. Już!
I zasnął z powrotem. Niki przyłożyła palec do ust.
– No widzisz? – szepnęła z perfidną miną. – Idź szybko, a jak nie dasz rady, to zawołaj mnie na pomoc.
Pogroził jej pięścią. Chciał coś powiedzieć, ale wszyscy wiedzieli, że starego szermierza lepiej nie budzić, kiedy śpi. To się zawsze mogło źle skończyć.
Poszedł więc, złorzecząc w duchu.
Jedyną córkę książęcej rodziny znalazł samą w głównej sali karczmy, gdzie nocowali. Najwyraźniej nie chciała uczestniczyć w przygotowaniach do wyjazdu i sączyła wino, które podano im do śniadania. Chrząknął dyskretnie, żeby jej nie przestraszyć. Zerknęła na niego.
A