Jenny Blackhurst

Ktoś tu kłamie


Скачать книгу

o wszystkim, ale gdziekolwiek poszła, ludzie mówili tylko o tym. Severndale było niewielkie, Severn Oaks jeszcze mniejsze. Zastanawiała się, jak radzi sobie Karla – jeśli ona uważała nawiązanie do niej za słabo zawoalowane, to było ono niczym w porównaniu z nazwaniem Karli i Marcusa praktycznie po imieniu. Cheshire miało swoje sławy, oczywiście, „Prawdziwe panie domu” i piłkarzy na pęczki, ale tylko dwie z nich mieszkały na zamkniętym osiedlu. I co ten facet powiedział o Mary-Beth? „Najlepsza przyjaciółka, trochę za dobra, żeby mogła być prawdziwa”. I o jej mężu – Peterze – że często występuje w dzienniku Eriki. I dlaczego w ogóle Erica prowadziła dziennik o nich? Życie mieszkańców Severn Oak raczej nie sprawiało wrażenia ekscytującego; od czasu do czasu mężczyźni zbierali się w którymś domu, żeby razem obejrzeć mecz, i może rozmawiali o czymś ciekawym, chociaż Felicity w to wątpiła. Baristka i jej koleżanka mogły mieć trochę racji, podejrzewając Jacka – przecież mąż Eriki miałby największe szanse, żeby znaleźć jej gryzmoły o sąsiadach. Nie, to jakiś obłęd. Jack był zwyczajnym facetem, całkiem sympatycznym – na pewno nie typem człowieka, który rozpętałby coś takiego. Felicity westchnęła. Było tego zbyt wiele, żeby nawet o tym myśleć.

      Czy właśnie tak to teraz będzie? Ciągłe zastanawianie się, kto i co wie o jej życiu? I co Erica napisała o niej w tym swoim cholernym dzienniku? Do tego dochodził mąż jej najlepszej przyjaciółki, często występujący w zapiskach. Co napisała o Peterze?

      Felicity wyjęła komórkę i wybrała numer Mary-Beth, dziwnie milczącej od wybuchu całej afery – nie odezwała się do żadnej z nich, odkąd dwa dni temu ukazał się post. Karli udało się skontaktować ze Steph – administratorką szkolnej strony – która szybko usunęła z Facebooka wszystkie ślady posta, ale oczywiście wciąż dowiadywały się o nim kolejne osoby. Mary-Beth na pewno też już wie.

      Telefon dzwonił i dzwonił. Dlaczego Mary-Beth nie odbiera?

      Felicity trzasnęła komórką w stół, ignorując spojrzenia siedzących wokół kobiet. Czy już wiedzą, kim ona jest? Wyobraziła sobie, jak wracają do przyjaciół i mężów, mówiąc im, że tego ranka w kawiarni kobieta z Severn Oaks zachowywała się bardzo podejrzanie.

      Podskoczyła, gdy telefon zabrzęczał w jej dłoni, ale to była Karla, a nie Mary-Beth.

      – O co chodzi?

      Karla nigdy nie dzwoniła w ciągu dnia – wiedziała, że Felicity nie odbiera prywatnych telefonów, chyba że to był telefon ze szkoły. Jeśli czegoś chciała, wysyłała maila – był to jedyny sposób, żeby się wcisnąć w wiecznie napięty plan dnia Felicity.

      – Wybacz, Fliss – odezwała się Karla naglącym tonem. – Wiem, że pracujesz, ale muszę z kimś pogadać. Zaczynam świrować, siedząc tu i myśląc o całej tej sprawie. Wpadniesz?

      – Czy nie mówiłaś, żeby się nie martwić? Że wasz prawnik…

      – Wiem, co mówiłam, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Marcus wczoraj wieczorem rozmawiał z prawnikiem, który stwierdził, że dopóki facet nie wymieni nas z nazwiska albo nie powie czegoś, co konkretnie wskaże, że byliśmy zamieszani w przestępstwo, nie możemy nic zrobić, a podejmowanie jakichkolwiek kroków na tym etapie sprawi, że będzie wyglądało to tak, jakbyśmy mieli coś do ukrycia.

      – Przecież na tym polega problem, prawda? – mruknęła Felicity, przygryzając wargę. – Że mamy.

      13

      Zadowolenie Mirandy z tego, że zachowała się jak twardzielka, trwało, dopóki nie dotarła do końca ulicy, gdzie zatrzymała się i zgarbiła nad kierownicą. Kurwa mać, co się właśnie stało? Dlaczego Cynthia kłamała w żywe oczy? Dlaczego nie chciała przyjąć Charity do swojego domu?

      Albo ściślej mówiąc, dlaczego nie chciała widzieć jej, Mirandy, w swoim domu. Bo przecież o to chodziło w tym małym przedstawieniu, prawda? Mama alfa, która gładko wśliznęła się na miejsce Eriki – cóż, wszyscy wiedzieli, o kim mowa. Nie wróci teraz do tego domu, wykluczone, choć z naciskiem zapowiedziała, że to zrobi. Niech Alex po pracy odbierze Charity, zakładając, że znów nie będzie pracował do późna. Policzki jej zapłonęły na wspomnienie zadowolonej miny Felicity, gdy dała do zrozumienia, że jej mąż może mieć inne zajęcia niż praca, kiedy nie zjawia się w domu przed ósmą wieczorem. Wiedziała, co wszyscy o nim myślą: uważano go za szelmowskiego żartownisia, który nie potrafi utrzymać rąk przy sobie. Gdyby mieli Księgę Pamiątkową Severn Oaks, imię Alexa najpewniej figurowałoby pod nagłówkiem „Największe prawdopodobieństwo zdrady małżeńskiej”. A jednak Mirandzie nie udało się znaleźć nawet cienia dowodu, że zbłądził, chociaż skrupulatnie sprawdzała jego telefon, maile i zdjęcia w schowku iCloud. Kiedyś odkryła w garderobie komórkę, którą ze łzami w oczach ładowała przez godzinę – i zobaczyła, że to ta stara, którą jakieś trzy lata temu dała Loganowi, żeby mógł sobie na niej pograć.

      Domy w Severn Oaks były głównie wolno stojące, z czterema sypialniami. W dalekim zakątku stały segmenty z trzema sypialniami, ale ich lokatorzy nie mieli dzieci… A może pod szóstką doczekali się malucha? Miranda nigdy nie zwracała na to uwagi. Zwykle Erica zajmowała się przeprowadzaniem rozmów powitalnych – ona znałaby imię dziecka i datę urodzenia. I oczywiście pośrodku osiedla wznosiła się rezydencja Karli i Marcusa, z pięcioma sypialniami, z wielkim ogrodem i rzucającym się w oczy miejscem, gdzie kiedyś rosło to fatalne drzewo. Miranda i Alex mieszkali w trzecim domu na lewo od nich, z doskonałym widokiem na domy Eriki, Mary-Beth, po sąsiedzku, i Felicity, a także na każdego, kto je odwiedzał. Miranda często myślała, że Erica uwielbia swój punkt obserwacyjny, bo dom Spencerów stał na skarpie, skąd roztaczał się najlepszy widok na inne domy i ich mieszkańców. „Żebym mogła cię lepiej widzieć”… Jednak teraz to ona mogła obserwować sąsiadów i miała okazję zobaczyć, że Karla i Felicity wróciły do Severn Oaks, każda swoim samochodem, lecz jednocześnie, i skręciły na kolisty podjazd Kaplanów. Wtedy zniknęły jej z pola widzenia, ale mogła sobie wyobrazić, jak wysiadają, wchodzą do supernowoczesnej kuchni Karli, sadowią się w kąciku śniadaniowym, przy desce serów, i plotkują, sącząc wino.

      Miranda tęskniła za taką przyjaźnią, ale nigdy nie poznała nikogo, z kim mogłaby się zżyć w ten sposób. Mary-Beth miała Ericę… kiedyś miała Ericę. Może teraz, myślała z nadzieją Miranda, gdy Mary-Beth czuje się osamotniona, naprawdę się zaprzyjaźnią. Wiele je łączyło: dzieci w tym samym wieku i mężowie, którzy nie mogli zapanować nad oczami albo utrzymać rąk przy sobie. Ale Mary-Beth nie była zainteresowana zastąpieniem Eriki. Co więcej, w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy nie próbowała nawiązać więzi towarzyskich z żadną z nich. Wydawało się niemal, jakby winiła je za śmierć Eriki, ponieważ wszystkie były obecne u Kaplanów w noc zdarzenia. A może nie chciała, żeby wyszły na jaw jej własne tajemnice – według podcastu miała ich tyle co cała reszta.

      Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do Mary-Beth, by zapytać, co u niej; może to je zbliży – może wyniknie z tego coś dobrego. Napiją się wina i pogadają od serca, dzieląc się sekretami i obawą o to, co jeszcze powie ten okropny mężczyzna. Może Karla i Felicity zaproszą je na swoje następne spotkanie i razem będą wspominać biedną Ericę – jak uwielbiała przyjęcia, jak dzięki niej trzymały się razem i jak teraz też mogą na siebie liczyć.

      I w pewnym momencie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, palniesz jakieś głupstwo, co każdą z nich wytrąci z równowagi, i będziesz musiała się stąd wyprowadzić, pomyślała. Pamiętasz, jak zapytałaś Felicity, kto wstrzyknął jej botoks? Nie bez powodu nie masz przyjaciół, Mirando.

      I znów odezwał się ten cichy głosik, tak jak za każdym razem, gdy rozważała, czy pójść na spotkanie towarzyskie albo przejść na drugą stronę ulicy, żeby pogawędzić