Jenny Blackhurst

Ktoś tu kłamie


Скачать книгу

tylko znaleźć kluczyki i… Logan, jesteś gotowy?!

      – Kluczyki są w misce na owoce. – Charity wskazała stół.

      Pęk kluczy rzeczywiście leżał na jabłkach, mocno już przejrzałych, jak stwierdziła Miranda.

      – Dziękuję, słonko, chodź do samochodu… MASZ PIĘĆ SEKUND, LOGAN, BO INACZEJ CIĘ ZOSTAWIĘ I ZMIENIĘ HASŁO DO WI-FI.

      Logan w końcu się zjawił, wciąż z głową w tablecie. Miranda się uśmiechnęła. Wyjście z domu w mniej niż godzinę – całkiem nieźle.

      Jak było do przewidzenia, Logan postanowił zostać w samochodzie, gdy Miranda odprowadzała Charity do drzwi Elcocków. Dziewczynki przyjaźniły się praktycznie od urodzenia, ku jej wielkiej konsternacji. Kto by pomyślał, że Charity upodoba sobie akurat córkę największej miejscowej plotkarki.

      Miranda zadzwoniła do drzwi. Kiedy wreszcie się otworzyły, ujrzała zakłopotaną czerwoną twarz Cynthii.

      – Cześć, Mirando. – Cynthia uśmiechnęła się bez cienia wesołości, strzelając wzrokiem po ulicy. – Nie dostałaś mojej wiadomości? Napisałam na Facebooku…

      Miranda pokręciła głową, zmieszana.

      – Dziś jeszcze nie zaglądałam do komórki.

      – Mówiłam ci, mamusiu – wtrąciła Charity – że umieszczam to w krzyżyku. Oglądałam YouTube i kółko mi przeszkadzało.

      Miranda się roześmiała.

      – Aha, to było wtedy. Co napisałaś?

      Cynthia przygryzła wargę.

      – Tylko tyle, że lepiej, by Charity dzisiaj nie przychodziła. Poppy źle spała i…

      Jak to zawsze bywa wtedy, gdy próbuje się okłamać drugą matkę, córka Cynthii wybrała akurat ten moment, żeby wrzasnąć z głębi domu:

      – MAMOOO? Możemy później dostać z Amy lody?

      Miranda odchrząknęła.

      – Skoro Poppy źle się czuje, to co tu robi Amy?

      – Jej mama też nie odebrała wiadomości i przyszła, a Poppy odrobinę się polepszyło, więc…

      – Miło to słyszeć. – Miranda rozciągnęła usta w sztucznym uśmiechu. – Czyli Charity też może wejść, prawda?

      – Oczywiście. – Cynthia z pokonaną miną przesunęła się na bok. – Wejdź, skarbie.

      – O której mam ją odebrać?

      Cynthia znów rozejrzała się po ulicy, a Miranda zdusiła chęć zapytania, czy czeka na policję, która przyjedzie, żeby aresztować ją, Mirandę. Wróciły do niej słowa z podcastu. „Nowa samica alfa, która gładko wśliznęła się w lukę, jaką Erica pozostawiła w naszej społeczności”. Czy właśnie tak to teraz będzie? Czy kobiety, które znała od lat, nie będą chciały jej widzieć przed swoimi domami, bo ktoś mógłby zobaczyć, że z nią rozmawiają?

      – Jeśli chcesz, mogę ją przywieźć. – Głos Cynthii brzmiał tak nonszalancko, że Miranda miała ochotę złapać ją za szyję i udusić tu, na werandzie.

      – Nie, Cynthio, kurwa mać, wcale tego nie chcę. Przyjadę po swoją córkę, gdy tylko dasz mi znać, żebym ją odebrała, a jeśli jeszcze raz spróbujesz wyciąć mi taki numer, zjawię się tu cała we krwi, puszczając ten pierdolony podcast na cały regulator. Zobaczysz, co wtedy powiedzą twoi sąsiedzi.

      Gdy dumnym krokiem szła do auta, wiedząc, że Cynthia patrzy na nią z rozdziawionymi ustami, musiała przyznać, że po wszystkich tych latach fajnie było w końcu wbić starannie wymierzoną szpilę, z dodatkiem paru niecenzuralnych słów.

      12

      Felicity po raz trzeci dźgnęła palcem w guzik brzęczyka, niecierpliwie stukając obcasem. Stojące obok niej bliźniaczki niezmordowanie wykłócały się o to, który kolor wstążki jest ładniejszy. Czekając pod drzwiami, pomyślała, że jeśli nie wypije kawy, to cały dzień będzie miała stracony. Pieprzyć to, wstąpi na kawę niezależnie do tego, czy zakłóci to jej rozkład dnia, czy nie. To postanowienie sprawiło, że poczuła się dziwnie wolna.

      – Dzień dobry, dziewczynki!

      Drzwi się otworzyły. Felicity nawet nie próbowała zamaskować zniecierpliwienia w głosie, gdy rzuciła:

      – Dobry, chociaż długo przyszło nam czekać. – Zaśmiała się, jakby to był żart.

      – Przepraszam – mruknęła Jemma, nie patrząc na nią. – Mamy urwanie głowy.

      – Nie szkodzi, ważne, że już jesteś. Możemy omówić plan na następną środę? – Felicity weszła, wyjęła terminarz i znalazła stronę z notatką: „Wycieczka dziewczynek” (jejku!).

      – Tak, eee… wycieczka… – Jemma przygryzła dolną wargę i udała, że patrzy ponad jej ramieniem na bawiące się dzieci. – Hm… trochę się pozmieniało. Widzi pani, mamy mnóstwo chętnych do pomocy, więc właściwie nie musi pani z nami jechać.

      Felicity zamarła z terminarzem zawieszonym w powietrzu.

      – Co to znaczy, że właściwie nie muszę jechać? Ustawiłam sobie tydzień spotkań w ten sposób, żeby w środę mieć wolne. To pierwsza wycieczka, na którą mogę się wybrać, odkąd dziewczynki zaczęły tu przychodzić.

      – Wiem. – Jemma była wyraźnie skrępowana. Upatrzyła sobie jakiś punkt na ścianie i wbiła w niego wzrok. – Przykro mi, panno Goldman, naprawdę, ale wszystkie miejsca dla dodatkowych opiekunów są zajęte.

      – To powiedz komuś innemu, że nie może jechać – zażądała Felicity. – Co z mamą Chloe? Jeździła za każdym razem. Powiedz jej, że ma zostać w domu i zrobić sobie włosy albo coś… Bóg świadkiem, że jej to potrzebne.

      Jemma westchnęła.

      – Ja tylko mówię pani to, co mi przekazano. Z pewnością pani rozumie. Przepraszam, ale muszę już iść, bo mamy dziś mało personelu.

      Felicity spojrzała na zegarek i jęknęła.

      – Pięknie – mruknęła, gwałtownie mrugając, żeby pozbyć się z oczu łez, które lada chwila mogły spłynąć jej po policzkach, i odwróciła się plecami do dziewczyny, zanim ta zdołała cokolwiek zauważyć.

      W kawiarni panował większy spokój niż zwykle – Felicity stwierdziła, że zjawianie się po dziewiątej ma swoje dobre strony. Kobieta przed nią zmagała się ze spacerówką, trzymając dziecko na biodrze, a u jej stóp siedział około czteroletni szkrab, zajęty darciem serwetki na kawałki. Za szeroką ladą z ciastkami dwie baristki prowadziły ożywioną rozmowę.

      – Wysłuchałam tego dwa razy. Myślisz… – Szum spieniacza do mleka zagłuszył dalszy ciąg zdania.

      – …w ogóle. To znaczy kim jest ten facet? I skąd może wiedzieć więcej niż policja? Jak się nad tym zastanowić, jeśli naprawdę ma dowody, to dlaczego nie…

      Felicity usiłowała wyłapać strzępki rozmowy, gdy dziewczyny kręciły się za ladą, kubki grzechotały, a ekspres do kawy mruczał.

      – …zrobi? Może na końcu podcastu czy coś. Mnie ciekawi, dlaczego na liście podejrzanych nie umieścił jej męża. Czy to nie mąż jest zawsze pierwszym podejrzanym?

      – Chyba że facetem od podcastu jest właśnie jej mąż. Przecież nie wskazywałby sam na siebie, prawda? Może próbuje odwrócić uwagę…

      Felicity skrzywiła się na