Lucinda Riley

Dom orchidei


Скачать книгу

z nią zgodzić, ale ponieważ za dwie minuty miała wejść do Sali Tronowej, zignorowała dziewczynę i spróbowała zebrać myśli oraz skupić się na tym, co ją czeka.

      *

      Nieco później wszyscy już byli bardziej rozluźnieni. Prezentacja Olivii przebiegła gładko. Nie potknęła się, nie upadła u stóp królewskiej pary ani nawet się nie zachwiała. Dziewczęta trajkotały i spieszyły na ucztę przygotowaną przez sieć restauracji Lyons. Patrząc na nie, Olivia miała wrażenie, że wszystkie się znają, dlatego stała nieco z boku, czując się niezręcznie i nie na miejscu.

      – Rozchmurz się, już prawie po wszystkim – szepnął jej do ucha znajomy głos. – Spotkałyśmy się wcześniej. Jestem Venetia Burroughs. A ty?

      Była to dziewczyna z numerem siedemnastym.

      – Olivia Drew-Norris – odparła.

      – Jejku! Ale chce mi się palić – jęknęła Venetia. – Jak myślisz, kiedy to się skończy? – Odrzuciła do tyłu długie czarne włosy, które w przeciwieństwie do włosów Olivii i większości innych dziewcząt nie były tapirowane.

      – Nie mam pojęcia. Spojrzałabym na zegarek, gdyby nie to, że zdjęcie rękawiczek to prawdziwe utrapienie – przyznała Olivia.

      Venetia uniosła brwi.

      – Wielkie nieba, tak! – Rozejrzała się po pokoju i wskazała pozostałe dziewczyny. – Wyglądamy jak narzeczone Draculi.

      Olivia zachichotała. Podejrzewała, że Venetia jest jedną z tych „szybkich” dziewcząt, przed którymi ostrzegała ją babka. A jednak była zaintrygowana.

      – A niech to! I tak zapalę. – Venetia wyciągnęła z torebki papierosa i zapaliła go. – Rety, od razu lepiej – rzuciła, ostentacyjnie wypuszczając dym.

      Olivia zauważyła, że głowy innych dziewcząt odwróciły się w ich stronę.

      Venetia wzruszyła ramionami.

      – I co mi zrobią? Aresztują? Wtrącą do Tower? Sam król pali jak lokomotywa. Chcesz? – Wyciągnęła papierośnicę w kierunku Olivii.

      – Nie, dziękuję. Ja nie…

      – Nie pochwalasz czy nie palisz? – spytała Venetia, przeciągając samogłoski. – Nie widziałam cię na żadnych tańcach, herbatkach ani na lunchach poprzedzających prezentację. Skąd jesteś?

      – Z Indii – odparła Olivia.

      – Naprawdę? Jakież to… egzotyczne. – Zmierzyła Olivię od stóp do głów. – Jesteś bardzo piękna, wiesz? Powinnaś złowić w tym sezonie wyjątkowo grubą rybę, jeśli ci na tym zależy. Na moje oko jesteś w pierwszej piątce.

      – Nie wiem, czy tego właśnie chcę – rzuciła wyzywająco Olivia.

      Venetia spojrzała na nią z szacunkiem.

      – Poważnie? W takim razie co w ogóle tutaj robisz?

      – Myślałam, że to samo co ty – odparła Olivia. – I to samo co przed nami nasze matki. Podtrzymuję tradycję.

      – Rzeczywiście, chyba masz rację. – Venetia pokiwała głową. – Tyle że ja zamierzam bawić się znacznie lepiej niż moja matka. I podobnie jak tobie wcale nie spieszy mi się do ołtarza. Moje motto brzmi: „Skoro musisz przez to przechodzić, baw się tak dobrze, jak tylko potrafisz”. Co ty na to?

      W tej samej chwili podeszła do nich piękna ciemnowłosa dziewczyna o błyszczących oczach. Suknia, którą miała na sobie, trąciła ekskluzywną paryską modą i wyróżniała się pośród kreacji szytych na zamówienie przez angielskich krawców.

      – Skarbie – powiedział, obejmując Venetię. – Już nie mogę. Bądź tak kochana i pozwól mi się zaciągnąć.

      – Dla ciebie wszystko, Kick. Może chcesz go dokończyć?

      Olivia patrzyła, jak usta pięknej Amerykanki rozciągają się w uśmiechu.

      – Dzięki. Posłuchaj, idziesz do Ritza? Część z nas wychodzi za dwadzieścia minut. Tatuś powiedział, że też później przyjdzie.

      – Nie wiem, Kick, może – rzuciła Venetia od niechcenia. – Zobaczę, co się będzie działo.

      – W porządku, słonko, zobaczymy się przy następnej okazji. – Kick uniosła brew, odwróciła się i zerknęła na Olivię. – A to kto? – spytała z powagą, której nie powstydziłaby się królewska para.

      – Olivia Drew-Norris. I myślę… – szepnęła konspiracyjnie Venetia – że może być jedną z nas.

      – Cudnie. – W jej amerykańskich ustach słowo zabrzmiało dziwnie obco. – Do zobaczenia, Olivio.

      Chwilę później już jej nie było. Venetia odprowadziła ją wzrokiem. Pozostałe dziewczęta zrobiły to samo.

      – Wiesz, kto to jest, prawda? – Venetia spojrzała na Olivię.

      – Tak, poznaję ją z gazet – odparła Olivia. – To Kathleen Kennedy.

      – Niekoronowana królowa sezonu, skarbie. Wszyscy ją uwielbiają.

      – Wiem nawet dlaczego – westchnęła Olivia. – Jest niesamowicie piękna.

      – I nowoczesna. Jest jak powiew świeżego powietrza, a jeśli cię polubi – Venetia ścisnęła ją za ramię – postara się, żeby ten sezon był dla ciebie świetną zabawą. Musisz przyjść i poznać Mup. Nazywam tak moją mamę. Nie pytaj dlaczego, to zbyt nudna historia, ale myślę, że ją polubisz. Przyjdziesz jutro na bal, który Tip Chandler organizuje w hotelu Savoy?

      – Tak – potwierdziła Olivia.

      – Będzie świetnie. Geraldo zagra ze swoją niesamowitą orkiestrą. Wtedy wszystko ustalimy. – Venetia puściła oko do dziewczyny, która pomachała do niej z drugiego końca pokoju. – Muszę lecieć, kochana. Chcę zrobić obchód. Do jutra!

      Po powrocie do domu Olivia po raz pierwszy poczuła dreszcz podniecenia związany z nadchodzącym sezonem.

      13

      Rankiem Elsie z radością powitała majowe słońce przeświecające przez cienkie bawełniane zasłony. To była ponura zima z nadciągającymi od strony morza wilgotnymi mgłami, które unosiły się nad ziemią aż do zmroku, i przenikliwym chłodem. Powrót „na dół” do codziennych obowiązków sprawił, że ostatnio Elsie była przygnębiona. W Wharton Park nie odbywały się żadne przyjęcia, tak więc nie miała się kim opiekować. Jej zarobki znowu wynosiły jednego funta, przez co rodzina miała w tygodniu prawie pół kilograma masła mniej.

      Dom był cichy, ponieważ jaśnie pan większość czasu spędzał w Londynie na spotkaniach poświęconych nadciągającej wojnie. Pani tymczasem dochodziła do siebie po licznych chorobach, zwłaszcza po wyjątkowo ciężkiej grypie, kiedy to cały dom drżał o jej życie. Jaśnie pani przypominała delikatny kwiat; kiedy nie czuła się dobrze, w całej posiadłości panowała nerwowa atmosfera.

      Elsie niezdarnie wygramoliła się z łóżka, wzbudzając niezadowolenie leżącej obok młodszej siostry, i rozsunęła zasłony. Tym razem siostra Elsie jęknęła przeciągle, ostentacyjnie odwróciła się na drugi bok i nakryła głowę poduszką.

      Elsie spojrzała na słońce i uświadomiła sobie, że jest dopiero po piątej. Do rozpoczęcia pracy została jeszcze godzina, chciała jednak przygotować na później najlepsze ubrania. Tego dnia kończyła pracę wcześniej i po południu Bill zabierał ją do Regal w Cromer. Planowali obejrzeć Goodbye Mr Chips z Robertem Donatem i umówili się o wpół do drugiej w czworakach, gdzie Bill przygotował