Мольер (Жан-Батист Поклен)

Don Juan


Скачать книгу

może być powodem twych złowieszczych przeczuć? Czy twój pan zwierzył się z czym przed tobą? Czy ci powiedział, że ostygł już dla nas i że to jest przyczyna wyjazdu?

      SGANAREL

      To nie; ale, napatrzywszy się tego i owego, nabrałem już oka do tego interesu, i, choć jeszcze nic mi nie powiedział, założyłbym się niemal, że tak się te sprawy mają. Może się wreszcie i mylę; jednak mogę się chlubić, że w podobnym przedmiocie nie zbywa mi na doświadczeniu.

      GUZMAN

      Jak to! Ten niespodziany wyjazd byłby oznaką niewierności don Juana? On byłby zdolny taką zniewagą odpowiedzieć na czystą miłość donny Elwiry?

      SGANAREL

      Nie, jeszcze za młody na to, nie odważyłby się z pewnością!

      GUZMAN

      Człowiek jego urodzenia miałby popełnić czyn tak nikczemny?

      SGANAREL

      Ech, urodzenie! Piękna mi racja: właśnie dlatego miałby się krępować!

      GUZMAN

      Wszak się z nią złączył świętymi węzłami małżeństwa!

      SGANAREL

      Ech, poczciwy Guzmanie, mój przyjacielu, wierzaj mi, ty jeszcze nie wiesz, co to za człowiek, ten don Juan.

      GUZMAN

      W istocie nie wiem, co to za człowiek, jeśli prawdą jest, iż popełnił względem nas tę niegodziwość. Nie rozumiem, w jaki sposób, po takich zapałach, po niecierpliwości, którą okazywał, po tylu natarczywych wyznaniach, zaklęciach, łzach i westchnieniach, tylu stęsknionych listach, oświadczynach, przysięgach, po tylu wybuchach i uniesieniach, które popchnęły go aż do pogwałcenia świętych murów klasztoru i wydarcia z nich donny Elwiry przemocą, nie rozumiem, mówię, jak po tym wszystkim miałby czelność sprzeniewierzyć się słowu!

      SGANAREL

      Dla mnie zrozumienie tego nie przedstawia najmniejszych trudności; gdybyś znał lepiej tego wygę13, pojąłbyś, że to dla niego rzecz najłatwiejsza pod słońcem. Nie twierdzę, aby jego uczucia już miały się zmienić; nie mam jeszcze w tej mierze zupełnej pewności. Wiesz, że z jego rozkazu wyjechałem przed nim, od czasu zaś swego przybycia jeszcze nie rozmawiał ze mną; jednak, aby cię przestrzec, powiadam ci inter nos14, że w don Juanie, moim panu, masz szczęście oglądać największego zbrodniarza, jakiego ziemia kiedykolwiek nosiła, opętańca, wściekłego psa, diabła, Turka, heretyka, który nie wierzy ani w niebo, ani w świętych, ani w Boga, ani w wilkołaka, który pędzi to życie jak prawdziwe bydlę, jak wieprzek Epikura15, jak prawdziwy Sardanapal16, który zamyka uszy na wszelkie chrześcijańskie napomnienia i uważa za koszałki-opałki wszystko, w co my wierzymy. Powiadasz, że wziął ślub z twoją panią; wierz mi, uczyniłby więcej, byle tylko dogodzić zachciance, i, razem z nią, zaślubiłby jeszcze i ciebie, jej psa i jej kota. Zawrzeć małżeństwo to dla niego drobnostka; nie używa innych sideł dla łowienia damulek, gotów jest do żeniaczki na prawo i lewo. Pani, panna, mieszczanka czy chłopka, nic dlań nie jest za zimne ani za gorące. Gdybym ci chciał wyliczyć imiona wszystkich, z którymi się pożenił po szerokim świecie, nie skończylibyśmy i do wieczora. Stoisz osłupiały i mienisz się na twarzy, słysząc to, co ci mówię: to zaledwie lekki zarys; aby nakreślić cały portret, inaczej by tu maźgać pędzlem potrzeba. To pewna, że gniew niebios dosięgnie go prędzej czy później i że lepiej by mi było służyć diabłu niż jemu. Dzięki niemu, muszę co dzień patrzeć na tyle okropności, iż chciałbym, aby się już znalazł nie wiem gdzie. Ale wielki pan a zarazem zły człowiek, to rzecz po prostu straszna; muszę mu wiernie służyć, mimo całego wstrętu. Strach zastępuje we mnie miejsce gorliwości, kiełza moje uczucia i zmusza mnie bardzo często, bym przyklaskiwał temu, na co moja dusza się wzdryga. Ale otóż idzie właśnie: rozejdźmy się lepiej. Słuchaj no tylko: mówiłem z tobą ze szczerości serca i niejedno mi się z gęby niepotrzebnie może wypsnęło; gdyby więc coś z tego miało dojść do uszu mego pana, powiem w żywe oczy, że zełgałeś.

      SCENA DRUGA

      DON JUAN, SGANAREL.

      DON JUAN

      Cóż to za człowiek z tobą rozmawiał? Wyglądał mi coś na poczciwego Guzmana, giermka donny Elwiry.

      SGANAREL

      Bo też to właśnie było coś podobnego.

      DON JUAN

      Jak to! To on?

      SGANAREL

      On sam.

      DON JUAN

      Odkądże przybył do miasta?

      SGANAREL

      Od wczoraj wieczora.

      DON JUAN

      I cóż go sprowadza?

      SGANAREL

      Sądzę, że pan się musi po trochu domyślać jego kłopotów.

      DON JUAN

      Chodzi o nasz wyjazd, z pewnością?

      SGANAREL

      Poczciwina srodze tym jest zgnębiony i pytał mnie o powód.

      DON JUAN

      I cóżeś odpowiedział?

      SGANAREL

      Że pan mi nic o tym nie mówił.

      DON JUAN

      No i co? A cóż ty sam myślisz? Jakie twoje zdanie o tej sprawie?

      SGANAREL

      Ja? Myślę, bez obrazy, że panu chodzi po głowie jakaś nowa miłostka.

      DON JUAN

      Tak sądzisz?

      SGANAREL

      Tak.

      DON JUAN

      Na honor! Nie omyliłeś się: muszę ci przyznać, że w istocie inny przedmiot wygnał Elwirę z moich myśli.

      SGANAREL

      Mój Boże! Czyż ja nie znam na palcach don Juana i czy nie wiem, że pańskie serce to największy włóczykij pod słońcem: lubi wędrować z jednej gościny w drugą, a nigdzie nie zagrzeje miejsca.

      DON JUAN

      I nie uważasz, powiedz, że dobrze czynię, postępując w ten sposób?

      SGANAREL

      Hm… panie…

      DON JUAN

      Cóż takiego? Gadaj.

      SGANAREL

      Z pewnością dobrze pan czyni, jeśli się panu tak podoba: temu nie można się przeciwić. Ale, gdyby się panu podobało inaczej, to by znowu było może co innego.

      DON