się dopiero po spożyciu nadmiernych ilości danego produktu, a nie są uwarunkowane genetycznie. Z pewnością mają więc oni dość koniecznych enzymów, by pozwolić sobie od czasu do czasu na odrobinę sosu śmietanowego, względnie kawałek bułki czy owocowy deser.
Jednak nadwrażliwości w żadnym wypadku nie należy lekceważyć. Nie na każdą zmianę w sposobie odżywiania się, do jakiej doszło w ostatnich dziesięcioleciach, musimy się posłusznie zgadzać. Nic dziwnego, że nasz organizm się buntuje, skoro jemy pszenicę na śniadanie, obiad i kolację, dostarczamy mu fruktozy wraz z niemal każdym przetworzonym produktem i pijemy mleko, choć czasy niemowlęce dawno za nami. Chroniczne bóle brzucha nie biorą się znikąd, tak samo jak nawracające biegunki czy poczucie ciągłego zmęczenia – i nikt nie powinien godzić się na nie bez protestu. Jeśli widzimy, że po odstawieniu danego produktu czujemy się lepiej, mamy pełne prawo zrobić to z korzyścią dla własnego zdrowia – choćby wyniki badań wykluczały celiakię lub silną nietolerancję fruktozy jako przyczynę naszych dolegliwości.
Oprócz podstawowego problemu nadmiaru przyczynami czasowej nadwrażliwości na określone produkty spożywcze mogą być też kuracje antybiotykowe, stres lub tzw. grypa jelitowa. W takim wypadku po powrocie do stanu równowagi powinna się także uregulować praca wrażliwego przewodu pokarmowego. Dlatego nie trzeba na zawsze rezygnować z produktów, których przez jakiś czas nie tolerowaliśmy – można je spokojnie znowu jeść, byle w ilościach, które jesteśmy w stanie przyswoić bez przykrych konsekwencji.
O kupie słów kilka
Drogi Czytelniku, przyszedł w końcu czas, by zająć się bliżej naszą grubszą potrzebą. Podciągnij więc szelki, popraw na nosie okulary i spokojnie napij się herbatki. Zachowując bezpieczny dystans, postaramy się zbliżyć do owych tajemniczych pagórków.
SKŁADNIKI
Często myślimy, że w skład kału wchodzi przede wszystkim to, co zjedliśmy. Nie jest to jednak prawda.
Aż w 75% kał składa się bowiem z wody. Każdego dnia tracimy z nim około 100 ml płynów. Podczas całego procesu trawienia jelito pobiera jednak nawet osiem, a czasem i dziewięć litrów wody. Dlatego też to, co widzimy w muszli sedesowej, jest oznaką absolutnie perfekcyjnej wydajności: cały płyn, który znalazł się w kupie, po prostu musiał tu trafić. Dzięki odpowiedniej zawartości wody stolec jest dostatecznie miękki, by gładko opuścić nasze wnętrze i w ten sposób bezpiecznie oczyścić organizm z odpadów przemiany materii.
Spośród elementów stałych jedną trzecią masy kału stanowią bakterie. To te mikroby, które odpracowały już swoje w szeregach flory jelitowej, i teraz są zwalniane z czynnej służby.
Kolejna jedna trzecia to niepodlegające trawieniu włókna roślinne. Im więcej jemy warzyw i owoców, tym większe robimy kupy. Roślinny jadłospis może sprawić, że waga odchodów wzrośnie z przeciętnych 100–200 aż do 500 gramów dziennie.
I wreszcie ostatnia część to jedna wielka zbieranina. Znajdują się tu wszystkie substancje, których organizm pragnie się pozbyć, a więc na przykład pozostałości lekarstw, barwników, a także cholesterol.
BARWA
Stolec zdrowego człowieka ma brązową lub żółtobrązową barwę. I to nawet wtedy, gdy nie zjedliśmy niczego w tym odcieniu. Identycznie wygląda sprawa z moczem – zawsze jest mniej lub bardziej żółty. A wszystko w związku z codziennym wytwarzaniem kolejnych porcji pewnej bardzo ważnej substancji, a mianowicie krwi. W jednej tylko sekundzie nasz organizm produkuje 2,4 miliona nowych krwinek. W tym samym czasie jednak identyczna ich liczba ulega rozpadowi. W trakcie tego procesu ich czerwony barwnik przybiera kolor zielony, a następnie żółty (takie przebarwianie obserwujemy również wtedy, gdy po uderzeniu zrobi nam się siniak). Niewielka część żółtego barwnika ulega wydaleniu bezpośrednio, czyli wraz z moczem.
Większość jednak trafia poprzez wątrobę do jelit. Flora bakteryjna dokonuje wówczas kolejnej modyfikacji kolorystycznej i z żółtego robi się brązowy. Ale odchody miewają też niekiedy inną barwę, a wiedza o jej pochodzeniu może nam się w pewnych sytuacjach bardzo przydać.
JASNOBRĄZOWA DO ŻÓŁTEJ. Taki odcień pojawia się na przykład w wyniku niegroźnej choroby nazywanej zespołem Gilberta. U dotkniętych nią osób wydajność jednego z enzymów odpowiedzialnych za rozkładanie krwi wynosi tylko 30% normy. W efekcie do jelit trafia znacznie mniej barwnika. Na zespół Gilberta cierpi około 8% ludzi na całym świecie, jest to więc dość popularna choroba. Zresztą wcale nie jest ona taka niebezpieczna, bo ów defekt enzymu nie powoduje praktycznie żadnych dolegliwości. Właściwie jedyny dokuczliwy skutek uboczny polega na tym, że osoby dotknięte zespołem Gilberta źle tolerują paracetamol, dlatego w miarę możliwości powinny się go wystrzegać.
Inną przyczyną żółtych stolców mogą być problemy z bakteriami jelitowymi – jeśli ich praca nie przebiega jak należy, nie pojawia się wytwarzany przez nie brązowy barwnik. Do zaburzeń tego rodzaju prowadzi choćby kuracja antybiotykowa lub biegunka.
JASNOBRĄZOWA DO SZAREJ. Jeśli połączenie pomiędzy wątrobą a jelitami zostanie zerwane lub „na linii” pojawią się zakłócenia (zwykle za pęcherzykiem żółciowym), może się zdarzyć, że do kału w ogóle przestanie trafiać barwnik odpowiadający za kolor krwi. Przerwanie naturalnych połączeń w organizmie nigdy nie jest dla nas korzystne, dlatego jeśli tylko zaobserwujemy szarawe zabarwienie stolca, powinniśmy udać się do lekarza.
CZARNA LUB CZERWONA. Świeża krew ma barwę czerwoną, a zakrzepła – czarną. Taki kolor stolca nie wynika już po prostu z obecności barwnika krwi (ten nadaje odchodom kolor brązowy). Tym razem do kału trafiają całe krwinki. Jeśli cierpimy na hemoroidy, jasna czerwień w kale nie jest zaskoczeniem. Wszystkie ciemniejsze odcienie czerwieni warto natomiast skonsultować z lekarzem – chyba że poprzedniego dnia jedliśmy buraczki.
KONSYSTENCJA
W roku 1997 opracowano tzw. bristolską skalę uformowania stolca. Nie jest więc ona szczególnie stara, zwłaszcza w zestawieniu z liczącą miliony lat historią ludzkich wypróżnień. Stolec podzielono tu na siedem typów, w zależności od konsystencji. Skala taka bywa bardzo pomocna, gdyż większość ludzi niechętnie dzieli się wiadomościami, jak wyglądała ich ostatnia kupa. Nie żeby było w tym coś złego, ale nie wszystko musi być tematem pogawędek. Problem polega jednak na tym, że w efekcie również osoby oddające nieprawidłowy stolec mogą uważać ten stan za normalny. W końcu skąd miałyby wiedzieć, że jest inaczej?
Właściwy proces trawienia, w wyniku którego stolec zawiera optymalną ilość wody, odpowiada typowi trzeciemu albo czwartemu w skali bristolskiej. Wszystkie pozostałe postacie kału odbiegają od normy. Jeśli one właśnie u nas dominują, powinniśmy zapytać o dobrego lekarza o przyczyny tego stanu rzeczy. Może się okazać, że na przykład nie tolerujemy określonych produktów spożywczych albo że dokuczliwym zaparciom da się w jakiś sposób zaradzić.
Zamieszczona poniżej skala zawiera oryginalne opisy autorstwa angielskiego lekarza Kena Heatona.
Typ 1. Separate hard lumps, like nuts (hard to pass) / Pojedyncze zbite grudki podobne do orzechów, trudne do wydalenia
Typ 2. Sausage-shaped but lumpy / Stolec o wydłużonym kształcie, grudkowaty