Ransom Riggs

Konferencja ptaków


Скачать книгу

Horatio pożreć swoje oczy. – Kilkoro moich przyjaciół wydało z siebie pełne obrzydzenia jęki. – Dzięki temu głucholec chyba skonsumował jego osobliwą duszę. Kilka minut później zaczął się przemieniać, sam nie wiem w co, pewnie w upiora albo w jego początkowe stadium.

      – I wtedy się obudziłam – dodała Noor. – A Horatio powiedział coś, co brzmiało jak wskazówka.

      – Potem skoczył z okna – dokończyłem.

      – Mogę zobaczyć tę mapę? – zapytała pani Peregrine.

      Podałem jej resztki mapy. Marynarka Millarda pochyliła się nad ramieniem pani P, gdy dyrektorka wygładziła na nodze fragment papieru. W pokoju zapadła cisza.

      – Z tego skrawka niewiele da się wyczytać – oświadczył Millard po kilku sekundach. – To kawałek znacznie większego dokumentu, mapy o charakterze topograficznym.

      – Wskazówka Horatio brzmiała jak dane z siatki współrzędnych – wyjaśniłem.

      – Pewnie więcej by nam to powiedziało, gdybyśmy mieli całą mapę – oznajmił Millard. – Albo gdyby na mapie widniały nazwy miast, dróg i jezior.

      Pani Peregrine pochyliła się niżej, przykładając do oka monokl.

      – Chyba je usunięto – powiedziała.

      – Zdziwniej i zdziwniej – mruknął Millard. – Wspominaliście, że były głucholec coś powiedział... Co konkretnie?

      – Powiedział, że możemy znaleźć ją w pętli – odparłem. – H nazwał to „silnym wiatrem”, a Horatio mówił, że „w sercu burzy”.

      – Coś wam to mówi? – Noor zwróciła się do wszystkich obecnych.

      – To mi wygląda na zapętlony huragan albo cyklon – odezwał się Hugh.

      – Ewidentnie – przytaknął Millard.

      – Która stuknięta ymbrynka zrobiłaby pętlę z czegoś tak okropnego? – spytała Olive.

      – Taka, która nie lubi gości – odparła Emma.

      Pani Peregrine pokiwała głową.

      – Słyszała pani o takim miejscu? – spytała ją Emma.

      Pani Peregrine zmarszczyła brwi.

      – Przykro mi, ale nie. Pewnie jest ukryte gdzieś w Ameryce. Na tym również nie znam się szczególnie dobrze.

      – Z pewnością istnieje jakiś specjalista – oświadczył Millard. – Nie rozpaczaj, droga panno Pradesh. Jeszcze to rozgryziemy. Mogę pożyczyć? – Podniósł mapę, która wydawała się płynąć w powietrzu.

      Popatrzyłem na Noor, a ona skinęła głową.

      – Okej – powiedziałem.

      – Jeśli nie zdołam tego rozgryźć, na pewno ktoś inny tutaj da radę – zapewnił nas Millard.

      – Mam nadzieję – westchnęła Noor. – Kiedy będziesz rozpytywał po okolicy, chciałabym pójść z tobą.

      – Oczywiście. – Millard wyglądał na zadowolonego.

      – A ja pomogę ci dowiedzieć się czegoś więcej o tym proroctwie – wtrącił Horace.

      – Możesz porozmawiać z panną Avocet – odezwała się pani Peregrine. – Dawno, dawno temu byłam jej uczennicą i pamiętam, że szczególnie interesowały ją obłąkanie, przepowiadanie przyszłości oraz pismo automatyczne. Prorocze teksty być może również podpadają pod tę kategorię.

      – Fantastyczny pomysł. – Horace przechylił głowę, patrząc na panią Peregrine, a jego oczy zalśniły. – Chociaż pewnie poszłoby szybciej, gdybym przez kilka dni nie musiał sprzątać...

      – W porządku – westchnęła dyrektorka. – Wobec tego ty też jesteś zwolniony z pracy, Millardzie.

      – To niesprawiedliwe! – jęknęła Claire.

      – Ja na pewno mógłbym się przydać. – Enoch uśmiechnął się szeroko. – Może powinniśmy porozmawiać z niedawno zmarłym H?

      Wzdrygnąłem się na wspomnienie trupa w lodzie, którego Enoch pomógł nam przepytywać jeszcze na Cairnholm.

      – Nie, dzięki, Enoch – odparłem. – Nigdy bym mu tego nie zrobił.

      – Coś wymyślę. – Wzruszył ramionami.

      Wszyscy rozmawiali ze sobą cicho, aż w końcu Noor wstała i odkaszlnęła.

      – Chciałam tylko podziękować – oświadczyła. – Jestem tu całkiem nowa i nie wiem, czy takie rzeczy są na porządku dziennym, czy nie... Proroctwa, porwania, tajemnicze mapy...

      – Nie aż tak często – zauważyła Bronwyn. – Przez prawie sześćdziesiąt lat nic się nie działo.

      – Więc... dziękuję. – Lekko zarumieniona z zakłopotania Noor usiadła.

      – Przyjaciele Jacoba są naszymi przyjaciółmi – oznajmił Hugh. – I tak właśnie ich traktujemy.

      Wszyscy zgodnie przytaknęli, a ja nagle spokorniałem, oszołomiony z zachwytu, że mam takich przyjaciół.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4QAYRXhpZgAASUkqAAgAAAAAAAAAAAAAAP/sABFEdWNreQABAAQAAABkAAD/4QNkaHR0cDov L25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wLwA8P3hwYWNrZXQgYmVnaW49Iu+7vyIgaWQ9Ilc1TTBNcENl aGlIenJlU3pOVGN6a2M5ZCI/PiA8eDp4bXBtZXRhIHhtbG5zOng9ImFkb2JlOm5zOm1ldGEvIiB4 OnhtcHRrPSJBZG9iZSBYTVAgQ29yZSA1LjAtYzA2MSA2NC4xNDA5NDksIDIwMTAvMTIvMDctMTA6 NTc6MDEgICAgICAgICI+IDxyZGY6UkRGIHhtbG5zOnJkZj0iaHR0cDovL3d3dy53My5vcmcvMTk5 OS8wMi8yMi1yZGYtc3ludGF4LW5zIyI+IDxyZGY6RGVzY3JpcHRpb24gcmRmOmFib3V0PSIiIHht bG5zOnhtcE1NPSJodHRwOi8vbnMuYWRvYmUuY29tL3hhcC8xLjAvbW0vIiB4bWxuczpzdFJlZj0i aHR0cDovL25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wL3NUeXBlL1Jlc291cmNlUmVmIyIgeG1sbnM6eG1w PSJodHRwOi8vbnMuYWRvYmUuY29tL3hhcC8xLjAvIiB4bXBNTTpPcmlnaW5hbERvY3VtZW50SUQ9 IjgzQ0MzMjA5QzhCN0QwNzJDQUYyMjAwOUE5NjhDNDdFIiB4bXBNTTpEb2N1bWVudElEPSJ4bXAu ZGlkOjNFNzBFMzEyOUE1NDExRUE5NjBGRDEzQjkxMTE3NEY5IiB4bXBNTTpJbnN0YW5jZUlEPSJ4 bXAuaWlkOjNFNzBFMzExOUE1NDExRUE5NjBGRDEzQjkxMTE3NEY5IiB4bXA6Q3JlYXRvclRvb2w9 IkFkb2JlIFBob3Rvc2hvcCAyMS4xIChXaW5kb3dzKSI+IDx4bXBNTTpEZXJpdmVkRnJvbSBzdFJl ZjppbnN0YW5jZUlEPSJ4bXAuaWlkOmQxMmNkY2NkLTA1ODQtNzk0MC1hMjJmLTkyMjE1OTAyZWQw MCIgc3RSZWY6ZG9jdW1lbnRJRD0iODNDQzMyMDlDOEI3RDA3MkNBRjIyMDA5QTk2OEM0N0UiLz4g PC9yZGY6RGVzY3JpcHRpb24+IDwvcmRmOlJERj4gPC94OnhtcG1ldGE+IDw/eHBhY2tldCBlbmQ9 InIiPz7/7gAOQWRvYmUAZMAAAAAB/9sAhAABAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEB AQEBAQEBAQEBAQEBAgICAgICAgICAgIDAwMDAwMDAwMDAQEBAQEBAQIBAQICAgECAgMDAwMDAwMD AwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwP/wAARCAUeAyADAREAAhEB AxEB/8QAzwAAAQQDAQEBAQAAAAAAAAAABgQFBwgDCQoCAQALAQACAwEBAQEAAAAAAAAAAAADBAEC BQYABwgQAAICAQMEAQMDAwMDAgMBEQIDAQQFERIGACETBxQxIghBFQlRMiNhJBZxQjOBCpFSJRcY oUM0scFickQZUzXhJtGCJxEAAgECBAQDBQcCBQIFAAAXAQIDABEhMRIEQVETBWFxIoGRoTIG8LHB 0UIjFOEz8VJiFQdyJIKS0kM