próbował go nawracać ani rozmawiać o religii. Zdawał się szanować jego ateizm. Emma i Montserrat nie podzielały jego zdania, kiedy wspominał im o księdzu. „Tacy są najgorsi. Udają obojętność, ale niepostrzeżenie cię werbują. Uważaj na niego”, ostrzegała go siostra, jakby mówiła o diable.
Tego popołudnia Dalmau nawet nie zdążył przywitać się z wielebnym, który czekał na nich w salonie. Don Manuel natychmiast chwycił duchownego pod ramię i zaciągnął go do pracowni, szeptem tłumacząc powody swojego zachowania. Dalmau stał pod imponującym kryształowym żyrandolem, na środku pokoju pełnego mebli, dywanów, gobelinów, figurek i obrazów, obserwowany przez doñę Celię i jej dwie córki. Krępująca cisza sprawiła, że nawet synek mistrza odłożył zabawkę i skierował wzrok na gościa. Úrsula jak zwykle przywitała go niepokojącym uśmieszkiem. Zniknął z jej twarzy, gdy tylko matka odwróciła głowę, odpowiedziawszy oschle na pozdrowienie Dalmaua.
Służąca, która otworzyła im drzwi, zniknęła. Kobiety nie zwracały na niego uwagi: doña Celia wróciła do czytania, a jej córki do szycia, choć Úrsula znów zerknęła na niego kątem oka. Don Manuel zamknął się w pracowni z księdzem. Dalmau zastanawiał się, czy nie powinien pójść do kuchni: choć mistrz nie wydał mu takiego polecenia, właśnie tak to się odbywało. Pozbawiony manier robotnik w poszarpanym ubraniu nie miał prawa obcować z bogaczami. Uśmiechnął się, bo nagle zdał sobie sprawę, że nigdy nie siedział na kanapie w tym salonie, nie miał nawet okazji stanąć przy jednym z dużych okien wychodzących na Passeig de Gràcia i z tego uprzywilejowanego miejsca obserwować przechodniów, napawając się widokiem opływającego w zbytki miasta. Zawsze szedł prosto do kuchni albo do pracowni mistrza.
Doña Celia podniosła oczy znad książki i zmierzyła go wzrokiem. Na jej twarzy malowało się oburzenie, jakby naruszył prywatność jej i jej dzieci. Zadzwoniła szklanym dzwonkiem, tak mocno, że omal go nie stłukła.
– Zabierz go do kuchni – nakazała służącej, która przybiegła na wezwanie pani.
Pożegnał się lekkim skinieniem głowy i podążył za dziewczyną.
– Witaj, Anno – pozdrowił kucharkę, która krzątała się przy żelaznej kuchni na kilka fajerek.
Kobieta odwróciła głowę i rozejrzała się, żeby sprawdzić, czy w pobliżu nie ma doñi Celii, jej córek albo którejś ze służących, która mogłaby donieść pani, że okazuje sympatię Dalmauowi. Ale w kuchni był tylko ten młody człowiek, który ubierał się jak obdartus, żeby nie musieć siadać przy stole z państwem. Uśmiechnęła się. Chociaż brakowało jej zębów, uśmiech dodawał uroku twarzy o pucołowatych policzkach zaczerwienionych od unoszącej się znad garnków pary. Anna lubiła karmić tych, którzy zaglądali do jej kuchni.
– Siadaj! – przykazała. – Na pierwsze będą ziemniaki z fasolką i kalafiorem, na drugie kurczak i pisto. Ale jeszcze nie skończyłam gotować, przyszliście dziś wcześniej.
– Pyszności – odparł Dalmau, choć sprawa siostry odebrała mu apetyt.
Usiadł przy stole z nieoheblowanego drewna, wyciągnął z kieszeni blok i węgiel i zaczął rysować.
– A na deser flan – dodała Anna. Postawiła przed nim szklaneczkę mocnego czerwonego wina, którego używała do potraw, po czym wróciła do garnków.
Przez kilka minut oboje milczeli: Dalmau rysował, kucharka kroiła tasakiem kurczaka, jednocześnie pilnując papryki i bakłażanów, które dusiły się na wolnym ogniu.
– Co robisz? – zapytał chłopak na odgłos skwierczenia, nie podnosząc wzroku znad kartki.
– Smażę kurczaka – odparła kucharka. – A ty?
Staram się nie zwariować, pomyślał Dalmau, który gryzmolił po kartce w oczekiwaniu na decyzję don Manuela.
– Rysuję – odpowiedział.
– Co? – dopytywała Anna, krzątając się za jego plecami.
– Kurczaka, bakłażany, papryki…
Kucharka odwróciła głowę i ruchem brody poprosiła, żeby pokazał jej rysunki. Okazało się, że Dalmau namazał tylko kilka kresek.
– Zawsze mnie oszukujesz – poskarżyła się.
– No to niech się pani nie daje oszukiwać. Niech się pani nie daje oszukiwać.
Oboje spojrzeli w stronę drzwi: w progu stała Úrsula, starsza córka mistrza.
– Panienka wybaczy – przeprosiła Anna i wróciła do smażenia kurczaka.
– Co to za rysunek? – zapytała Úrsula, podchodząc do Dalmaua.
Kucharka nie odpowiedziała; zrobił to on.
– Nic takiego. – Podarł kartkę na drobne kawałki, zmiął je i schował do kieszeni.
Dziewczyna przyglądała się temu nieporuszona.
– Pójdziesz ze mną – rzuciła kpiącym tonem. – Mój ojciec chce cię widzieć.
Dalmau zerwał się z krzesła i podążył za Úrsulą. W jego głowie kotłowały się myśli: Montserrat, więzienie, gwałt, odmowa mistrza…
Zaaferowany, wszedł do pokoju. Úrsula zamknęła za nim drzwi. Przez chwilę przyzwyczajał oczy do mroku rozjaśnianego jedynie przez małe okienko wychodzące na podwórze. Odkrył, że znajdują się w schowku, pośród kuchennych sprzętów, mioteł, wiader i środków czystości.
– Co tu robimy? – zapytał. – Nie mówiłaś, że wzywa mnie twój ojciec?
– Wezwie cię, jeżeli mu w tym nie przeszkodzę – oznajmiła Úrsula. Dalmau wyprostował plecy i z niezrozumieniem pokręcił głową. – Słyszałam jego rozmowę z wielebnym Jacintem… – wyjaśniła, nie dając mu dojść do słowa. – Wiem o twojej siostrze.
– I? – Zachęcił ją, by mówiła dalej.
– Wiesz, że ojciec spełni każde moje życzenie. Mogłabym się wstawić za twoją siostrą. Montserrat, prawda? Jesteśmy w tym samym wieku. Podobno ją zgwałcili, to straszne. Ale mogłabym też skłonić matkę, żeby się sprzeciwiła, a wtedy ojciec nie ruszy palcem w jej sprawie.
– Ile mnie to będzie kosztowało?
– Niedużo – odpowiedziała uwodzicielskim tonem. Przysunęła się i musnęła ustami jego wargi. – Bardzo niedużo – powtórzyła, odsuwając się, ciekawa jego reakcji.
– Nie sądzę, żeby to był właściwy sposób… – zaprotestował. Chciał ją wyminąć i wyjść ze schowka.
– Przysięgam na Boga, że jeżeli nie zrobisz tego, co ci każę, twoja siostra zgnije w więzieniu!
Dalmau dostrzegł na twarzy Úrsuli twarde, groźne rysy doñi Celii. Przysięgła na Boga! Słowa te, wypowiedziane przez córkę człowieka, który potrafił zwolnić pracownika za bluźnierstwo czy przekleństwo, przeraziły go bardziej niż zimne spojrzenie, z jakim czekała na jego decyzję.
– To byłoby nie w porządku. Wasz Bóg… – próbował ją przekonać, ale ona była pewna swego: chwyciła go za rękę, przyłożyła ją do swojej piersi i westchnęła. – Jezus Chrystus… – jąkał się Dalmau. Úrsula namiętnie pocałowała go w usta, ale nie wsuwając w nie języka. – Jezus Chrystus nauczał… – ciągnął chłopak, korzystając z tego, że dla zaczerpnięcia oddechu oderwała się od jego warg. Co on wiedział o Chrystusie i jego naukach! – To nie w porządku – powtórzył.
Dziewczyna złapała go za rękę i zmusiła, żeby przez sukienkę ściskał i masował jej pierś. Drugą dłoń chłopaka włożyła sobie między nogi,